piątek, 29 maja 2015

Zakochana para.

No i stało się.
Poszłam sobie urodzić dziecko. Kilka dni mnie nie było zaledwie, a syn mój się zakochał.
Ma na imię Klara, On bywa jej małym pieskiem i wkrótce wezmą ślub.
O.
Na przedstawieniu z okazji Dnia Matki ucałowała Go czule w policzek, aż mnię szpilka zazdrości w serce ukłuła...
Szybko jednak ogarnęłam matczyne emocje i do torebki schowałam, gdyż słodzizna z niej ponadprzeciętna.
No i wiadomo, kobieta na faceta zwykle wpływ ma zbawienny;-).

wtorek, 26 maja 2015

Przedstawiam Wam ...

Czy można mieć piękniejszy prezent w Dniu Matki niż własny, maleńki, pachnący 
dzidziuś w ramionach?
No powiedzcie, może być?

Przedstawiam Wam mojego Małego Księcia - przeuroczego jegomościa o naturze anioła...
Moje drugie największe szczęście
 Fryderyk






















piątek, 15 maja 2015

Magia ciążowego brzucha.

Zegar biologiczny zaczyna się odzywać u każdej kobiety o innej porze ;-)

Kilka lat temu pracowałam w koncernie, którego jedną z grup produktowych, były kosmetyki dla dzieci.
Zdarzało mi się w związku z tym bywać w sklepach pełnych dziecięcych artykułów.
Pewnego dnia, czekając na kierowniczkę, zaczęłam oglądać wózki.
Głębokie.
Tak sobie, z nudów.
Położyłam dłoń na rączce...
Polulałam...
I pozamiatało mnie.
Zegar zaczął bić jak szalony.

Jeśli chodzi o decyzję o drugim dziecku, to mimo ogromnego pragnienia, miałam wiele obaw.
Teraz zupełnie tego nie rozumiem.
Same zresztą pamiętacie.
Trochę bałam się też ciąży.
Trochę związanych z nią ograniczeń...
Lampeczki winka się skończą wieczorne.
I pleśniowe sery...
I jędrność ciała.
A w zamian nudności, poranne pawie, niedołężność, wzdęcia i obolały biust.

A teraz, z perspektywy czasu...
Za parę dni pożegnam swój brzuszek.
I coś Wam powiem, moje drogie, które boicie się tak, jak i ja się bałam.
NIE MA BARDZIEJ MAGICZNEGO okresu w życiu kobiety. Nie odmawiajcie sobie tego.
Nie wolno Wam tego sobie odmówić!
Nie czekajcie na idealny czas, bo taki nie istnieje.
Jeśli tylko pojawiła się w Waszej głowie taka myśl, jeśli zaczynacie się zastanawiać, a hamują Was jedynie obawy - do dzieła!
Zamknijcie oczy i wykonajcie ten ruch.
Pragnienie zamieńcie w czyn.
Bo zaraz potem zaczną dziać się PRAWDZIWE CUDA.
Obiecuję ;-)



środa, 13 maja 2015

Afirmacja.

Byłam twarda.
Naprawdę. Jeszcze wczoraj byłam twarda.
Bardzo bałam się przedwczoraj. Oj, złapało mnie nie na żarty.
Jednak wsparcie Wasze i koleżanek, które TO przeszły bardzo mnie uspokoiło.
Do tego stopnia, że jeszcze wczoraj podchodziłam do TEGO na luzaku. Byłam raczej zrelaksowana.
Dziś w nocy śnił mi się mój brzuszkowy dzidziuś.
Karmiłam go piersią.
Mleko pryskało, kapało.
Białe. Tłuste.
Cudownie.
Usypiałam go.
Był TAKI ŁADNY.
Obudziłam się wyspana, z poczuciem misji do wykonania.
Potem, przy szykowaniu śniadania zaczęły trząść mi się ręce.
Kiedy tłumaczyłam mojemu synkowi, że dziś nie będzie mnie już, kiedy wróci,.. przeszedł mnie dreszcz.
Wyszykowałam go do przedszkola.
Pożegnałam jak zwykle.
Pomachał rączką. "Pa mamusiu!". "Pa syneczku".
Ot, zwyczajnie.
Wyszli z dziadkiem.
Zamknęłam drzwi.
I opanowała mnie panika.
PRZECIEŻ JA SIĘ Z NIM NIE POŻEGNAŁAM!!!
A jeśli to był nasz ostatni raz...
Boję się!
STRASZNIE!
Wściekła jestem na siebie. Dzieci mi się zachciało. Ciąż, brzuszków i karmienia piersią.
A jak umrę?
A jeśli już nigdy nie zobaczę mojego małego królewicza z bajki?
Od wczoraj żegnam się ze światem.
Tak.
Podświadomie.
Ostatnie zasypianie w swoim łóżku. Ostatnie szykowanie śniadanka dla mojego synka. Ostatnie wywieszone pranie. Ostatnie witanie słońca przy odsłanianiu rolety na oknie. Ostatni majowy dzień...

Uprałam i wyprasowałam wszystkie ubranka dla Nacia. Mieszkanie błyszczy. Zapisałam mężowi numer mojego konta i pin. Spisałam dla siostry wskazówki co do opieki nad Natankiem. I ostatnią wolę co do moich dzieci.

A teraz siedzę i ryczę.
Umrę.
Na pewno będę uczulona na znieczulenie lub inne leki i umrę. Źle znoszę nawet znieczulenie zęba, a co dopiero w kręgosłup. Zawsze robi mi się słabo.
Będę musiała rozstać się z moimi chłopcami!
Za chwilę zwariuję!
Aaaaaaaaaaa!
Jezu nie pozwól!

Prrrrrryyyyyyyy.

Kobieto.
Zabieg potrwa czterdzieści minut. Unikniesz kilkunastogodzinnej męki.
Zagrożenie przy cięciu jest równe temu przy wycinaniu migdałków. Powiesz o swoich doświadczeniach i obawach anastezjologowi. Będziesz pod opieką lekarzy, a nie sama w jakiejś w dziczy. Wybrałaś lekarza, któremu ufasz i który ma bardzo dobrą opinię. Będzie przy tobie twoja najlepsza na świecie położna, która łagodnie cię przez TO przeprowadzi.
Czy słyszałaś, aby w twoim otoczeniu ktoś umarł podczas cięcia?
Po góra piętnastu minutach od rozpoczęcia zabiegu, zobaczysz swojego wymarzonego, drugiego synka.
I zacznie działać magia. Bo razem z nim urodzi się najcudowniejsze uczucie na świecie - miłość do dziecka. Która będzie zalewać cię codziennie na nowo. Teraz już podwójnie. Do końca życia...
Oczywiście bardzo szybko dojdziesz do siebie, bo po masakrze, którą przeżyłaś za pierwszym razem, już nic cię nie wzruszy. Na drugi dzień zepniesz poślady i bez rozczulania z godziny na godzinę będziesz wracała do normalności - tak jak mówiła Julka, Marta, Aga. Pamiętasz Paulę, którą sama namówiłaś na cięcie, na drugi dzień po zabiegu? Fruwała. Sama byłaś w szoku. Pamiętasz?
W sobotę  wypuszczą cię już do domu, bo maluszek i ty będziecie w świetnej formie. Po powrocie wyściskasz Nacia. I wycałujesz. Rączki, stópki, każdego paluszka.
Dzidziuś natomiast będzie genialnie spokojny. Taki typ, że tylko je i śpi. Aaaa no i jeszcze zabrudza pieluszki pachnącą kupeczką.
A po tygodniu to już tylko słońce, spacery i powrót do normalnego funkcjonowania.
O!
Tak właśnie będzie!

A teraz jeszcze raz.
Zabieg potrwa czterdzieści minut. Unikniesz kilkugodzinnej męki.
Zagrożenie przy cięciu...



niedziela, 10 maja 2015

We dwoje.

Leżałam sobie ostatnio w ciągu dnia.
Na kanapie.
Na boku.
Ogromny brzuch przede mną.
Odsłoniłam go.
Maluch zaczął się przeciągać.
Oj Synku, Ty to jak się czasem przeciągniesz, to od razu wiem, że silny chłopak z Ciebie.
Położyłam rękę na brzuchu.
Pogłaskałam.
Pomasowałam wystające wybrzuszenie.
Stópka?
Powoli schowałeś ją do środka...
Zamknęłam oczy.
Zobaczyłam Cię.
Maleńka buźka. Słodki nosek. Drżąca od płaczu bródka... Gładkie jak puch włoski na miniaturowej główce. Wydęty brzuszek. Maleńka pupcia. I stópki...
- Czeka tu na Ciebie cudowny braciszek, wiesz?
I fantastyczny tata. I mniej fantastyczna mama...
Powiedziałam do brzucha i...
Poryczałam się.
Patrzyłam na ten wielki brzuch, leżący przede mną. Na naciągniętą do granic możliwości skórę. Niebieskie żyły pod nią...

Boję się.
Ale też cieszę ogromnie.
Ile skrajnych myśli i emocji przechodzi przez umysł i serce ciężarnej kobiety tuż przed porodem, wie tylko matka.
Boję się zbliżającego porodu. BARDZO!
Boję się, że umrę.
Poważnie.
Boję się zmęczenia, gdy już po wszystkim ciało będzie odmawiać mi posłuszeństwa, a Ty nie będziesz miał litości.
Ale o wiele silniejsze jest moje pragnienie zobaczenia jak wyglądasz, dotknięcia Cię, przytulenia poczucia ciepła Twojego maleńkiego ciałka... Tak długo na Ciebie przecież czekam.

Cudownie było Cię mieć przez te kilka miesięcy przy sobie...
Zawsze razem. Najbliżej jak się da.
Jest w tym byciu jakaś magia.
Przez dziewięć miesięcy sterowałeś moim ciałem.
Ani przez chwilę nie byłam sama... Ty byłeś ze mną w każdej najmniejszej chwili.
Mój maleńki, fantastyczny kompan...
Od pierwszego dnia, gdy dowiedziałam się, że jesteś. Od pierwszego wieczoru, gdy zasypiając gładziłam płaski jeszcze brzuch. Do dziś...
I choć mogłabym tak trwać...
Musi się skończyć coś, aby zacząć mogło się coś jeszcze lepszego.
Żebym mogła Cię przywitać.
Poznać.
Abym mogła się Ciebie nauczyć.
I przedstawić Cię światu...

Dziękuję Ci za piękną przygodę.
Do zobaczenia po drugiej stronie...
Mój mały kapitanie...


piątek, 8 maja 2015

O wiciu gniazda i naszej wyprawce dla dzidziusia.

Ostatnio przyjaciółka, która doradzała mi sprawie świecących kulek, z uśmieszkiem zapytała w zasadzie twierdząco, czy wiję gniazdo.
Głupia no. O co z tym wiciem wszystkim chodzi.
Nieeee, ja tam niczego nie wiję.
A co ja kaczka? Albo przepiórka jaka?
Tak myślałam jeszcze przedwczoraj.
Dzisiaj, kiedy usiadłam i z dumą popatrzyłam na swoje mieszkanko - olśniło mnie.
Gotowe jest WSZYSTKO.
Kupione, rozłożone, poprane. Wypoczynek wyczyszczony. I dywan. Łóżeczko, wózek, fotelik do samochodu, huśtawka dla niemowlaczka, komoda pełna ubranek, walizka do szpitala spakowana i ubranka do odebrania dzidziusia też.
Ufffff.
Poczułam ulgę.
I uśmiechnęłam się do siebie - ty głupia babo, no uwiłaś, uwiłaś, bo instynktu zwyczajnie nie da się zagłuszyć.


















Jeśli coś się Wam spodobało, śmiało pytajcie - z przyjemnością podam namiary.



czwartek, 7 maja 2015

Jak rozsądnie przytyć w ciąży.

Temat, który dzisiaj poruszę jest zaraz po porodzie, karmieniu piersią, byciu "dobrą matką", rozstępach i zmarszczkach, chyba najbardziej drażliwym tematem wśród kobiet.
Być może po tym wpisie niektóre z Was poczują się urażone, bądź zwyczajnie się na mnie wkurzą.
Bo nie lubimy prawdy. Bo prawda w oczy kole.

Waga.
A dokładniej TYCIE.
Tycie w ciąży.
Która z nas nie jest na niemal permanentnej diecie.
Jeżeli nie jesteśmy na diecie, to zwykle unikamy odzieżowych zakupów na żywo, bo widok własnej doopy w sklepowej przymierzalni zwyczajnie nas dobija.
Ewentualnie zżerają nas wyrzuty sumienia po kolejnym pochłoniętym ciastku czy batonie, choć wmawiamy sobie, że kochanego ciałka nigdy za dużo.

A w ciąży?
W ciąży to w końcu JESTEŚMY USPRAWIEDLIWIONE! Mamy apetyt, mamy dziecko w brzuchu, więc dla JEGO DOBRA możemy żreć do woli. A przy tym tyć. Bo przecież i tak potem się schudnie. Karmiąc piersią, to w ogóle raz, dwa, trzy schudnie się właściwie samo.

W pierwszej ciąży przytyłam osiemnaście kilo. Razem z pięcioma nadprogramowymi jeszcze sprzed ciąży - dwadzieścia trzy.
Dwadzieścia trzy kilogramy przy metrze sześćdziesiąt wzrostu. Wyglądałam jak ciężarna świnia, ewentualnie foka tudzież waleń. I nie przesadzam.
Wygląd nie był jednak najgorszy.
Najgorsze były fizyczne dolegliwości. Nadwaga "dusiła" mnie od piątego miesiąca. Męczyła mnie permanentna zgaga, zaparcia. STRASZNIE bolał kręgosłup, że już nie wspomnę o puchnięciu stóp, rąk, wszystkiego! W dziewiątym miesiącu miałam wrażenie, że pęknę w szwach.

Razem z porodem, w szpitalu zostawiłam osiem kilo, Potem zeszły jeszcze trzy. Potem pomimo karmienia piersią wróciły dwa...
Dwanaście kilo chudłam przez cztery miesiące na restrykcyjnej diecie, okraszonej częstymi, intensywnymi treningami. BO NIE MOGŁAM NA SIEBIE PATRZEĆ. Bo osiem miesięcy po porodzie, gdy przymierzałam jakąś kieckę w sklepie, pani ekspedientka zapytała mnie, który to miesiąc! Ciąży...
Pozbycie się tego dziadostwa kosztowało mnie tyle wysiłku i wyrzeczeń, że powiedziałam sobie - nigdy więcej!

Aktualnie jestem w trzydziestym siódmym tygodniu ciąży i przytyłam dziewięć kilo. Dziecko jest większe, niż wskazuje norma w tym czasie.
Ta ciąża była diametralnie różna od wcześniejszej i jestem pewna, że ogromny wpływ na to miała zmiana trybu żywienia. Czułam się dobrze. I dziś się czuję. Praktycznie żadne z wyżej wymienionych dolegliwości mnie nie męczy.

Nie, nie odchudzałam się. Nie głodziłam się. Nie miałam takiej możliwości, bo gdy tylko pojawiał się głód, musiałam zjeść NATYCHMIAST! Bo czułam, że za chwilę umrę, ewentualnie padnę na pysk.
Wykluczyłam natomiast "złe węglowodany". Ciastka, batoniki, białe pieczywo, biały ryż, cukierki, czekoladki, chipsy Pozwalałam sobie na kawałek torta, ciasta okazjonalnie. Gdy miałam nieokiełznaną ochotę na słodkie - jadłam kawałek gorzkiej czekolady lub robiłam sobie ma słodko pyszną inkę z mlekiem.

Nie piłam kolorowych napojów. W zamian za to dużo wody, niesłodzonych soków, zielonej herbaty, zbożowej kawy z mlekiem. Duuużo mleka!
Jadłam regularnie co trzy godziny.
Na pierwsze śniadanie jogurt naturalny, trzy łyżki płatków owsianych, banan, brzoskwinia, ananas, mrożone truskawki, w zależności na co miałam ochotę.
Na drugie - ciemne pieczywo, chuda wędlina, twarożki ze szczypiorkiem, sałatka.
Na obiad - chude mięsa, KASZE lub ziemniaki (bez masła, śmietany), zawsze surówka. Duuużo surówki. I zupy. Dużo zup! Razem z mięskiem.
Codziennie w ramach deseru jadłam OWOCE. Czasami orzechy, suszoną żurawinę, jagody goi.
Na kolację różnie - w zależności na co miałam ochotę. Przez dwa tygodnie na przykład jadłam codziennie pomidory z mozzarellą, bazylią i pesto;-) Czasami surowe jarzyny. Czasami jogurt, a czasami kubek kakao lub szklankę wody - bo na nic innego nie miała ochoty.
Gdy mnie naszła ochota - grzeszyłam. Zdarzyły się frytki z McDonalda, skrzydełka z KFC, wieczorna pizza. Jednak sporadycznie.

Na podstawie obserwacji swojego organizmu wnioskuję, że kluczowa jest zmiana przyzwyczajeń żywieniowych już przed ciążą. Do tego dobrze mieć unormowaną pojemność żołądka.Trudno zachować rozsądek, gdy mamy rozepchany żołądek i ciągle chce nam się jeść.
No i te nieszczęsne węglowodany, których możesz zjeść tonę, a i tak za chwilę jesteś głodna. I to podwójnie.
Albo wygładzanie się "bo nie miałam czasu". Organizm jest tak przerażony, że mogłabyś wtedy zjeść tonę żarcia żeby poczuć cień sytości.
Nie bez znaczenia jest także przygotowanie ciała do ciąży poprzez porządny, co najmniej kilkutygodniowy wysiłek fizyczny. W im lepszej formie zaczniesz, w tym lepszej skończysz.

Książkowo w ciąży powinno się przytyć 12-14 kilo. Mieści się w tej sumie waga dziecka, wód płodowych, łożysko, zwiększona objętość krwi i wody w organizmie, powiększony biust i ok. trzech kilogramów nadprogramowej tkanki tłuszczowej.
Nie obraź się, ale reszta to Twoja bezmyślność, próżność i łakomstwo.
Twoje obżarstwo, trzeci baton, czwarta szklanka coca coli, codzienny burger z McDonalda czy nawet zwykłe tłuczone ziemniaki z sosem, nie są niczym dobrym dla Twojego dziecka, nawet jeśli babcia czy teściowa mówią - jedz za dwóch, teraz musisz o siebie dbać...



















niedziela, 3 maja 2015

Jak nosić noworodka w chuście.


Jednym ze sposobów na ukojenie płaczącego noworodka jest stabilna pozycja ciała, czyli stworzenie mu warunków jak w brzuchu mamy.
Najmniej naturalną pozycją jest leżenie na wznak. Jest to pozycja uważana za najbezpieczniejszą do spania, ale nieziemsko trudno uśpić w niej noworodka, bo jest zupełnie nienaturalna.
Dlatego usypiamy bobasa w pozycji stabilnej,a dopiero gdy twardo śpi, układamy na wznak.
My dla dodatkowego bezpieczeństwa zaopatrzyliśmy się w poduszkę piankową -  klin.

Wspomnianą stabilność daje niemowlaczkowi leżenie na boku lub brzuszku, bo wówczas dziecko policzkiem czuje podłoże.
Idealne jest noszenie w chuście...
I to od pierwszych dni życia.
Bo wtedy jest blisko mamy,ciasno i stabilnie, a do tego mama chodząc kołysze swoje dziecko zupełnie tak, jak kołysała je w brzuchu.
Wiele wyczerpujących informacji na ten temat znajdziecie u Moniki Dawidowicz, KTÓRA STWORZYŁA NA SWYM BLOGU WPIS ZBIERAJĄCY WSZYSTKO!


Nasza chusta już czeka;-)

Kupiłam bawełnianą, tkaną marki LITTLE FROG
Jest miła w dotyku i mięciutka, choć obawiam się, że na lato ciut za gruba.

Liczę jednak bardzo na jej skuteczność.
A poniżej link do grupy na f.b., gdzie można kupić lub sprzedać używaną chustę 

oraz kilka filmików o tym jak bezpiecznie zawiązać w chustę noworodka.
I nie tylko...