Naprawdę. Jeszcze wczoraj byłam twarda.
Bardzo bałam się przedwczoraj. Oj, złapało mnie nie na żarty.
Jednak wsparcie Wasze i koleżanek, które TO przeszły bardzo mnie uspokoiło.
Do tego stopnia, że jeszcze wczoraj podchodziłam do TEGO na luzaku. Byłam raczej zrelaksowana.
Dziś w nocy śnił mi się mój brzuszkowy dzidziuś.
Karmiłam go piersią.
Mleko pryskało, kapało.
Białe. Tłuste.
Cudownie.
Usypiałam go.
Był TAKI ŁADNY.
Obudziłam się wyspana, z poczuciem misji do wykonania.
Potem, przy szykowaniu śniadania zaczęły trząść mi się ręce.
Kiedy tłumaczyłam mojemu synkowi, że dziś nie będzie mnie już, kiedy wróci,.. przeszedł mnie dreszcz.
Wyszykowałam go do przedszkola.
Pożegnałam jak zwykle.
Pomachał rączką. "Pa mamusiu!". "Pa syneczku".
Ot, zwyczajnie.
Wyszli z dziadkiem.
Zamknęłam drzwi.
I opanowała mnie panika.
PRZECIEŻ JA SIĘ Z NIM NIE POŻEGNAŁAM!!!
A jeśli to był nasz ostatni raz...
Boję się!
STRASZNIE!
Wściekła jestem na siebie. Dzieci mi się zachciało. Ciąż, brzuszków i karmienia piersią.
A jak umrę?
A jeśli już nigdy nie zobaczę mojego małego królewicza z bajki?
Od wczoraj żegnam się ze światem.
Tak.
Podświadomie.
Ostatnie zasypianie w swoim łóżku. Ostatnie szykowanie śniadanka dla mojego synka. Ostatnie wywieszone pranie. Ostatnie witanie słońca przy odsłanianiu rolety na oknie. Ostatni majowy dzień...
Uprałam i wyprasowałam wszystkie ubranka dla Nacia. Mieszkanie błyszczy. Zapisałam mężowi numer mojego konta i pin. Spisałam dla siostry wskazówki co do opieki nad Natankiem. I ostatnią wolę co do moich dzieci.
A teraz siedzę i ryczę.
Umrę.
Na pewno będę uczulona na znieczulenie lub inne leki i umrę. Źle znoszę nawet znieczulenie zęba, a co dopiero w kręgosłup. Zawsze robi mi się słabo.
Będę musiała rozstać się z moimi chłopcami!
Za chwilę zwariuję!
Aaaaaaaaaaa!
Jezu nie pozwól!
Prrrrrryyyyyyyy.
Kobieto.
Zabieg potrwa czterdzieści minut. Unikniesz kilkunastogodzinnej męki.
Zagrożenie przy cięciu jest równe temu przy wycinaniu migdałków. Powiesz o swoich doświadczeniach i obawach anastezjologowi. Będziesz pod opieką lekarzy, a nie sama w jakiejś w dziczy. Wybrałaś lekarza, któremu ufasz i który ma bardzo dobrą opinię. Będzie przy tobie twoja najlepsza na świecie położna, która łagodnie cię przez TO przeprowadzi.
Czy słyszałaś, aby w twoim otoczeniu ktoś umarł podczas cięcia?
Po góra piętnastu minutach od rozpoczęcia zabiegu, zobaczysz swojego wymarzonego, drugiego synka.
I zacznie działać magia. Bo razem z nim urodzi się najcudowniejsze uczucie na świecie - miłość do dziecka. Która będzie zalewać cię codziennie na nowo. Teraz już podwójnie. Do końca życia...
Oczywiście bardzo szybko dojdziesz do siebie, bo po masakrze, którą przeżyłaś za pierwszym razem, już nic cię nie wzruszy. Na drugi dzień zepniesz poślady i bez rozczulania z godziny na godzinę będziesz wracała do normalności - tak jak mówiła Julka, Marta, Aga. Pamiętasz Paulę, którą sama namówiłaś na cięcie, na drugi dzień po zabiegu? Fruwała. Sama byłaś w szoku. Pamiętasz?
W sobotę wypuszczą cię już do domu, bo maluszek i ty będziecie w świetnej formie. Po powrocie wyściskasz Nacia. I wycałujesz. Rączki, stópki, każdego paluszka.
Dzidziuś natomiast będzie genialnie spokojny. Taki typ, że tylko je i śpi. Aaaa no i jeszcze zabrudza pieluszki pachnącą kupeczką.
A po tygodniu to już tylko słońce, spacery i powrót do normalnego funkcjonowania.
O!
Tak właśnie będzie!
A teraz jeszcze raz.
Zabieg potrwa czterdzieści minut. Unikniesz kilkugodzinnej męki.
Zagrożenie przy cięciu...
Panika tu w niczym nie pomoże, a jedynie zaszkodzi. Tysiące kobiet mają cesarki i żyją, ja również się do nich zaliczam (po dwóch cesarkach), więc uszy do góry i nie myśl o tym co może pójść nie tak, a o tym że dzięki temu Twoje dziecko urodzi się całe i zdrowe :)
OdpowiedzUsuńDobra afirmacja nie jest zła :)
OdpowiedzUsuńMartuś!!! Cholera, jak ja Ci współczuję. Tak, współczuję- tego strachu przed śmiercią. Bo ja owszem, też się jednak obawiałam cc, ale nigdy nie dopadł mnie taki przerażający strach, że mogą umrzeć.
Piękne zdjęcie! Jest meeeeega.
Już niedługo zrobisz sobie takie z dwoma królewiczami :)
Ściskam i powodzenia. Trzymam kciuki.
Martus...jakie piekne to zdjecie! Juz niedlugo zapewne druga czesc tej sesji,nie? Z dwojka Twoich uroczych chlopcow;) Przyznam szczerze,ze sama lekko wydygalam po tym poscie...ale.ufam sile afirmacji. Rozumiem Twoje obawy,od kiedy mam Sebka,przeszlam dwa zabiegi pod pelna narkoza i przed kazdym mialam te "pozegnalne"mysli. Jedno co Ci moge.poradzic- nie czytaj tego wszystkiego,co.jest napisane w zgodzie na podanie znieczulenia. Po prostu podpisz ;) Dla wlasnego spokoju. Bedzie dobrze, ja juz sie nie moge doczekac az nam przedstawisz Maluszka. Kciuki zacisniete... po prostu idz tam i zrob co do Ciebie nalezy :*
OdpowiedzUsuńWłaśnie! Zgadzam się w stu procentach, Kiedy dali mi do podpisania, a najpierw oczywiście zapoznania się, dokumenty przy cc z Elizą, to dotrwaliśmy z Marcinem chyba do początku drugiej strony, i gotowa byłam nie urodzić. Naturalnie nie mogłam, a wizja tego, co się może stać (nawet jeśli szanse były jak jeden do miliona) skutecznie mnie wyleczyła i z cesarki. No tak- tylko urodzić trzeba było... Podpisałam, przeżyłam, nic z tego co wyczytałam nam się nie przytrafiło. Ufff. Przy Lilce nawet nie zaczynałam czytać- podpisałam tam gdzie trzeba :)
UsuńZdjęcie jest przepiękne!! Jesteście cudni :) Pamiętaj, że wszystko będzie dobrze. Piszę Ci to ja, panikara co się bała, że ją sparaliżuje przy znieczuleniu ;) Ściskam najmocniej i czekam jutro na wieści.
OdpowiedzUsuńBędzie dobrze, będzie dobrze, będzie dobrze ... - powtarzaj to sobie jak mantrę :-) Nie umrzesz, a prawdopodobnie w sobotę, a najdalej w poniedziałek wrócisz do swoich chłopaków. Chociaż rozumiem Twoje myśli, bo też tak miałam (no może panika nieco mniejsza).
OdpowiedzUsuńPS. I przygotuj się na szok - zobaczysz jak Twój starszak przez tych kilka dni wydorośleje. Poważnie, to wrażenie nie do zapomnienia! Ja pamiętam jakby to było wczoraj, kiedy mój synek przyjechał z tatą zabrać mnie i siostrę do domu. Stał taki poważny z bukietem żółtych tulipanów, a ja nie mogłam powstrzymać łez. Do dziś się wzruszam jak o tym pomyślę. I jego pierwsze pytanie: gdzie Zosia? Już wtedy wiedziałam, że mój synek dorasta, a miał niecałe 2,5 roku :-)
Powodzenia, trzymam kciuki!
I pamiętaj: będzie dobrze!
Tak właśnie będzie!!!trzymam kciuki:*
OdpowiedzUsuńZawsze się zastanawiam jakie to uczucie przed 2 porodem w sumie wiesz co cię czeka w trakcie i po. Musi to być koszmarne i pewnie miałabym tak jak ty, bo podczas mojego też byłam pewna, że umrę. Ale wiesz co. Też wiem, że dałyśmy radę przetrwać tamten horror to już nic nam nie jest straszne. Udało nam się otrząsnąć wtedy to i teraz damy radę, mądrzejsze, doświadczone.
OdpowiedzUsuńByłam ostatnio na cc siostry :) mija szybko, gada się i śmieje :) nawet nie zauważysz jak ten czas minie. A teraz delektuj się ostatnimi chwilami zapakowania, bo może nie powtórzą się już nigdy, delektuj się kopniakami, bo jutro już będzie po wszystkim. Dasz rade :)
Bałam się tak jak Pani, przekonana byłam, że umrę, a na pewno stracę przytomność i zamiast dzieckiem będą musieli zajmować się mną. Myślałam, że będę dwa tygodnie dochodziła do siebie i będę miała problem z pokarmem. Jak było? Po trzech domach byłam już w domu, na chodzie. W środę wyszłam ze szpitala, w piątek gotowałam obiad, w sobotę gościłam tych, którzy przyjechali przywitać Emilkę. Emi jadła co trzy godziny, nie domagała się częściej więc na pokarm narzekać nie mogłam. Jeśli jeszcze będzie mi dane nosić pod sercem dzieciątko to mam nadzieję, że przyjdzie na świat także przez cięcie. Powodzenia i wszystkiego dobrego!
OdpowiedzUsuńJezussss Marta! Oszalałaś?! Przeraziłam się czytając ten wpis!
OdpowiedzUsuńTy to kobieto umiesz ciśnienie podnieść.. A my jesteśmy od tego, żeby Cię podtrzymać na duchu, więc trzymamy! Nie daj się, wszystko będzie cudownie i wspaniale, zobaczysz! Trochę poboli, trochę pociągnie, trochę nie pośpisz, ale będziesz miała przy sobie swojego najcudowniejszego na świecie skarba!
Kciuki już zaciskam i powodzenia Ci życzę! Kolejnym wpis - mam nadzieje - już o Twoim królewiczu z bajki!
Poślady spięte, działaj! :)
Julka.
Marta, Marta! To żeś sobie wkręciła!!! Dobrze będzie!!! A fotka cudna!!!
OdpowiedzUsuńBoże !!!!!
OdpowiedzUsuńOczywiście, że ostatnie wywieszone pranie, ostatni majowy dzień!!! Oczywiście!!!
Ale ostatni w postaci dwa plus jeden, bo teraz będzie dwa plus dwa!!!!! Hurraaaa !!!
Spokojnie Martuś, spokojnie, 1, 2, 3, 4 itd.. oddychaj głęboko kochana.
Myślę o Tobie i nie mogę się doczekać Twojego maluszka!!
piękna fota....tryska od niej miłością..ściskam kciuki
OdpowiedzUsuńPrzecudne zdjęcie! Szczęśliwego rozwiązania! I tak jak już niejednokrotnie Tobie pisałam-teraz będzie już tylko piękniej i piękniej!!:)
OdpowiedzUsuńWiesz co jesteś wspaniałą kobietą! Powodzenia! Ale będziecie wspaniałą rodzinką:)) jeszcze nie wiesz jak się bedziesz wzruszać jak zobaczysz Nacia przytulajacego małego braciszka... ja na miesiac przed porodem na ostatnich wakacjach we trójkę ryczałam jak bóbr ze córka nie będzie już jedynaczką więc dobrze to znam...że może jej krzywdę robię...głupie to co nie....Mama Olusia (9 miesięcy)
OdpowiedzUsuńKochana! podczas pierwszego porodu (swoją drogą rzeźnickiego) na ostatniej prostej mąż szepnął mi do ucha " w Imię Boże" i szepnę to samo Tobie. A potem... a potem przytulisz Maleństwo :-) ps. Urodzisz! Nie masz wyjścia kurde!! w dodatku ja jutro tez mam urodzinki:-) Monika
OdpowiedzUsuńpowodzenia:) i duuużo siły Martuś :)
OdpowiedzUsuńEh ha tez się boję cc ale w życiu bym nie pomyslala ze mogę umrzeć podczas całego zabiegu:-( kochana trzymaj się cieplutko,wspieram Cie myślami
OdpowiedzUsuńIwona O.
Heh, mnie zabieg zebrał z nienacka. Nie miałam czasu myśleć, choć trochę stresu było- wiadomo. A cała reszta? Dokładnie tak jak piszesz- syn, oaza spokoju, karmienie bez problemu, wstałam po 14 godzinach od zabiegu (licząc noc), mogłam iść sama się wykąpać- bez asysty pielęgniarki. Ze względu na szpital, który wybrałam po cc wyszłam po 6 dniach, takie przepisy, ale wyszłam w pełni sprawna :D W szpitalu zaliczyłam jeszcze nawał mleka oraz potworny ból barku (po operacji), ale na prawdę miło to wspominam. Szczególnie to uczucie, które mnie zalało z chwilą gdy usłyszałam pierwszy płacz synka.
OdpowiedzUsuńPowodzenia :)
Fantastycznie! Liczę, że u mnie będzie podobnie;-) Niestety jeden mankament jest taki, że nie może być taty przy zabiegu- nowe procedury bezpieczeństwa...
Usuńfantastyczne zdjęcie i nie nakręcaj się sama !!!! to tylko wywołuje niepotrzebny stresior! Dobrze będzie :)
OdpowiedzUsuńMarta, czytam Cię regularnie od lat, chyba nawet kiedyś komentowałam. Nie bój się nic, mówi Ci to megapanikara:). Prawie rok temu miałam cc, które bardzo dobrze wspominam, bo było wybawieniem po połdobowym nieskutecznym wywoływaniu porodu przy bardzo dużej masie urodzeniowej dziecka. Jak przyszło co do czego to też miałam stracha, że umrę i zostawię dziecko bez mamy albo, że znieczulenie nie zadziała a oni zaczną mnie ciąć :). Ale przynajmniej byłam spokojna o synka, wiedziałam, że sytuacja jest pod kontrolą (podczas tylu godzin nieskutecznego rodzenia wpadałam w panikę, że się w końcu poddusi lub zakleszczy, bo taki był duży).
OdpowiedzUsuńNa sali operacyjnej komentarze rodem z "Ostrego Dyżuru" czy "Lekarzy"- żarty, jakieś wzajemne podrywanie się zespołu medycznego:).Operator obiecywał, że zrobi mi najładniejszy szew jaki potrafi i dotrzymał słowa. Po 15 minutach zobaczyłam moje Szczęście cichutko kwilące - ryczałam i śmiałam się jednocześnie jak mi go położyli prawie na twarzy.
Ostatnie dni (za kilkanaście dni Synek skończy roczek) to megawzruszenie i przeżywanie tamtych chwil i ogromny żal, że już ponownie ich raczej nie doznam (moja rodzina- małżeństwo się rozwaliło.... Dziecko to tez próba...).
Uściski,
A.