"Człowiek tyle jest wart, ile może dać drugiemu człowiekowi"...
Grudzień to niezwykły miesiąc, kiedy nawet w nieludziach budzą się ludzkie odruchy.
Przed świętami częściej niż kiedykolwiek organizowane są różnego rodzaju imprezy charytatywne.
Celebryci czytają sierotom, dokarmiają psy, promują misie...
Charytatywnie.
A jak to w rzeczywistości jest z tym pomaganiem?
Lubimy pomagać?
Po co pomagamy?
Czy w ogóle pomagamy?
Ostatnio moja znajoma wkleiła na facebooku opowieść swojej nastoletniej córki, jak to z babcią pomogły bezdomnemu i zabrały go na zakupy do marketu. Pod opowieścią widniał paragon...
Z cenami poszczególnych produktów i sumą za całość.
Moja ciocia pół swojego życia spędziła na "siedzeniu z dziećmi w domu". Siedziała ponadprzeciętnie. Dom wyjątkowo zadbany, klimatowy, pachnący. Zawsze pysznie ugotowane. Dzieci czyściutkie, rumiane, pachnące. Ciocia - ostoja spokoju i mądrości.
Dzieci dorosły...
I pewnego dnia, przez zupełny przypadek, dowiedziałam się, że ciocia (pielęgniarka z wykształcenia, chociaż chyba nigdy nie pracowała w zawodzie) jest wolontariuszką w hospicjum.
Bardzo dyskretnie.
Bo nigdy się z tym nie obnosiła.
Do dziś często widzę ją we wtorek lub czwartek, jak tacha torby z zakupami do hospicjum.
Cichutko.
Cierpliwie.
Z pokorą.
Kiedyś usłyszałam, że najpiękniejsze są te dobre uczynki, o których wie tylko pomagający i osoba, której się pomaga...
Ale jakie to trudne, prawda?
Bo przecież pomagamy także po to, aby poczuć się lepiej.
Udzielając pomocy, sprawiamy radość nie tylko obdarowywanemu, ale też sobie.
Myślę, że to po prostu leży w ludzkiej naturze.
Czujemy się wtedy lepsi.
A gdy do tego jeszcze inni zobaczą, jacy my dobrzy...
Nooo to dopiero mamy gest.
Czy pomagając zawsze liczymy na rewanż?
Jak to z nami jest?
Niby nie liczymy, bo przecież pomoc powinna być bezinteresowana.
Wtedy jest najcenniejsza.
Najwyższy stopień wtajemniczenia...
I to wcale nie jest takie trudne.
Zwłaszcza, gdy się ma.
Dużo.
Nie okłamujmy się.
Łatwo się pomaga, gdy mamy z czego.
Trudniej - gdy mamy niewiele...
Takie pomaganie jest jeszcze bardziej wartościowe.
Ale wróćmy do bezinteresowaności.
Gdy mamy dużo, łatwo wypracować w sobie powściągliwość w oczekiwaniu na rewanż.
Odczucia zmieniają się jednak, gdy sami zaczynamy potrzebować pomocy...
Gdy osoba, której pomogliśmy, nie ma potrzeby, aby być blisko nas.
Gdy sami zachorowaliśmy i nie ma nam kto pomóc, mimo że nie raz wspieraliśmy chorych...
Gdy brak nam sił, aby być samodzielnym i nasze życie zaczyna zależeć od innych.
Niby nadal jesteśmy bezinteresowni.
Niby wstyd nam choćby nawet pomyśleć, że miło gdyby ktoś nam dobro odwzajemnił...
Ale jednak najbardziej liczymy, na tych którym pomogliśmy.
I w sercu pojawia się wtedy zawód.
I żal...
Mądrego pomagania życzę i Wam i sobie.
Nie tylko przed świętami...
Takiego z potrzeby serca.
Na co dzień.
Cichutkiego...
Pokornego...
Bo dobro zawsze wraca...
Bo "człowiek tyle jest wart, ile może dać drugiemu człowiekowi"...
Bo o to w życiu przecież chodzi...
Pomagać z potrzeby serca, po cichu, nie dla poklasku - myślę (mam nadzieję), że wiele jest osób, które w ten sposób właśnie pomagają. Twój apel o pomoc na co dzień, nie tylko od święta jest bardzo ważny, podpisuję się pod nim. Pozdrawiam ciepło :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się. W 100% się zgadzam.
OdpowiedzUsuńU nas w szkole nauczycielki wpadły na świetny pomysł. Zaangażowały nas w Szlachetną Paczkę. Nie uwierzysz, ale cała nasza klasa po przydzieleniu nam "naszej" rodziny przynosiła co kto miał. To było szaleństwo! Rodzina dostała kilka razy tyle, ile potrzebowała. I to jest piękne. My-nadal anonimowi-oni szczęśliwi na święta :)
OdpowiedzUsuń"siedziała ponadprzeciętnie" cudowne określenie :)
OdpowiedzUsuńChciałabym ten czas właśnie tak wykorzystać:)
A pomaganie zawsze,ale mądre pomaganie.
Ja z bratową pomogłyśmy młodemu mężczyźnie, któremu zmarła żona i osierociła czwórkę dzieci :(. Pomogły też inne osoby. Czułam się przeszczęśliwa że pomogłam i tej rodzinie będę pomagać dalej ...
OdpowiedzUsuńraz spóźniłam isędo pracy - jak jechałam autobusem starsza babcia zemdlała w autobusie, udzieliłam pierwszej pomocuy wezwałam karetkę i potem na przystanku razem z nią czekałam na przyjaxd pogotowie by przekazać ją lekarzom. ale nie czuję się jakoś szczergólnie z tym - po prostu to mój obywatelski obowiązek.
OdpowiedzUsuńtak to często jak mam coś niepotrzebnego typu melbe sprzet jak piec pralka komputer ( jak wymieniam na coś nowego) nieużywane ubrania, ubrania po dzieciach - mam takie wtyki znam takie osoby krtóre mają kontakt z tymi najabrdziej potrzebującymi - przekazuję to im, jak były te wielkie powodzie to też przekazywałam paczki na rzecz powodzian, przed święami co roku u nas jest zbiórka żywności nie ubędzie mi jak dolożę mleko ryż mąkę czy makaron. ale nie jest to nic wielkiego. wiele z nas nawet nie zdaje sie sprawy jak to ciężko jest - kiedy nie ma co jeść nie ma na chleb głód i bieda. i gdzie jeszcze często są małe dzieci które chodzą głodne nie ubrane tak jak trzeba - a samemu z dnia na dzień samemu można się znaleźć w identycznej sytuacji.
zauważyłam jedną tendencję co do pomagania w sferze materialnej - bardziej skłonni do pomocy są ludzie którym się nie przelewa. bo sami wiedzą jak to jest kiedy brakuje i bardziej rozumieją potrzebujących im kto bogatszym tym bardziej mu żal woli tylko sobie.
Staram się pomagać, choć przyznam że czasem mam do siebie żal o to, że za mało się angażuje i zbyt pochłania mnie własny grajdołek...
OdpowiedzUsuńtroszkę nie na temat, ale nie mogę się powstrzymać...
OdpowiedzUsuńJest! Nareszcie Cię znalazłam! bo to właśnie Ciebie szukałam! ;)
a tak poważnie. od kilku m-cy szukałam blogerki z podobnym "zapleczem" na stanie syn (mój urodzony 29 sierpnia 2010, 3 tygodnie przed terminem, ciąża z perypetiami), kolejna ciąża (termin 29 maja 2015). nawet wózek firmy tako (opinia o nim) i pościel w owieczki - identyczne. Hurrrrra! ale się cieszę! Dziękuję :)
Radosnych Świąt życzę