Jak dawać gwiazdkę z nieba i nie wychować snoba, któremu wszystko się należy?
Jak ulegać złożonym w prośbie rączkom, tak rozkosznym, nie dając poczucia, że każdy zawsze ulegnie?
Jak nagradzać tę miłość cudowną, bezwarunkową, nie ucząc, że za miłość się płaci?
Jak móc pozwolić sobie na tę przyjemność dawania i wywoływania dziecięcej radości, unikając jednocześnie wrażenia, że wszystko już było i nuda, chyba że samochód osobowy na komunię.
Jak dawać poczucie finansowego bezpieczeństwa i uczyć jednocześnie zaradności?
Od dawna noszę w sobie refleksję, że bieda hartuje.
Uczy szacunku do pracy i pieniędzy.
Motywuje do kreatywności i odwagi.
Starsze pokolenie do dziś wspomina jak to trzeba było z kumplami butelki zbierać i sprzedawać, żeby zarobić na lizaka.
Ja sama już jako nastoletnie dziecko zaczęłam pracować, aby zarabiać na swoje wydatki.
Znałam wartość butów, które sobie kupiłam i zawsze przynajmniej cztery razy przemyślałam chęć kupienia sobie czegokolwiek, zanim uległam spontanicznej pokusie.
Widziałam jak ciężko muszą pracować moi rodzice, aby nas utrzymać.
Wiedziałam także, że muszę dobrze się uczyć, aby mieć w życiu lżej.
Rozumiem ludzi, którym ciężko się żyje, bo brakuje do pierwszego.
I to nie jest tylko slogan. Oni często już od dwudziestego mają światło w lodówce. No czasem jeszcze dżem i musztardę.
Rozumiem co czują dzieci, które nie mogą jechać na biwak z resztą klasy, bo mama nie ma z czego zapłacić.
Bardzo współczuję pani, która przechodzi deptakiem, zaglądając do każdego śmietnika.
Serce mi pęka, kiedy w każdą niedzielę przed naszym kościołem widzę pana z kartką i kapeluszem. Skromny. Czysty. Smutny. Na kartce napisał, że ma kilkoro dzieci. Jest sam. Zawsze tak bardzo serdecznie dziękuje za każdą złotówkę. Tak serdecznie, że człowiek po prostu wie, że to prawda...
Nie chcę, aby mój syn tego doświadczył. Chcę, aby będąc dzieckiem, o nic nie musiał się martwić. Pragnę sprawiać mu niespodzianki. Uwielbiam ten błysk w jego kryształowych oczkach, gdy dostaje torebkę z prezentem. Tak pięknie potrafi dziękować...
Chciałaby równocześnie, aby nauczył się tych wszystkich wartości, które ja w sobie noszę.
Marzę, aby potrafił współczuć i zawsze chętnie pomagał.
Aby potrafił wczuć się w czyjąś sytuację.
Aby szanował ubogich oraz ludzi, którzy wykonują trudne, czasami przykre prace.
Aby dobro i szczęście innych stawiał na równi ze swoim, a czasami wyżej.
Aby był pracowity i miał poczucie, że może osiągnąć wszystko.
Tylko czy samym tłumaczeniem to się uda?
Czy teoria i bycie przykładem będzie wystarczająca?
Patrzę na to nowe pokolenie i momentami mocno drżę z przerażenia.
Nie darowałabym sobie, gdyby moje dziecko stało się jednym z tych pępków świata o sercu z kamienia...
Jestem mama prawie 2-letnich blizniakow i mam ten sam dylemat,co zrobic aby wychowac chlopcow na wrazliwych,fajnych facetow?Pozdrawiam serdecznie Kasia
OdpowiedzUsuńP.S swietny blog przeczytalam od poczatku do konca ;-)
Nie łatwo wychować dziecko, sama też mam mnóstwo wątpliwości. Chyba wszystko trzeba z umiarem :) Teraz, gdy synek jest malutki, niespodzianki to fajna sprawa, ale nie można ulegać na każde: kup mi. A potem z czasem uświadamiać ile co kosztuje. No i gdy już będzie duży i jako nastolatek znajdzie sobie pracę na wakacje, dołożyć te 5 dyszek to jego wymarzonych butów, a nie pokrywać całości kosztu ;)
OdpowiedzUsuńOch Ty mój Klonie;) dylematy tez mamy podobne wiesz? A ja mimo wszystko staram sie w sile słowa wierzyć .... Bynajmniej teraz kiedy nasze słowa nie odbijają sie od echa... A pózniej ? Tez wiem co znaczy na dobre buty jako nastolatka zapracować ... I krzywdy dziecku nie zrobię jak i on sie dowie....chyba?
OdpowiedzUsuńKochanie! Nosisz w sobie taką wrażliwość, że bycie przez chwilę przy Tobie sprawia, że człowiek staje się lepszy. O Nacia się nie martwię, gdyż ma Ciebie codziennie. Wyrośnie na wspaniałego faceta!
OdpowiedzUsuń