piątek, 2 września 2011

Tylko już nie wyj...

Ostatni tydzień upłynął nam na wyciu. Wyciu Dziecia mego i moim też. I o ile początki były jeszcze znośne, o tyle dzisiaj jestem gotowa dać zapiąć się w kaftan biały i odprowadzić do pokoju bez klamek.
Po raz kolejny dotarło do mnie i przeraziło przy tym, jak bardzo dziecię moje przeurocze może być nie do zniesienia. Jakim może okazać się potworkiem małym drącym się wniebogłosy ile sił w płucach. A sił ma wiele... No i do tego te decybele. I brak reakcji jakiejkolwiek na prośby moje i próby uciszenia. Nie!I koniec!Tak będę się darł właśnie! Nie lubię go już chyba. Kocham nad życie, ale dzisiaj nie lubię.

Wróciły stare, okropne czasy kolkowe. Czyli wstajemy z rykiem o 5.45, i wyjemy. Przewijamy-wyjemy, przebieramy-wyjemy, śpiewamy-wyjemy, leżymy na pleckach-wyjemy, zabaweczki wyciągamy-wyjemy, cyca chcemy-wyjemy, zasypiamy - WYJEMY, śpimy 35 minut.
Wyjemy. Muzyczkę włączamy-wyjemy, wyłączamy-wyjemy, mama śpiewa-wyjemy. Przestajemy wyć tylko na spacerku. Albo w chuście. Wczoraj na przykład odkurzałam z obciążeniem. To znaczy z wyjcem w chustę zamotanym. Zasnął. Ja wypociłam ze dwa litry.

I takim oto sposobem powiększały się wory pod oczami mamowymi, aż w końcu mama zamieniła się w zombi.

A wszystko za sprawą marchewy. Pieprzona marchewa! Szuszuniu dostał niestrawności od słoiczków Gerbera. A niech mają antyreklamę za cierpienia moje cholera jasna! Skąd wiem? Bo wczoraj, kiedy już nastała sytuacja kryzysowa, postanowiłam nie dawać nic!Oprócz cyca. dla dobra jego, mojego i całej społeczności dookoła. No i dziecię stopniowo wróciło do błogiego stanu normalności sprzed słoika.

U mnie ten powrót potrwa dłużej. Bo materiał już nie taki młody. Wczoraj spałam w ciągu dnia 3 razy. Ja! Która : a - nie cierpi spać w dzień, b - nie znosi marnować cennego czasu, kiedy dzieć w trybie uśpienia. Musiałam. Samiczy głos powiedział - Idź spać kobieto! Bo inaczej albo walniesz sobie w łeb, albo rozniesiesz pół chaty, łącznie z Tatusiem Maciusiem, dwoma psami szczekającymi i papugą napierdaczającą od bladego świtu. (czy ktoś chce papugę?piękna, błękitna-wysyłka gratis, klatka i żarcie na rok też)

No i poszłam. Niby lepiej. Ale dzisiaj kiedy dziecię wyło o poranku, że śpiący, pierwszy raz wyszłam z sypialni. Wyszłam w momencie, kiedy ręka ze smoczkiem posunęła mi się do buziola drącego mocniej niż zwykle ...

PS. Boże! Czemu dopiero teraz oświeciłeś mnie, że to ta marchew przebrzydła, a nie ze cztery dni temu...

9 komentarzy:

  1. Ajajaj =/ u nas też boli po marchwi, ale chyba nie aż tak jak u Was bo my się budzimy uśmiechnięci i bawimy... a może to zębiska?

    OdpowiedzUsuń
  2. jejku!!! biedaki!! :-( życzę żeby wszystko wróciło u Was do normy!

    OdpowiedzUsuń
  3. Współczuję ;-( Może lepiej zainwestować w blender i pojemniki do przechowywania pokarmu? Ja osobiście wolę sama gotować zupki. Pasteryzuję potem i mam na kilka dni. Przynajmniej wiem co znajduje się w tej zupie...Szybkiego powrotu do normalności życzę.Trzymaj się Martuśka

    OdpowiedzUsuń
  4. A może to ten cały skok rozwojowy. Moje dziecko jest jakieś chyba dwa tygodnie młodsze a ma to samo. Tylko, że piszczy tak głośno, że uszy puchną, nienawidzi się ubierać i zasypiać.

    OdpowiedzUsuń
  5. Bywają i takie okresy. Czasami jest cudownie a czasami chce się uciec na koniec świata. Mam nadzieję że szybko będzie lepiej. POzdrawiamy.

    OdpowiedzUsuń
  6. kurcze, wspolczuje. I dziekuje za ten post - lepiej mi bo u nas tez trudny okres. Spi tylko na rekach, w lozeczku gora 30 min. Zrpbilam wczoraj obiad i zakupy w chuscie. I tez przed 6 pobudka i juz bez spania. A o 4.30 obudzily mnie koty bo ganialy. Dawaj papuge - moze sie zajma i jeden problem mniej bedzie ;) dobrze, ze przyczyne znasz. Bo mnie meczy bezradnosc - czy to brzuch, czy plesniawy czy jeszcze inne gowno.

    OdpowiedzUsuń
  7. Trzymaj się dziewczyno, a marchew to wierzchołek góry lodowej...

    OdpowiedzUsuń
  8. Współczuję! U nas Malutka rzyga dalej na potęgę a doktor na urlopie!

    Ale fakt nawet nie bede próbować z gerberem...

    OdpowiedzUsuń
  9. My też miałysmy przykre doświadczenia z marchewką tyle że z mojej ( nie świadomej) winy! Każda karmiąca piersią, świeżo upieczona, Mama zastanawia się nad tym co można a czego nie można jeść by nie zaszkodzić dziecku. Wraz z naszym Tatusiem byliśmy przekonani, że szklanka świeżego soku z marchewki nam nie zaszkodzi! Owszemmmmmm mi nie zaszkodziła ale Amelka przechodziła cało-nocne KATUSZE!!! Biedactwo moje tak się nacierpiało, że ho ho!! Marchewce jak narazie mówimy kategoryczne NIE!!! Pozdrawiamy!!!

    OdpowiedzUsuń

Ten blog jest moją własnością i to ja decyduję, co chcę na nim zamieszczać, dlatego Twój komentarz zostanie opublikowany, jeśli nie zawiera obraźliwych treści.