Obowiązki poza domem rozpoczynam około godziny jedenastej.
Cały poranek spędzamy z synciem sami.
Wstajemy koło siódmej.
Parze kawę.
Włączam bajkę.
Otwieram laptopa.
Pędem nadrabiam zaległości.
Potem szykujemy śniadanko, jemy...
Zwykle z fochami.
Następnie rozpoczynam porządkowanie mieszkania.
Małego.
A porządki CODZIENNIE są duże.
Nie cierpię bałaganu i brudu.
Powodują u mnie poważne wahania nastroju...
I tak nauczyłam się sporo odpuszczać.
No, ale podstawa musi być.
Bezwzględnie.
Dlatego w zasadzie CODZIENNIE zbieram leniwy tyłek w troki i sprzątam.
Po kolei.
Najpierw włączam pranie.
Potem wyjmuję naczynia ze zmywarki i sprzątam w kuchni.
Następnie duży pokój.
Układam poduszki na kanapie.
Wycieram stół.
Siusiu.
Synek chce siusiu...
Robimy siusiu na kibelku.
Wracam.
Zbieram graty.
Ubrania.
Sterty ubrań.
Zdejmuję z suszarek.
Składam.
Wkładam do szafek.
Czasem nie zdążę schować...
Wówczas całą stertę składam od początku.
Bo Synu już tu był...
Potem idę do pokoiku mojego skarba.
Ścielę łóżko.
Zbieram resztki śniadania ze stolika,
Z podłogi...
Ustawiam samochody w rzędzie.
Układam książeczki porozrzucane po podłodze.
Zbieram zabawki, aby uniknąć utraty zębów...
I kredki...
I dzieła mojego syna na papierze do drukarki...
Ubieram swego dwulatka.
Wywieszam pranie, które właśnie się wyprało.
Pakuję kolejne.
Robię drugie śniadanko na życzenie, bo pierwsze - wzgardzone - niedojedzone.
W między czasie myję zęby, zrzucam piżamę, zbieram włosy w szybki chochoł na czubku głowy.
I słyszę : "Mamo, Nacio chce siusiu" ...
Siusiamy.
Wchodzę do dużego pokoju...
Zbieram graty, które w niewyjaśniony sposób powyrastały na nowo.
Układam poduszki.
Wycieram stół.
Idę do pokoiku malucha...
Ścielę łóżko.
Zbieram resztki drugiego śniadania.
Układam książeczki porozrzucane po podłodze.
Zbieram zabawki, aby uniknąć utraty zębów...
I kredki...
I dzieła mojego syna na papierze do drukarki...
Zaczynam kojarzyć, że chyba już tu dzisiaj byłam...
Aaaaa i jeszcze dwulatka muszę ubrać, bo własnie zdążył zrzucić odzienie.
Wywieszam kolejne pranie...
Idę do dużego pokoju.
Układam poduszki...
Wyjmuję lusterko, kosmetyki.
Robię szybki mejkap, żeby przykryć swoje trzydziestoletnie prawdziwe JA.
Zaraz muszę wychodzić.
A jeszcze śniadanie.
Kurcze, zapomniałam...
Wchodzi ojciec syna.
Rozgląda się i rzecze: - Jezuuuuuuu, a co tutaj taki bałagan?!
Przełykam łyżkę owsianki uważnie, aby uniknąć zachłyśnięcia.
Ze złości.
Mimo, ze jest przecież taaaakaaa zdrowa.
F.....ck!
Nie wiem, czy się śmiać,czy płakać...;) Takie to prawdziwe i takie codzienne... a czasem wydaje mi się takie...niesprawiedliwe i dołujące :/
OdpowiedzUsuńOj, żebyś wiedziała. Ja w zasadzie robię to bez oporu, ale gdy hormony są nie takie, jak trzeba, też często pytam :WHY???!!;-)
Usuńomg.....jakbym o sobie czytała tylko chaos u mnie większy i plus jeden dzieć,pozdrawiam serdecznie :*
OdpowiedzUsuńpoza tym fajnie napisane :)))
Cieszę się, że mam towarzyszkę w tej syzyfowej niedoli;-) Ściskam cieplutko;-)
UsuńSkąd ja to znam :) ja mam w domu 3-latkę i 1,5rocznego synka i mam tak cały dzień , już pokoju tam gdzie przebywa mój syn nie sprzątam - nie ma sensu układać co 5 minut.
OdpowiedzUsuńHahahaha;-)
UsuńPewnie gdybyś mogła zabijać wzrokiem, Twój Mąż już by nie żył ;) Ale fakt, gdy kobieta zajmuje się domem, mężczyznom się wydaje, że ma być błysk w każdej minucie dnia..No bo przecież siedząc w domu mamy tyyyyle czasu!
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz jak często mój mąż mógłby stracić życie;-P
UsuńTyyyyyyyyyle czasu - oj tak...
Przeczytałam, podumałam i doszłam do wniosku, że u mnie podobnie, tyle że sprzątanie przerabiamy wieczorem (nie mogę zasnąć wiedząc, że coś nie stoi na swoim miejscu), a rano nie ubieramy się dwa razy. I przy układaniu prania Bąbelek pomaga :)
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo wytrwałości :) Ja ze zdumieniem odkrywam co rano nowe jej pokłady i co rano dochodzę do wniosku, że każda Mama powinna nosić przydomek "Super" ;) Pozdrawiam.
Ja wieczorem zwykle chodzę na treningi i wracam już tak umordowana, że nie mam siły jeszcze na sprzątanie.
UsuńDlatego nie zmuszam się. Wstaję rano z nową energią;-)
a myślałam, ze tylko ja mam w domu piernicznik z moją dwulatką, ze ciagle sprzątam a efektów na dłuższa metę nie widac
OdpowiedzUsuńNo, to nie tylko Ty moja droga;-)
UsuńOj, jakie to prawdziwe.... U mnie jeszcze dochodzą kłótnie 2 latki z 9 latką typu "Mama Zuzia wszystko mi zrzuca z szafek".
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i będę o Tobie myślała sprzątając swój bałagan :)
Ja też Ciebie ściskam cieplutko!!!
UsuńOj, jakie to prawdziwe.... U mnie jeszcze dochodzą kłótnie 2 latki z 9 latką typu "Mama Zuzia wszystko mi zrzuca z szafek".
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i będę o Tobie myślała sprzątając swój bałagan :)
jakze to znam................
OdpowiedzUsuń;-*
UsuńJa dlatego miedzy innymi poczekalam az cora skonczy 2,5 roku i poszlam do pracy.Widzialam to juz po malej,ze fajnie jest z mama ale czas ruszyc w swiat,do dzieci.a i mi to dobrze zrobilo :-) a i ta domowa rutyna,ta syzyfowa praca sie skonczyla :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplo.Bardzo lubie tu zagladac.Fajnie piszesz.
Marta
Ja też pracuję, choć nie na pełen etat... Jednak wcale dobrze mi to nie zrobiło. Ja uwielbiam domowy świat, nawet z tymi brudami. podchodzę do tego z dystansem i raczej podśmiechuję się z tematu, choć nie raz rzeczywiście mam ochotę wystrzelić w kosmos.
UsuńSądzę, że byłoby lżej, gdyby nie praca...
bardzo ciekawe zakończenie :) - spuentowane przez Ojca
OdpowiedzUsuńu nas podobnie tyle, że ja chyba bardziej leniwa jestem
Myślę, że jesteś dla siebie zbyt surowa;-P;-)
UsuńTo wszystko przeciez wina facetów - pamiętaj;-P
Ściskam...
Też tak mam. Ale ograniczam pewne rzeczy stąd brak powiedzmy poduszek na kanapie. I poranek zaczynam od siebie- śniadanie, makijaż, śniadanie dla dzieci i potem dopiero kawa, necik. Jak tak miło dzień rozpocznę dopiero wtedy zabieram się za porządki. Weszłam w nawyk, że kuchnię pucuję wieczorem. Rano zostają mi do pozmywania tylko naczynia po śniadaniu. Tak mi lepiej. Zabawki dziecka sprzątam dopiero gdy pójdzie spać, w ciągu dnia tylko je zgarniam w jedno miejsce. Jesu, jak dobrze, że córka sprząta po sobie sama...
OdpowiedzUsuńPięknie rozpoczęty poranek...chyba zgapię;-)
UsuńJa wieczorami ma treningi, dlatego nie mam już siły, po całym dniu...
No i Nacio sam po sobie nie sprząta...Chyba że go poproszę...Ale stanowczo będziemy nad tym pracować;-)
ehehehe, opisalas dzien z mojego zycia
OdpowiedzUsuńDzień świstaka;-)
UsuńOj tak, sprzątanie w domu,w którym jest małe dziecko nie ma chyba końca. Mam tak samo, jak ogarnę mieszkanie w jednym miejscu, to jak gdyby automatycznie narasta bałagan w drugim miejscu. I tak biegam cały dzień z kąta w kąt i sprzątam. Tak samo jak Ty nie cierpię bałaganu. Mam bzika na punkcie narzut, które muszą bezwzględnie leżeć równiutko. Synek natomiast wystarczy, że usiądzie i robi sobie z narzuty coś w rodzaju gniazdka. Ja przychodzę i wyrównuję, on siada za chwilę i robi znowu bałagan i tak cały dzień nam schodzi. A spacer też mamy o 11, jak już nieco doprowadzę dom i siebie do jako takiego wyglądu.
OdpowiedzUsuńA widzisz ile nas łączy;-)Ja też mam narzutę na jednym łóżku i tez nie nawidzę, gdy jest na nim kipisz. A jest średnio trzy razy dziennie;-)
UsuńOoo jakie to prawdziwe! Ja mam 14 miesięczny huragan w domu, też cuzję się jkabym non stop sprzątała... odkurzam kilka razy dziennie, pranie też ciągle się mieli, kuchnie ogarniam z reguły wieczorem... w ciągu dnia nie ma sensu myć podłóg, bo i tak zaraz są klejące ;)
OdpowiedzUsuńPamiętam ten czas...Gdy Nacio raczkował. Odkurzałam kilka razy dziennie i szorowałam podłogi.Teraz z podłogami trochę mi przeszło;-)Chyba limit wytrzymałości wówczas wyczerpałam;-)
Usuńwczoraj miałam podobne przemyślenia. podchodziłam do suszarki, aby zdjąć z niej ubrania i myślałam: po raz milion trzysta dwudziesty piąty znowu to samo:-) ja w dzień odpuściłam (prawie:-) ) i ogarniam wszystko wieczorem jak już chłopcy śpią. I co wieczór to samo...
OdpowiedzUsuńNo właśnie i czasem przychodzi taki dzień, że zadaję sobie pytanie - dlaczego?!I - ile jeszcze razy będę musiała zrobić to samo?!
UsuńAle potem hormony się normują i znów robię to odruchowo.;-)
Ja wieczorami ćwiczę, wiec jak wracam do domu, to padam na pysk po prostu...
Ale nawet, gdy wieczorem jest w miarę ogarnięte - np. w weekend, to rano i tak muszę zbierać to, co przez poranną godzinę wszechmocny Nacio zdążył porozrzucać...
czuje się jakbyś patrzyła na "mój" dzień a potem go opisała. Tyle ,że ja się jeszcze bawię w pieluchy i jak poprzedniczka odkurzam 50 razy dziennie. Już właściwie to sprzątanie stało się moim nawykiem i nawet nie wiem kiedy to robię. Kiedy poprawiam poduszki, kiedy odkurzam bo paprochy, kiedy wkładam naczynia do zmywarki,ubrania do pralki . No i oczywiście miło jest usłyszeć od męża wracającego do domu :." Trochę tu bajzel się zrobił,co?" :[
OdpowiedzUsuńOooooj tak, dzień świstaka...dzień jak co dzień ;) Też nie za bardzo lubię bałaganu, ale- jakiś czas temu odpuściłam i to dość dużo, bo już miałam dosyć momentami swojego sfrustrowania. Dom, gdzie są dzieci ma prawo posiadać artystyczny nieład :) A jeszcze nadejdzie czas, kiedy rano ograniczymy się TYLKO do podstawowych czynności dookoła siebie i chyba tak na prawdę będzie mi trochę brakować tego bajzlu;)
OdpowiedzUsuń