czwartek, 9 czerwca 2011

Wspomnienie...

Kiedyś bardzo lubiłam wakacje. Koniec szkoły oznaczał pożegnanie się z namiętnym wertowaniem książek, pożegnanie ze stresem i zakuwanymi weekendami.

Wakacje. Achhhh. Wakacje to był otwarty balkon o poranku, wpuszczający przyjemny powiew chłodu do domu. To był zapach maminej kawy pitej rano w kuchni. Promień słońca grzaniem swym w polik budzący. Ciche przymykanie przez mamę drzwi, kiedy jeszcze sen przez myśli przemykał. Zapach ogórka i pomidora na kanapce w towarzystwie salaty. Smak i aromat truskawek i zupy owocowej i ogórów małosolnych też. Ćwierkanie wróbli rano i piszczenie jaskółek wieczorem. Dźwięki rozbawionych dzieciaków na placu zabaw...

W ty roku po raz pierwszy od bardzo dawna też mam wakacje. I po raz pierwszy od dawna czuję znów nutki lata szczęściem oblewające. Tylko tyle, że to ja piję kawę o poranku i przymykam drzwi, gdy dziecię moje ucina sobie poranną drzemkę w sypialni. Sama też muszę zrobić sobie kanapki z ogórkiem, pomidorem i sałatą.
 A wczoraj pierwszy raz sama ugotowałam zupę owocową...



 Tacy kiedyś byliśmy piękni i młodzi... No dobra - tylko młodzi:-) 
                                                                  

4 komentarze:

  1. No nasz ci...Twój wpis we wspomnienia dzieciuchowych lat mnie wgonił:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Och...ja też uwielbiam wspominać swoje "szczenięce",letnie lata ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zezulla-to chyba dobrze no nie?
    Maya-chyba każdy lubi...Nawet jeśli nie wszystko było super...

    OdpowiedzUsuń
  4. Kochana! wyjęłaś mi swoim postem moje myśli z serca - ja też się czuję jakbym z moją Klaudusią była na najdłuższych wakacjach życia! Żadna podróż dookoła świata nie dałaby mi tyle radości, no chyba że z trochę starszą Klaudusią :) Właśnie dziś rozmawialiśmy z mężem, ze ja mam 7-miesięczne wakacje, bo dokładnie 31 sierpnia, gdy Malutka skończy 7 miesięcy wracam do pracy.

    A co do wspominek lata z dzieciństwa, to ja z kolei wychowałam się na wsi i tak, jak sobie marzyłam w dzieciństwie, by pracować w mieście, a mieszkać w dorosłym życiu nadal na wsi - tak się stało. No wiec w dzieciństwie uwielbiałam pielęgnowany przez moją mamę ogród warzywny i lubiłam spełniać takie moje zadanie, aby do zupy (najczęściej rosołu z domowej kury) przynosić z ogródka świeżą pietruszkę, marchewkę i inne warzywa... Bardzo często uczyłam się zaszyta w ogrodzie, wśród kwiatów i szeleszczących zielonych drzew, ach... - piękny ten drugi akapit Twojego posta, rozmarzyłam się :)i Twoje zdjęcie w rzepaku :)

    OdpowiedzUsuń

Ten blog jest moją własnością i to ja decyduję, co chcę na nim zamieszczać, dlatego Twój komentarz zostanie opublikowany, jeśli nie zawiera obraźliwych treści.