Niby nikt nic nie wie, niby nikt nic nie mówi, niby wcale nie, a jednak istnieje. Solidarność rodzicielska. Takie oto zjawisko zaobserwowałam w nadmorskim klimacie. No bo jak inaczej nazwać takie zaczepki na ulicy, szybkie dialogi w przelocie na spacerze o poranku. Takie tam ambitnością nie grzeszące ...
-O jaki ładny dzidziuś, chłopczyk?
- Nie dziewczynka...;-) A wasze ile ma?
- 4 i pół miesiąca, a wasza?
- Skończone 5!
-Ooooo i już taka kumata?Fajnie;-)
- Wasz też taki będzie na pewno. A kolki miał . . .?
I tak dalej, eciu peciu.
A potem uśmiech, uśmiech, takie tam pierdoły.
Albo w ogóle uśmiechy tylko znaczące przez ulicę wymienione. Znaczące, oj znaczące. Co znaczą? "Witajcie bracia niedoli;-)Przerąbane, co?;-)
Ha ha ha. Śmieszne to i pocieszne i fajne. No bo nigdy wcześniej nie zaczepiałam w ten sposób ludzi, a i zaczepiana nie byłam. A szkoda, bo o ile milszy świat, gdy trochę uśmiechu i miłego, niezobowiązującego słowa się wkradnie... Choćby z powodu pisklaków małych, berbeci bezzębnych, sprawców poranków wczesnych, nawet na urlopie;-)
ha, ha, ha - dokładnie, też mi się to zjawisko podoba :) Lubię to!... i co rusz doświadczam :)
OdpowiedzUsuńja nie tylko lubię zaczepki ale i sama zaczepiam :)
OdpowiedzUsuńzgadzam się z Tobą w 100% :) Ja też jak gdziekolwiek jestem z córą to zawsze sobie z kimś pogadam :)
OdpowiedzUsuńDokładnie tak jest tez ze mną...poza tym w związku z bujna czuprynką mojej córci, jesteśmy zaczepiane nie tylko przez rodziców maluchów:) Bardzo to miłe i zawsze humor mi poprawia
OdpowiedzUsuńw szczegolnosci jak maluch jest w chuście wlasiewie :-)
OdpowiedzUsuńTAK TAK TAK właśnie TAK jest! cudowne są te zagadywanki bo przecież w jakimś sensie wszyscy tak wiele o sobie wiemy :)
OdpowiedzUsuńale żeby tak słodko nie było, na codziennych spacerach obserwuję, że jednak smętny ten nasz naród i smutny do szpiku kości. mijam z wózkiem mamy z wózkami no i właśnie tą solidarność odczuwam i ślę uśmiech otwarty, szczery i oznaczający "fajnie tak sobie z takimi klopsami popylać, co?" a tu nosy spuszczone, zdziwiona mina, zacięte ściągnięte brwi... kurde, czy ja mam uśmiech jakiś wilczy? i postanowiłam, że jak ktoś taki smętny to ja się będę jeszcze szerzej uśmiechać i... hahaha chyba panikę na osiedlu wzbudzam u tych smutasów :))))
"Witajcie bracia niedoli" - rewelacja! Uśmiałam się perliście.
OdpowiedzUsuńTylko rodzice potrafią zrozumieć innych rodziców, nie można tego wymagać od ludzi bezdzietnych. Przykład: Kuzynka do mnie na weselu w sobotę - "ale jestem niewyspana",
ja do niej - "dlaczego nie spałaś?",
ona - "nie mogłam zasnąć",
ja - "aha...szkoda. Ja nie śpię od dziewięciu miesięcy",
ona - "tak? a to czemu? mała nie śpi?",
ja - "no jako tako śpi, ale wstać trzeba, nakarmić i nie jest tak, że kładę się wieczorem a wstaję rano. Mam sen przerywany",
ona - "ale można się przecież przyzwyczaić, prawda?",
ja - "Jasne. Tylko dlatego, że ludzie potrafią się przystosować, potrafią też przeżyć - tak jak w obozach podczas II wś."
I tak nie zrozumiała:)
Agakry - bo Ty kochana dziwna jesteś, hahaha. Ruda taka, w ubraniach dziwnych jakichś a do tego cieszy się jak głupia;-)Ludzie nie lubią odstających od normy, wyłamanych poza szufladę. A normą jest, że dzieci się hoduje, a nie cieszy się macierzyństwem...
OdpowiedzUsuńMJ- a ja się z Tobą nie zgodzę.To zależy od człowieka. My mieliśmy takich znajomych, którzy przestali się z nami spotykać, kiedy urodził im się syn, bo my bezdzietni byliśmy. GŁUPOTA!Bo ja wszystko rozumiałam,chętnie żali wysłuchałam a dzieciaki uwielbiałam i wtedy.
No to to akurat była głupota tychże rodziców. Szok!
OdpowiedzUsuńMiałam na myśli, że naprawdę tak do końca jednak nas tacy ludzie nie zrozumieją, bo tego nie doświadczyli na własnej skórze.
Pewnie, że człowieka wiele interesuje z życia maluchów, ale jest to takie tylko "usłyszane", a nie "doświadczone" na swoim przykładzie. Ja lubiłam odwiedzać znajomych z dziećmi, jednak nigdy nie potrafiłam wczuć się do końca w ich sytuację. Dopiero teraz, jak jestem wtajemniczona, wiem, co oni wówczas czuli. Wcześniej trudno mi było to sobie wyobrazić. Bo nie miałam dzieci:)
Uwielbiam rozmawiać z ludźmi na spacerach:) A jeszcze mieszkamy w małym miasteczku, pracuję w sklepie, więc nie ma możliwości, żeby na spacerze nie spotkać nikogo znajomego:) Najfajniej mi się robiło, jak Adik urządzał mi bunt na gondolę i piłował dzioba na spacerach...i ludzie z uśmiechem mi do wózka zaglądali, opowiadali, że ich dzieci podobnie się zachowywały, itd. "Szczytem pocieszenia" była rozmowa z jedną policjantką, która opowiadała nam, że Jej syn miał kolki przez 8m-cy, średnio po 4h dziennie. A wszystko mówiła z uśmiechem na ustach i skwitowaniem dzieci są cudowne.. :) Aż się człowiekowi lżej robi;)
OdpowiedzUsuńach tak! właśnie te uśmiechy wtajemniczonych najbardziej mnie rozbrajają i podnoszą na duchu:-)
OdpowiedzUsuń