Nie wyobrażam sobie swojej starości.
Temat ten napawa mnie ogromnym stresem.
Temat jakże nieunikniony.
Wyłania się bowiem zza rogu każdego dnia.
Na ulicy, w sklepie, w kościele.
Starość staram się zatem oddalić najbardziej jak to możliwe.
Robię więc co w mojej mocy, aby zachować witalność i jędrność.
Wiem, wiem - nie tędy droga. Powinnam zaakceptować temat, pogodzić się z nieodwracalnym i pokochać z wewnętrznym spokojem każdą kolejną zmarszczkę i dolegliwość.
Zmarszczki pojawiły się już.
Nie cierpię ich!
I nie pokocham nigdy!
Dolegliwość na razie nie ma i nie zamierzam ich powitać.
Staram się regularnie badać.
Zdrowo jem.
Czytam etykiety.
Intensywnie ćwiczę.
Pewnie przed nieuniknionym i tak nie ucieknę, ale nie zamierzam stać bezczynnie i patrzeć, jak mój wróg życiowy numer jeden pożera moje ciało i życie.
No własnie ćwiczę.
O tym już wspominałam nie raz.
I nie raz pewnie jeszcze nadmienię, bo to ogromnie ważna cześć mojego życia.
Ćwiczę więc pasjami.
Oczywiście zapał momentami opada, ale gdy w głowie pojawia się zakodowane uczucie spełnienia po treningu, natychmiast udaje się zebrać resztki energii, ukryte w wieczornym zmęczeniu i ...
Pędzę.
Wpadłam tak pewnego dnia do swojego klubu.
Po całym dniu spędzonym w kołowrotku domowo - pracowo - mamowym.
Zajęcia się rozpoczynają.
Stoję na swoim miejscu.
Lubię mieć swoje miejsce.
Swoją drogą dziwne to trochę.
Swoje ulubione miejsce na sali do ćwiczeń.
W kościele.
Na parkingu.
No ale tak mam.
Staję zatem w swoim ulubionym miejscu.
Ulubionym, bo w tym miejscu właśnie, uda moje-kompleks dozgonny, wyglądają najszczuplej.
Śmiejecie się.
Tak! Odkryłam jakiś już czas temu, że klubowe, ogromne tafle luster mają swe lepsze i gorsze miejsca.
Miejsca poszerzające.
I wyszczuplające.
Długo stałam przed tymi pierwszymi.
Regularnie popadając we frustrację...
No bo ile można ćwiczyć.
No ile?
Rok?
Półtora?
Żeby w końcu te dwie golonki zmieniły się w uda łani.
W uda, których tęsknym okiem oglądam codziennie tyle na ulicy.
No ile można?
Zaczęłam zatem się zastanawiać.
No i doszłam do tego, dlaczego czasami podczas ćwiczeń moje uda wyglądają w sposób akceptowalny.
A czasami w totalnie beznadziejny, zabijając przy tym resztki nadziei, że w ogóle da się z nimi jeszcze cokolwiek zrobić.
Więc dziewczęta, jeśli miewacie podczas ćwiczeń jakiekolwiek zastrzeżenia, do jakiejkolwiek partii swego ciała, to z pewnością wszystko to wina lustra.
Ot co.
W przymierzalniach także lustra przekłamują.
Mówię Wam ;-P
Dobrze.
Stoję zatem przed tą szczupłą częścią lustra i powtarzam, to co pokazuję instruktorka.
Instruktorka, która wygląda tak, że...
Że ja nigdy nie będę tak wyglądać, co napawa mnie identyczną frustracją, jak wspomniane "grube" lustra.
To jednak temat na osobnego posta.
Pot zaczyna pojawiać się na ciele.
Ciężko jest.
Lubię jednak pokonywać ten etap, gdy wydaje się, że więcej już się nie da.
Lubię bo czuję wtedy siłę.
Siłę by walczyć ze starością przecież.
Sapię zatem z radością w duchu, czując każdy mięsień, zerkając w lustro, wierząc głęboko, że rzeczywiste odzwierciedlenie moich ud widnieje właśnie w tej szczupłej, a nie grubej części lustra...
Gdy nagle zauważam Ją w tle.
Dwudziesto - nawyżej letnia piękność.
Drobna. Niewysoka.
Dłuuuuuuuugie piękne włosy, o których ja marzę od paru ładnych lat.
Śliczna buzia.
Śliczna!!!
Duże, czarne oczy.
Długie rzęsy...
Piękny strój do ćwiczeń.
Taki od niechcenia niby.
Zerkam na siebie.
Boże!
Jak ja wyglądam?!
Jak ja mogłam wcześniej tego nie zauważyć?
Ćwiczymy dalej.
Pot leje się strugami.
Dyskretnie zerkam ponownie.
Młoda jest.
Szczupła.
Jaka ona jest szczupła.
Na pewno nie ma dzieci.
Na pewno!
Ma dwadzieścia lat.
Nienaganną figurę.
I ćwiczy!
Żeby jeszcze bardziej jędrną być...
Boże!
I mądra do tego!
No i te jej udaaaaaaaaaaaaaa.
Udka w zasadzie.
Dokładnie takie, o jakich marzę.
Takie udka, które w każdej części lustra wyglądają tak samo fantastycznie!
Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!
Boże!
Gdzie ta sprawiedliwość?
Trening dobiegł końca.
Weszłyśmy do szatni.
A w damskiej szatni jak w kurniku ;-)
Ja milczę.
Zaciskając zęby z rozpaczy.
Zaraz sobie z nią poradzę.
Przetłumaczę sobie.
Na razie rozpaczam.
Ona także przebiera się w milczeniu.
W końcu jestem gotowa do wyjścia.
Zerkam ostatni raz.
A Piękna wyjmuje z szafki torebkę.
Od Michaela Korsa...
Oryginał!
Umarłam...
Z rozpaczy.
Złości.
I zazdrości...
;-P
No tak zazdrość ludzka rzecz. Ty zazdrościsz torebki Młodej Pięknej Szczupłej, a ja zazdroszczę Tobie tej chęci walki ze starością i braku " starczych" dolegliwości. Marto wszak torebka nie jest w życiu najważniejsza, a życie jak mniemam masz udane ;-). Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńKochana mnie nie musisz tego mówić, że torebka nie najważniejsza. Nawet te cholerne uda nie są najważniejsze. Ja doskonale o tym wiem. Dlatego własnie napisałam ten wpis z dużym dystansem, aby pokazać jakie próżności czasem w nas tkwią głęboko...Ja nawet bym nie chciała takiej torebki. Od Michaela Korsa?!Wolę Diora;-P
UsuńO raaaajuuu współczuję!!!! Ile razy miałam podobne akcje, to nie zliczę. I zdaje się, że do tego samego klubu chodziłam...póki jeszcze ćwiczyłam, czyli lata świetlne temu....Bo w tym moim klubie, też były pogrubiające lustra. I te, w których widać prawdę :P I instruktorki, taki że jak patrzysz na te pośladki jak dwie połówki jabłka, to aż się gotujesz ze złości :P
OdpowiedzUsuńJa chodzę do Fitmani, pewnie w każdym klubie podobnie...;-)
UsuńNo to ja własnie tam miałam problem z lustrami :) Po porodzie chodziłam w Wałbrzychu, to tam mieli w fitnessklubie tylko "prawdomówne" lustra ;p
Usuńwybacz, że to apiszę, ale się uśmiałam, bo w tak zabawny sposób to opisałaś:)) można by tu napisać, że trzeba doceniać, to co się ma, że inni mają gorzej, że wygląd to nie wszystko, ale co tam, prawda jest taka, że czasem przejmujemy się takimi rzeczami:) I to też jest dobre, bo oznacza, że jesteśmy ludźmi, którzy jak na ludzi przystało mają lepsze i gorsze momenty, w końcu nie jesteśmy robotami:)))
OdpowiedzUsuńNo i miałaś się uśmiać kochana, bo ja własnie w tym tonie o sobie chiałam - prześmiewczo o swojej gdzieś głęboko skrywanej próżności...pozdrawiam ciepło
UsuńSpoko spoko, urodzi to nie będzie już tak szczupła ha! Wtedy Ty będziesz tą szczupła na którą ona patrzy w lustrze i zazdrości :)))
OdpowiedzUsuńMysiasizm ma racje. W końcu i na "te" kobiety przyjdzie czas. Oczywiście nie życząc im najgorzej. Taki lajf i jego porządek, kolejność.
UsuńPoza tym co się martwisz, wyglądasz extra.
Pozdrawiam
Asia
Mysiasizm - Hahahaha, wcale mi na tym nie zależy...Ale coś w tym jest...Na każdego w końcu przyjdzie pora.Nikogo zmarszczka i zwis nie ominą.
UsuńAsiu,
UsuńBardzo dziękuję Ci za słowa wsparcia;-)Mam nadzieję, że pochlebstwa twe wynikają z tego, że widziałaś mnie na żywo, bo przecież aparat także zniekształcić potrafi, hahahaha;-P
Uśmiałam się. Świetnie opisana rzeczywistość. Ja właśnie zamierzam rozpocząć jakieś ćwiczenia. Po etapie wmawiania sobie, że to moje lustro mnie pogrubia, chyba muszę jednak przyjąć do wiadomości prawdę i wziąć się za siebie. Dzięki za motywację.
OdpowiedzUsuńKochana bierz się!Bierz się jak najszybciej!Mówię Ci to ja, która właśnie od trzech tygodni absolutnie się obżera (nie wiem co się dzieje) i boi się w tej chwili stanąć na wagę;-)I strasznie źle mi z tym, więc też za moment zamierzam wziąć się za siebie;-)
UsuńOj ile razy ja tak przezywam. Ty to dla mnie jestes szczuplutka, ja dziecka nie urodzilam jszcze a brzuch brzydki, uda ogromne ehhhh w ćwiczeniach mam swoje wzloty i upadki. Ale tlumacze sobie, ze zawsze beda osoby wygladajace lepiej ode mnie jak i gorzej. Takie życie;) Buziaki,
OdpowiedzUsuńIwona
No właśnie, bardzo dobrze, że sobie tłumaczysz, bo taka jest prawda. Ja też staram się sobie tłumaczyć. Czasami ze średnim efektem...Jak widać na załączonym obrazku...;-)Ściskam ciepło!
UsuńPerspektywa starości przeraża, aczkolwiek człowiek wciąż czuje się młody ..ostatnio zdałam sobie sprawę, że mając 26 lat bliżej mi do trzydziestki, o matko jaka ja już jestem stara. Ogarnia mnie strach, że nie zdążę wiele rzeczy wykonać,przeżyć. Bardziej niż starość przeraża mnie śmierć, dlatego staram się nie zagłębiać w te tematy.
OdpowiedzUsuńhttp://rodzice-plus-dziecko.blogspot.com/
Uuuuuu, kochana śmierć to przeraża mnie tak, że nawet nie myślę o tym , bo zaczynam wpadać w panikę lękową...Straszny nasz los...
Usuńja też boję się i odsuwam najbardziej samotność mnie przeraża bryyy
OdpowiedzUsuńO kolejny wróg numer jeden - samotność. Strasznie szkoda mi chorych, starych, samotnych ludzi.Ale jak to powiedziała ostatnio moja ciocia - sami budujemy swoją przyszłość...
UsuńChcialam napisac ze to pierwszy post(a czytam bloga REGULARNIE od dwoch lat)ktory mi sie spodobal. No bo niby co?niezadowolona ze swojej figury jestes, a przeciez figure masz super...Te zdjecia z nad morza mowia wszystko;)i wtedy sobie mysle: "Jezusinko ale ludzie maja sztuczne problemy", ale zaraz potem pomyslalam sobie: "MAM TAK SAMO JAK TY!"i moga mi powtarzac ze wszystkich stron ze z moja figura wszystko ok. To wszystko jednak, nie zmienia faktu, ze fenomnu torebek Korsa nie zrozumiem i pewnie fashionistki powiedza: "Nie zna sie".hehe
OdpowiedzUsuńNo własnie kochana, dlatego napisałam ten tekst w tonie prześmiewczym, aby obnażyć, jak próżnym czasem się jest. Bo się jest!!!Nie znam osoby całkowicie zadowolonej z siebie, męża, domu, pracy, swojego życia...I zawsze będzie coś nie tak. Zależy tylko w jakim stopniu...I to zależy od nas samych i naszej pracy nad sobą...
UsuńJa musiałam w google sprawdzić, kto to w ogóle jest ten Kors i jakie robi torebki :P
Usuńzgadzam sie!:)
UsuńPS:Tam w pierwszym zdaniu mialo byc. pierwszy, ktory sie nie spodobal
A tymczasem "Piękna" patrzy w lustro i myśli "znowu przytyłam, znowu mam za dużo tu i tu", w domu być może nikt na nią nie czeka, bo facet, który wiecznie jej powtarza, że gdy przytyje to ją zostawi, pracuje do późna i do domu niechętnie wraca, nie wiesz co przed nią, a może wcale nie przytyje po dziecku, bo tego dziecka mieć nie będzie mogła? A Ty wiesz co masz...masz w domu męża, cudownego Synka, masz fantastyczną figurę mimo ciąży i jesteś piękną kobietą z własnym stylem. I wybacz, że to piszę, ale chyba warto nad tą starością popracować, to znaczy ciało swoje pokochać z jego zaletami i "niedoskonałościami", bo z każdym dniem będziesz coraz bardziej nieszczęśliwa, gdyż każdy dzień do starości nas przybliża. A po co się unieszczęśliwiać skoro ma się TYLE powodów do radości? P.S. kto to jest Kors?
OdpowiedzUsuńKochana, alez ja doskonale wiem, że należy popracować nad tą starością, nad akceptacją siebie. Wiem. Nie do końca jeszcze wiem, jak się do tej pracy zabrać, ale zabrać się kiedyś trzeba. I nie chodzi o to, aby odpuścić całkowicie, o nic nie dbać i z godnością i spokojem czekać na śmierć.Bardzo chciałabym znaleźć w sobie równowagę. Robić swoje, aby się nie zapuścić, ale też ze spokojem podchodzić do swoich wad i z przymrużeniem oka je akceptować. Na razie jedynie potrafię z przymrużeniem oka pisać o tym, jaka czasami każda z nas jest próżna...;-)Ściskam ciepło!!!
UsuńJa również nadal poszukuję właściwej drogi, bo o ile ze starością problemu nie mam (jakieś wyparcie mnie dopadło i zmarszczki skutecznie ze świadomości wymazałam), to do swojego wyglądu każdego dnia czepiam się bardzo. I wiesz...to chyba nie jest jednak próżność. Każda z nas chce wyglądać jak najlepiej, każda z nas dąży do ideału, celu, każda z nas lubi się podobać. Chodzi bardziej o to, że niestety mało która kobieta jest swoją własną przyjaciółką. Ganimy siebie, wewnętrznie krytykujemy, non stop mamy sobie coś do zarzucenia i to biedne nasze wewnętrzne dziecko cierpi, bo nikt nie zniósłby takiego traktowania, a same sobie to robimy:-( Właśnie zamówiłam sobie książę "Powrót do swego wewnętrznego domu"...chyba czas do siebie wrócić:-)
UsuńTy? Ty zazdrościsz? Kobieto przecież jesteś piękna, masz śliczną buzię, fajną figurę :) To Tobie pewnie zazdroszczą :) http://miszka-fashion.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń