wtorek, 3 maja 2011

Życzliwi

Wczoraj dotarły w końcu do nas czarodziejskie kropelki z Niemiec na kolkę naszego pisklaka. Nazwę podała moja kochana znajoma ze szpitala, a transport zorganizował dziadziuś. Obydwojgu baaaardzo dziękujemy. Dodam jeszcze, że całą akcję nawigował Tatuś Maciuś.

Kropelki podaliśmy wczoraj wieczorem do dwóch kolejnych karmień. Ostatnie było o 22.30. Maluszek jeszcze troszkę kwilił i zasnął, a my padliśmy razem z nim, bo po wczorajszej całodniowej, brzuszkowej masakrze od 4 rano byliśmy wykończeni.
Obudziło nad mruczenie niedźwiedzia. Spojrzałam na zegarek. 3.02. Przetarłam oczy ze zdziwienia. Spojrzałam jeszcze raz. 3.03. Nieeee - pomyślałam. Nie możliwe. Więc zaczęłam przypominać sobie, o której ostatnio karmiłam kiciusia. Nie było to łatwe, bo zaćmienie zmęczeniowe dawało sie we znaki. 22.30 cały czas krążyło po głowie. Nieeee, nie możliwe-myślałam. . .

A jednak. Mały spał 4 i pół godziny bez jedzenia i płaczu! Jednym ciągiem! Jupi! Wiem, że dla niektórych to normalne, ale wierzcie mi, dla nas nie. . . Dla nas to prawdziwy sukces.

Kiciuś z cmoknięciem oderwał się od cyca i zasnął jak prawdziwy lemurek. Spał do 6. Najadł się i dalej do 8. Prawdziwa rozpusta.
Czarodziejskie kropelki to Sab Simplex. Bardzo polecam dla tych, którym nie pomogły:
-Delicol;
-Espumisan;
-herbatka koperkowa;
-basen herbatki koperkowej wypity przez mamę
-leżenie na brzuszku;
-masaże brzuszka;
-przyginanie nóżek do brzuszka;
-kateter rektalny;
-chodzenie mamy z maluszkiem "na bociana"

To by było na tyle o brzuszku.

Chciałam dzisiaj wspomnieć, że oprócz tego, że na jednych przykro się zawiedliśmy, inni miło nas zaskoczyli.

Przede wszystkim moi teściowie. Pamiętacie pewnie mój sławny "Ciążowy savoir vivre". Moje obawy co do pobytu w szpitalu po porodzie i powrotu do domku. I tutaj muszę przyznać - moje wyobrażenia minęły się nieco z rzeczywistością.
W szpitalu nikt mnie odwiedzinami nie męczył. Nikt poza tłumami odwiedzającymi koleżankę na łóżku obok...
Pierwszego dnia po powrocie do domku odwiedzili nas moi teściowie. Tak, jak wcześniej przypuszczałam, nie miałam ochoty na odwiedziny, bo wyglądałam i czułam się fatalnie, jednak wiedziałam, że strasznie czekają, aby zobaczyć wyczekiwanego wnuka. I powiem Wam, że bardzo miło mnie zaskoczyli. Teściowa kiedy zobaczyła naszego żuczka - płakała. Ja razem z nią. Ze wzruszenia. Wcale nie chcieli zabierać mi maluszka i zachowywali się z wielkim wyczuciem. Na karmienie bez problemu wyszli z sypialni. Przynieśli ze sobą mnóstwo soczków i deserków. Takich dla niemowląt, żebym piła i w cycusiu przekazywała synkowi. Do tego były też prezenty i już zupełnie niepotrzebne pieniążki. Przez dwa tygodnie, kiedy dochodziłam do siebie teściowa gotowała nam obiady, a teściu je przywoził. DZIĘKUJEMY!

Kolejnym zaskoczeniem był brat Tatusia Maciusia, który czekał cierpliwie jakieś 10 dni. Przyszedł. Popatrzył na maluszka, a łzy popłynęły po jego policzkach. Pierwszy raz widziałam takie wzruszenie u takiego twardziela. Samej mi się łza w oku zakręciła.

O mojej siostrze to nawet nie wspomnę, bo jest PRZEKOCHANA, wspierała mnie przez cały ten trudny czas. Przyjeżdżała do szpitala i do domu, kiedy byłam chora. Sprzątała, gotowała i opiekowała się mną bardzo, bardzo mocno. Kiedy rodziłam - modliła się przez łzy. Kiedy leżałam z pisklakiem w szpitalu, wypucowała całe nasze mieszkanko, a kiedy wróciłam, była codziennie. . .

Bardzo zaskoczyli nas również znajomi z Poznania, których znamy dość krótko, ale bardzo ich polubiliśmy. Widzieliśmy się ostatni raz na samym początku ciąży. Potem kontakt nieco ucichł, bo my wypadliśmy z towarzyskiego klimatu. Jednak w dwa tygodnie po porodzie owa znajoma, która jest nota bene fotografką, zaproponowała, że przyjadą nas odwiedzić, a ona zrobi maluszkowi sesję zdjęciową. To dzięki niej mamy takie piękne fotki. . .

W końcu moja przyjaciółka, o której już nie raz słyszeliście - Paula. Niestety dzieli nas sporo kilometrów. Bardzo nad tym ubolewam, jednak nawet to nie przeszkodziło jej i jej mężusiowi, żeby nas odwiedzić. Przejechali taki szmat drogi, posiedzieli godzinkę, żeby nas nie zamęczać i pojechali spowrotem.

Nie wspomnę już nawet o całej naszej pozostałej rodzinie. O mojej mamie, która pomimo, że ciężko pracuje całymi dniami jest u nas co tydzień, bo zakochała się szczerze w naszym pisklaku e i potrafiła autobusem wieźć dla nas przez całe miasto upichcone jedzenie. O mojej 12-letniej siostrzyczce, która przyjeżdża codziennie i dzielnie mi pomaga, kiedy zostaję z kiciusiem sama. A także o mnóstwie życzliwych dalszych osób, które obdarzyły nas zupełnie niespodziewane pięknymi prezentami dla dzidziusia: prababcie, pradziadziuś, rodzina z Kanady i cała pozostała rodzinka Tatusia Maciusia, pracownicy Tatusia Maciusia, koleżanki mojej siostry, rodzinka mojego szwagra.
 W końcu nie mogę nie wspomnieć o ogromnym wsparciu obcych - by się wydawało, a jakże bliskich i bezinteresownych osóbek z sieci - moich blogowych bliższych i dalszych koleżanek.

I teraz tutaj właśnie chciałam oficjalnie wszystkim SERDECZNIE PODZIĘKOWAĆ. Za czystą ludzką życzliwość. . .





Oprócz naszych przyjaciół, którzy nas zawiedli

2 komentarze:

  1. Mam Sab Simplex, ale nie używam... jakoś przypasował mi Delicol i na razie się jego trzymam. cieszę się, że i w końcu Wy znaleźliście sposób na kolki u Synka. Wiem jakie to okropne patrzeć jak Bobasek nie może usnąć z bólu :( buziaki dla Was i jak najwięcej takich przespanych nocy! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czuję się farciarą - kolki u nas to rzadkość, najlepiej się sprawdza... nie podawanie niczego, tylko mleczko. Jak jest źle (znaczy Mały popłakuje) to ew. BioGaia (ale nie polecam bo droga jak siema niestety jak już raz się zacznie to trzeba opakowanie wykończyć) pocieszam się, że za 20 dni zacznie się 3 miesiąc i zacznę podawać soczki (tylko na łyżeczce do smaku) i przewód pokarmowy "dorośnie" :)

    OdpowiedzUsuń

Ten blog jest moją własnością i to ja decyduję, co chcę na nim zamieszczać, dlatego Twój komentarz zostanie opublikowany, jeśli nie zawiera obraźliwych treści.