Ogólnie rzecz biorąc, nie należę do nerwusów wybuchających z byle powodu i wyżywających frustracje swe na otoczeniu. Jest jednak kilka powodów, z których totalnie tracę cierpliwość i przeistaczam się w furiatowego potwora. I - głód, bo głodny polak to zły polak, II - ciąża, bo ...ciąża, III - wrzask mego dziecia, bo ... nie wiem.
No właśnie nie wiem, ale nie podoba mi się zachowanie moje bardzo i MUSZĘ coś z nim począć, bo na wyrzuty sumienia zemrę niechybnie. Bo co innego, kiedy brzuchata talerz stłucze, że niby wypadł, a ciśnięty o podłogę w rzeczywistości w złości hormonowej. Bo co innego na mężu głodową swą frustrację wyładować i za chwilę przeprosić i pośmiać się z tego. A co innego przy dziecięciu nie wiedzieć co z nerwami kipiącymi począć.
Znów mamy kiepski czas. Pewnie to zęby. Co prawda ząbkowanie to już jakieś czwarte w jego krótkim sześciomiesięcznym życiu, z wynikiem zębowym zerowym, ale może tym razem... Tak czy inaczej wrzask jest częsty. Oj częsty. No i wrzask, a nie takie tam płakanie ... A najdziwniejsze, że zauważyłam u Szusza huśtawki takie. Albo radosny jest wielce i do tego stopnia, że pierdnięcie ustami maminymi w śmiech do rozpuku go wprawia, albo wrzeszczy wniebogłosy. I wiecie co - przerażona jestem, bo u kogoś sinusoidalność tę już zaobserwowałam ...
Tak czy inaczej kochane moje psiapsióły blogowe o pomoc proszę. Mam nadzieję, że nie jestem jedyną taką frustratką dzieciową-momentową, zatem napiszcie proszę, jak nerwy swe poskramiać i na wodzy trzymać. Bo na razie u siebie w sytuacjach skrajnych, reprymendy do dziecia głosem donośnym obserwuję, ale tego już wstydzę się wielce, nie mówiąc już co może zadziać się dalej... ;-)
;-)
Oj, też czasami mam momenty, że cierpliwość tracę aż dzieckiem potrząsnąć się chce. Ja po prostu w momencie apogeum złości szybko wychodzę do pokoju obok, w biegu rzucam córce coś nowego do zabawy i czekam aż się uspokoi a mi złość opadnie. W nerwach można zrobić wszystko, to są sekundy a po paru minutach są tylko strasznie wyrzuty sumienia. Więc staram się przeczekać ten moment. Czasami po prostu zaciskam zęby i powtarzam sobie "spokojnie, spokojnie..." i próbuję udobruchać małego krzykacza. Powodzenia! :)
OdpowiedzUsuńa ze mnie jest nerwus i furiat :( i bałam się w ciąży bardzo jak z tym sobie poradzę, tym bardziej iż mnie wrzask i płacz maleństw dobijał i denerwował okropnie. Ale o dziwo po narodzinach Arianki to się odmieniło. Sposoby OLAndi mi się podobają. Ja rad nie daję bo jako matka jak na razie staż mam za krótki, więc poczytam rady innych.
OdpowiedzUsuńHmm... klnę, krzyczę na wszystkich naokoło (oprócz Małego), biorę długą kąpiel, mam tak jak ty szczególnie że u nas stan zębów i progres INDENTYKO! Przy dziecku jak jestem sama to po prostu zaciskam zębiska i jak drzema to robię to co lubię najbardziej (gotowanie, praca na grafikach w kompie, czytanie blogów).
OdpowiedzUsuńOlandia-dzięki za radę.
OdpowiedzUsuńDuśDusia - cierpliwości zazdroszczę.
Hafija - tylko z tym zaciskaniem zębów już coraz gorzej...No a drzemki, hmmm.Coraz krótsze te drzemki cholerne, a wiec i czasu na rekonwalescencję coraz mniej;-)...
ja nie napisze nic nowego ... trzeba byc odpornym bo nie chce cie martwic ale nie dlugo twe dziecie bedzie trenowalo twoja cierpliowsc...:) a wtedy to przechlapane niestety... ja gdy moi sie darli mocno w okresie twego dziecia siadalam i rzucalam czystymi rzecz jasna pampkami o sciane hehe...:) wyzylam sie i nerwy opadly..:)
OdpowiedzUsuńA tak się jeszcze zapytam. Stosujecie coś na dziąsła? U nas jakiś czas temu też było kiepsko, zwłaszcza w nocy, ale po zastosowaniu żelu (u nas sprawdził się Dentinox N) było trochę lepiej i tak przeczekaliśmy ten najgorszy czas.
OdpowiedzUsuńA ja napiszę rzecz niepopularną: zdarza mi się wydrzeć na dziecko, chociaż zrobił coś nie z własnej winy, tylko z mojej głupoty. Dość szybko dochodzę po tym darciu do siebie i przepraszam małego, ale on pewnie nic nie rozumie i trochę się przestrasza. Jednak nic na to nie mogę poradzić, wybuchowa jestem. Staram się z tym walczyć, ale wraz z jego dorastaniem (ma 2 lata) jest coraz gorzej, a nie coraz lepiej i sama nie wiem, co z tym robić. Staram się zaciskać zęby i przeczekiwać swoją złość. Nie zawsze się udaje. Ale mam nadzieję, że w końcu dojdę do punktu zen :)
OdpowiedzUsuńoj, i ja miewam takie momenty... kiedy mam ochotę Małpiatkę moją wystawić za okno i jeszcze zamknąć żeby nie słyszeć wrzasków :) Wtedy wychodzę na chwilę do pokoju obok, otwieram okno i jeśli mam siłę to czekam aż przejdzie... a jeśli nie mam to pozwalam sobie popłakać. Najczęściej jednak tego dnia proszę Małża żeby mnie zluzował po południu bo taki stan niechybnie oznacza, że akumulator na wyczerpaniu. Wychodzę z domu i biegam, łażę czasem ryczę do momentu resetu :))) Także nie jesteś jedyna kochana :D
OdpowiedzUsuńto ja na razie mam farta bo nie zaliczam aż takich dołów. młody jest anielsko niedrący :) oczywiście ma swoje gorsze momenty ale jakoś nie działa na mnie destrukcyjnie. odkrył we mnie pokłady cierpliwości nagromadzone tamże chyba przez całe dotychczasowe życie bo nigdy cierpliwa nie byłam a teraz jakoś się udaje. w chwilach kryzysowych mocno go przytulam i się zawieszam jakóś tak psychicznie przy oknie żeby się zapatrzył i zamilkł na chwilę i jakoś mi ta chwila ucieczki wgłąb siebie pomaga :) ale na powroty tatusia wieczorami to czekam już prawie na wycieraczce :)
OdpowiedzUsuńJa ogólnie jestem rozdarta i niecierpliwa ale Dziecko mnie wyciszyło :) W momentach gorszych przede wszystkim szukam przyczyny. Składam zażalenie do Męża. I zazwyczaj wyżywam się na Mężu właśnie. Wydzieram swe żale na niego... :)
OdpowiedzUsuńJa na razie nie narzekam za bardzo i na Synka się nie złoszczę... Jak mam dość to sobie pochliptam troszkę, a to głównie gdy jestem zmęczona tym ciągłym przebywaniem z dzieciątkiem moim. Na szczęście dla mnie, w takich momentach mój małżonek wkracza do akcji i zdejmuje ze mnie rodzicielski ciężar :) on jest dla mnie ogromnym wsparciem. Trzymaj się Mamuśka-Martuśka i nie złość się na Twojego szkraba, bo on niewiele może jeszcze... (kurcze i jogę polecam! Na mega zmęczenie jest wspaniała! Odlatujesz momentalnie...)
OdpowiedzUsuńU nas dwie drzemki (czasem trzy) po 45 - 60 minut. Też nie ma tego czasu na odtajanie za dużo :)
OdpowiedzUsuńmi na brak cierpliwości pomagają następujące rzeczy: jak się drze i czuję że mogę krzywdę zrobić to odkładam i wychodzę (młodszy do takiego stanu mnie jeszcze nie doprowadził a starszy, owszem, bywało), mąż, który chocziaż na pół godziny dziennie PiękKnotkiem się zajmie, hobb (książki i robótki), które pozwalają mi złapać oddech i stęsknić się za brzdącem
OdpowiedzUsuńHm...no to proponuję Głeboko Oddychać. Wiem, wiem...nudna zaczynam być z tym oddechem :) ale słowo zucha (byłam, tylko skauten nie byłam) to działa. Mózg dotleniony, tętno zwolnione i perspektywa szersza. Polecam.
OdpowiedzUsuńMyślę o tych wachaniach nastrojów Małego i nie przypisywałabym ich wychodzącym zębom. Aż tak szybko nie wychodzą.
miałam wczoraj tez tak stan, wielka gula zlosci stanela mi najpierw w gardle a pozniej do zoladka powedrowala. i wtedy przeczytalam twoj post... nie jestes sama :) pomoglo mi troche oddychanie. polecamtak jak Zyrafa
OdpowiedzUsuń