piątek, 18 kwietnia 2014

Muszę Ci coś powiedzieć...

 Tiiiiiiid... Tiiiiiiid... Tiiiiiiid...- Tak słucham - odezwał się ciepły, spokojny, męski głos.
- Halo. Dzień dobry... - powiedziała nieśmiało do słuchawki. - Hyghm... - odchrząknęła, aby wydobyć z siebie jednak nieco silniejszy głos. - Dzień dobry Boże...To ja...Wiem... Długo się nie odzywałam. Bardzo długo... Czy możemy porozmawiać? Chciałabym porozmawiać... Muszę Ci coś powiedzieć.
- Zamieniam się w słuch - odpowiedział ciepło i uśmiechnął się do siebie...

***

Wierzysz w cuda? Byłaś kiedyś świadkiem takich?
"Cudów nie ma", "W cuda wierzysz?" - często się mówi. 
Zależy co dla kogo jest cudem - odpowiem...

Czy kiedy osoba, z którą wiele lat jesteś w stałym, wzbierającym konflikcie, osoba która Cię nie cierpi i Ty jej nie cierpisz też, bo swoimi słowami stale doprowadza Cię do łez, przychodzi do Ciebie, przeprasza za wszystko, przytula i na stałe już staje się Ci bliska i serdeczna, to jest cud?

Czy kiedy osoba zawładnięta żądzą pieniędzy, wplątana w "zły świat", zapatrzona w materializm, alkohol, osoba, dla której żona, dziecko, rodzina nie mają większej wartości, osoba, nieprzejawiająca najmniejszych szans na zmianę swego myślenia, tzw. beton. zaczyna nagle zrzucać z siebie tę skorupę, kawalątek po kawałeczku, powoli, ale jednak to jest cud?

Czy kiedy ktoś inny, kto zapadł na groźny nowotwór, bardzo groźny i zaawansowany, ktoś kto musi przejść bardzo uporczywą terapię, przechodzi ją niemożliwie łagodnie, aż do prawdziwego, całkowitego wyzdrowienia, to jest to cud?

Czy kiedy okazuje się, że na rehabilitację Twojej bliskiej osoby trzeba czekać trzy lata, podczas których ta osoba prawdopodobnie zapadnie na liczne powikłania, idziesz więc do ordynatora oddziału rehabilitacji - kolejnego osobowościowego betonu, rozmawiasz, błagasz, tłumaczysz, a ten jak głaz zupełny, w impertynencki sposób Cię spławia tekstem - no może... Po czym dostajesz informację, że wszystko załatwione, to jest cud?

Czy kiedy nie radzisz sobie z jakimś zmartwieniem, z jakąś sytuacją. Dręczy Cię ona od dłuższego czasu i zupełnie nie masz sposobu, jak się zachować, co zrobić, idziesz więc co kościoła, prosisz: "Co mam zrobić Boże?", po czym w kazaniu "dostajesz radę", która okazuje się genialnie skuteczna, to jest cud?

Wiele razy w swoim życiu doświadczyłam cudów. Wówczas pomimo mojego bardzo sceptycznego myślenia, wiedziałam dokładnie, że to jest właśnie To. Że to nie może być zbieg okoliczności, bo tyle zbiegów okoliczności to o dużo za dużo. Że to dlatego właśnie, że zostałam wysłuchana. Dlatego, że z wiarą poprosiłam... 

Nie proszę często. Nie śmiem. Częściej dziękuję. 
Są jednak takie chwile, wyjątkowe sytuacje, kiedy czuję, że mogę poprosić. Że nie będzie to sprawdzanie-testowanie, tylko prośba o pomoc, która zasługuje na wysłuchanie. 

Podstawą tego magicznego kontaktu jest jednak wykonanie pierwszego kroku, "wystukanie numeru i powiedzenie dzień dobry". Bo nic się samo nie stanie. Nikt nie zrobi tego za nas. To tak jak z tym narzekaniem, że nigdzie nie czuć klimatu świąt. Ale przecież atmosfera nie zrobi się sama, nie przyjdzie znikąd, jeśli my sami o nią nie zadbamy.
Święta Wielkanocne to genialny moment, aby "się przywitać" i porozmawiać...Zwierzyć...Otworzyć...
I usłyszeć odpowiedź.
Tego właśnie z całego serca Wam życzę...


1 komentarz:

Ten blog jest moją własnością i to ja decyduję, co chcę na nim zamieszczać, dlatego Twój komentarz zostanie opublikowany, jeśli nie zawiera obraźliwych treści.