wtorek, 15 lutego 2011

ŚWIADECTWO UKOŃCZENIA CIĄŻOWEJ SZKOŁY PRZETRWANIA;-)


W tym roku Walentynki spędzamy w mało walentynkowym miejscu:-) .  Nie będzie kolacji w restauracji, SPA, ani nawet kina… Nie mogę też nic mężowi mojemu sprezentować.  Jedyne, co mogę  to pisać. Już dawno miałam w planie takiego posta, który podsumowałby udział tatusia-Maciusia w ciąży naszej. Dzisiaj w ramach prezentu, postanowiłam stworzyć  dla tatusia-Maciusia ŚWIADECTWO UKOŃCZENIA CIĄŻOWEJ SZKOŁY PRZETRWANIAJ
Początki były różne… I to może pominę. Nie ma co się nad nimi rozwodzić, bo były po prostu bardzo nieudolne. Liczy się całokształt!
Zatem Maciejku… Chciałabym, żebyś wiedział, że w głównej mierze dzięki Tobie moja pierwsza ciąża była dla mnie najszczęśliwszym czasem w życiu. A stało się tak za sprawą wielu różnych Twoich zachowań, których nigdy nie zapomnę, bo rozczulają mnie wyjątkowo…
Nigdy nie zapomnę wyrazu Twojej twarzy, kiedy pierwszy raz zobaczyłeś naszego synka w 14 tygodniu ciąży na usg… BEZCENNEJ
Nigdy nie zapomnę też szczerości w Twoim głosie i spojrzeniu, kiedy z gołym brzusiem przemykałam do łazienki, a Ty za każdym razem popadałeś w zachwyt. BEZCENNE
Nigdy nie zapomnę również, jak nasz synek wyjątkowo reagował na Twoją dłoń, kiedy wieczorami przykładałeś ją do brzuszka. Nawet kiedy ruchy były jeszcze bardzo słabiutkie, czułam jak maluszek podpływa, właśnie tam , gdzie cieplutka ręka  taty. Przyznam, że momentami byłam nawet troszkę zazdrosna, bo miałam wrażenie, że woli Twój dotyk niż mój…  BEZCENNE:-)
Bezcenne jest także wspomnienie Twojego przejęcia na Szkole Rodzenia i widoku Ciebie przewijającego z zapałem i ubierającego lalkowego bobasa. Nigdy nie zapomnę tych Twoich wypieków na twarzy…  BEZCENNE
Ale dziękuję Ci również za tysiące bardziej prozaicznych rzeczy, które dla nas robiłeś: za masaże obolałych plecków; za jakże fachowe malowanie paznokci u stóp, kiedy przestałam już sięgać; za pomoc w przygotowaniach intymno-higienicznych przed każdą wizytą u doktora, za świeże mleko i bułki pełnoziarniste o poranku; za zaangażowanie w zakupy dla naszego maluszka i zachwycanie się najdrobniejszymi gadżetami;  za wyszukiwanie : najlepszego laktatora, butelki, termometru na podczerwień (Ty wiesz;-)), niani elektronicznej oraz za 1000 innych drobnych, a jakże wielkich rzeczy.
Na koniec bardzo dziękuję Ci za ten miniony tydzień. Dzięki Tobie jeszcze jakoś się trzymam. Bo przyjeżdżasz codziennie tyle kilometrów, bo spełniasz wszystkie moje prośby, bo czuję, że rzeczywiście jesteś na dobre i na złe…  Bo jesteś dzielny, choć widzę te sine podkówki pod Twoimi oczami, które nawet kiedy nic nie mówiłeś, zawsze wskazywały, że bardzo się czymś martwisz.
Dziękuję Ci kochany mój, że dałeś mi największe szczęście, jakie można sobie wymarzyć – naszego synka… i nasz świat…

PS. Uwaga, uwaga:-) Szyja nadal się skraca, więc poród może być już tuż tuż .  Ale cudowna wiadomość jest taka, że nasz synek aktualnie-w 35 tygodniu waży już 3 kilo!:-)

3 komentarze:

  1. Zaciskaj uda potrzymaj go tam jeszcze trochę, niech się utuczy do 3500g i wtedy wyłazi :)
    Trzymajcie się dzielnie w tej szpitalnej niedoli. Ściskamy mocno i życzymy lekkiego porodu :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Tyyyy....Ty jesteś istną Wyciskaczką Łez a ja nie mogę teraz płakać bo w pracy siedzę !!! Nic mnie tak nie wzrusza jak miłość Tatusiów do jeszcze nie urodzonego dziecka. Gratuluję Wam tej relacji.

    OdpowiedzUsuń

Ten blog jest moją własnością i to ja decyduję, co chcę na nim zamieszczać, dlatego Twój komentarz zostanie opublikowany, jeśli nie zawiera obraźliwych treści.