Mailowałam sobie ostatnio z pewną znajomą.
Temat zszedł na dzieci.
Ona planuje, ale się waha. Ja planuję i nie mogę się doczekać...
Na etapie, na którym obecnie jestem, z uśmiechem i przymrużeniem oka obserwuję strach kobiet przed zajściem w pierwszą ciążę.
Tak samo uśmiecham się do siebie samej sprzed czterech lat.
Niby też nie mogliśmy się doczekać, kiedy już przyjdzie ten upragniony moment, gdy będziemy mogli powołać do życia nasze dziecko.
No właśnie - niby. Bo gdy nadeszła ów chwila... Na drugi dzień... Obudziłam się z panicznym strachem - CO MY WŁAŚCIWIE NAJLEPSZEGO ZROBILIŚMY?!
I ten strach nie minął wcale tak szybko... Miałam strasznie mieszane uczucia... Choć już było "po ptakach"...
Ty? - zapytasz.
Tak ja.
Bałam się bo za dużo obserwowałam. Za dużo słuchałam. I za dużo sobie wyobrażałam.
A to wszystko nie miało absolutnie NIC wspólnego z tym, co przeżyliśmy, co czuliśmy i czujemy do teraz.
I dlatego tak uśmiecham się pod nosem, gdy obserwuję wahania przyszłych mam...Najchętniej wzięłabym taką za rękę, pogłaskała po policzku i powiedziała - na co Ty czekasz dziewczyno? Nie ma na świecie nic lepszego! Podaruj sobie to szczęście! Zobaczysz, za moment wspomnisz moje słowa, tuląc w ramionach swoje maleństwo i śmiejąc się z samej siebie.
W podobny sposób opowiadałam o macierzyństwie mojej przyjaciółce, gdy zaszła w ciążę i trzęsła się ze strachu, jak to będzie.
Uśmiechnęła się do mnie i powiedziała, że jestem chyba jakimś wybitnym okazem, bo nie zna drugiej mamy tak bardzo zakochanej w swoim dziecku i zachwyconej byciem matką. Nie wierzyła mi... Raczej myślała sobie, że to jakiś mój "odpał od normy"... Tak, tak Paulinko - mimo, że bardzo się starałaś, dało się to odczuć ;-*
Potem, gdy jej syn pojawił się już na świecie i skradłyśmy chwilę na rozmowę przez telefon pomiędzy jednym karmieniem a drugim, powiedziała mi to, co byłam pewna usłyszeć... Pomimo zmęczenia, powyciąganych i obolałych piersi, bałaganu w domu, i worków pod oczami z niewyspania, była absolutnie przeszczęśliwa. Najszczęśliwsza na świecie.
Zaraz po mnie ;-)
A ja mogłam wtedy bezkarnie, z uśmiechem powiedzieć - a nie mówiłam?
Ostatnio podczas tej wymiany myśli ze znajomą w mailach, przyszła mi do głowy pewna refleksja, którą z Tobą też chcę się podzielić.
Gdyby ktoś Ci powiedział, że za niespełna rok wygrasz milion dolarów, wahałabyś się przed zagraniem na loterii? Odkładałabyś tę wygraną w czasie? Czy raczej ze zniecierpliwieniem czekałabyś, kiedy już będzie można zagrać?
No to wyobraź sobie, że gdy dostaniesz swoje dziecko po raz pierwszy w ramiona, poczujesz takie szczęście, jakbyś wygrała MILION ZIELONYCH DOLARÓW;-)
W zasadzie poczujesz chyba jeszcze większe. I tak każdego dnia od nowa...CODZIENNIE...
Skąd wiesz, jak się czuje człowiek, który wygrał milion? - zapytasz.
Nie wiem.
Wiem natomiast, że ani za milion, ani za dwa, ani za sto milionów nie oddałabym mojego synka.
I nie znam żadnej matki, która zrobiłaby inaczej...
strach przed pierwszą ciążą towarzyszy chyba każdej kobiecie. Po prostu nigdy nie jesteśmy pewne, czy aby na pewno podołamy roli matki:)
OdpowiedzUsuńPięknie to opisałaś :) Potrafisz ubrac uczucia w słowa, ale chyba już to kiedyś pisałam. Macierzyństwo to piękna sprawa z wszystkimi swoimi blaskami i cieniami :)
OdpowiedzUsuńJa już się nie mogę doczekac września, kiedy przytulę mój drugi milion dolarów :)
Ale cudownie! Zazdroszczę i baaardzo gratuluję!
UsuńNo ja też bym nie oddała za żadne skarby :-) Więc ten milion to pikuś przy byciu rodzicem :-) Mi się wydaje, że te obawy przyszłych rodziców są związane z tym czy podołają być dobrym rodzicem bądź czy dadzą radę wychować dobrze dziecko. Ja jakoś o dziwo nie miałam żadnych obaw. Nie wiem czy to codzienny kontakt przez 5 lat z różnymi dziećmi (chorymi, niepełnosprawnymi) dał mi tę pewność czy po prostu jestem ewenementem? ;-)
OdpowiedzUsuńPotwierdzam - kiedy jest się już mamą, nie ma już żadnych wątpliwości, znikają wszystkie troski, pytania i wahania pt. jak to będzie? a czy dam radę? a czy to dobry moment? co my zrobiliśmy?;) Wtedy jest tylko pełnia szczęścia i całkowita harmonia. I jaka ja jestem szczęśliwa, że mam te momenty już za sobą. Mam swoje dwa synki i nigdy, ale to przenigdy po ich urodzeniu nie zwątpiłam w słuszność swoich decyzji. Ba, uważam je za najlepsze w życiu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ania
Ten post chyba napisałaś do mnie;)) Ja jestem właśnie taką jedną "wahającą się" i analizującą, choć wiem, że nigdy nie będzie idealnego momentu. Dzięki Twoim wpisom boję się mniej i przekonuję do decyzji:))) Każdy kolejny wpis- a jakiś czas temu przeczytałam wszystkie od początku uspokaja mnie i działa wręcz kojąco. I te milion pytań w głowie: czy damy radę? Co z pracą? Jak się utrzymamy? itp powoli gdzieś odchodzą w zapomnienie;)) Jeśli juz sie w pełni zdecydujemy i się nam uda to chyba będziesz wirtualną chrzestną matką;))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Iwona
Iwonka cieszę się!I dziękuję za zaufanie;-):-):-D I z przyjemnością powiem: a nie mówiłam...
UsuńZgadza się! Wszytko co napisałaś się zgadza!!! Oj wiesz dobrze jak ja się bałam... A teraz śpię z moim małym mężczyzną i ze szczęścia że go mam nie mogę zasnąć. Szczęście aż mnie rozsadza od środka! Wiesz? Mi już teraz przechodzi przez myśl plan o drugiej ciąży. Ale oczywiście są obawy -czy będę kochać tak samo mocno jak Lelka? Czy może miłość się pomnoży gdy się ją podzieli (na dwoje dzieci)? Pewnie to drugie :) No ale u nas jeszcze nie czas - jeszcze za wcześnie. Znów "przetorujesz" mi drogę ;) O rany rany rany dlaczego my nie mieszkamy w tym samym mieście? :(((((
OdpowiedzUsuńMarta,dziękuję Ci,ze jesteś....czytam ...czytam i płaczę...ze wzruszenia...
OdpowiedzUsuńBo ja ciągle płaczę...,pozdrawiam,Emila.(dziękuję za wsparcie,wiesz...)
Martuśko! Wspaniale piszesz, masz wspaniały dar....nie przestawaj;-) Nie mogę się doczekać kiedy spacerując z synkiem spotkam Was i pogratuluję Ci bloga osobiście! Czytam Cię od kilku miesięcy i z każdym postem uwielbiam go coraz mocniej. Pozdrawiam - sąsiadka z osiedla.
OdpowiedzUsuńMam taką wahającą się przyjaciółkę...chyba wykorzystam Twój argument, bo brzmi naprawdę przekonująco ;)
OdpowiedzUsuńA pamiętasz jak zadzwoniłam do Ciebie przerażona, z wiadomością, że jestem w drugiej ciąży? :-) Teraz po ponad roku odkąd jestem podwójną mamą, mogę powiedzieć...ok jest ciężko, trzeba się w pełni poświęcić, trzeba oddać część siebie, ale nie wyobrażam sobie życia bez chłopców :-)
OdpowiedzUsuń