Czy miałaś kiedyś sytuację, gdy Twoje dziecko doprowadziło Cię do takiego stanu, że przestałaś je lubić? Nie cierpiałaś go i miałaś ochotę skroić mu tyłek na kwaśne jabłko? Może uczucie to trwało ułamek sekundy, może godzinę, może przez cały wieczór, albo nawet kilka dni...
Jestem przekonana, że miałaś. Każda z nas miała...
Nie miałaś?
To muszę Cię uświadomić i zasmucić jednocześnie, że jeszcze nie raz doświadczysz tego stanu, zwłaszcza przy drugim lub kolejnym dziecku, gdy robi się zwykle bardziej ekstremalnie, niż z jedynaczkiem.
Ale wróćmy do nielubienia.
Po pierwsze, wyrzuty sumienia schowaj do kieszeni.
Po drugie masz prawo do takiego stanu.
A po trzecie TO NORMALNE.
Tak! Bo jesteś człowiekiem i masz prawo CZUĆ EMOCJE. Wiem, wiem, małżonek i reszta rodzinnej świty jest przekonana, że razem z wydaleniem ze swej pochwy potomka, przeistoczyłaś się w " pierd...oną oazę spokoju, pierd...ny k...wa, wyciszony kwiatu lotosu na zajebiście spokojnej tafli jeb...nego jeziora, a wręcz w jeb...ny wagon pełen pierd...nych tybetańskich mnichów".
Niestety nie!
Nadal jesteś tylko człowiekiem. Czującym, a do tego od stóp do głów wypełnionym emocjami, że aż kipi.
I wśród tych emocji obok miłości, zachwytu, radości są także smutek...złość...
Bo matka też ma prawo być zła! Ja myślę, że ona nawet ma większe prawo od innych.
Bo bywa przecież tak, że przez długi czas, codziennie na nowo, a czasami także bez wytchnienia nocą, stawia czoło: przewlekłemu niewyspaniu, przemęczeniu fizycznemu, frustracji, krzykom, płaczom, humorom i fochom swej dziatwy, zespołowi napięcia przedmiesiączkowego, menstruacji, cellulitowi na... wszędzie! obwisłym cyckom, cyckom jak piłki do kosza, wielkiemu brzucholowi, zakwasom po treningach, żeby brzuchol nie był wielki, jelitówkom, pawiom na dywanach, obrzyganym pościelom, gilom i innym wydzielinom...
Kto normalny jest w stanie to znosić z uśmiechem na pysku?! No kto?
Mąż jest w stanie? Teściowa? Szwagierka? Ciućkające matki w piaskownicy? Przecież one ciućkają i świergoczą do swej trzódki, aby zagłuszyć właśnie wyrzuty sumienia. Bo zdarzyło im się przed chwilą poczuć tę cholerną ludzką emocję - złość do własnego dziecka.
I wiem, że miał być róż, brokat i wata cukrowa, ale czy tego chcesz, czy nie, dziewczyno łącząc swe jajo z nasieniem chłopa swego, wdepnęłaś w niezłe gówno.
Choć przeplatane różami;-)
Emocje to myśli w naszych głowach, pojawiają się w sposób naturalny, pod wpływem kontaktu z otoczeniem i są zależne od pewnego zakorzenionego w naszej podświadomości myślenia.
Na przykład, gdy czujesz złość do swojego dziecka, a co za tym idzie, jesteś dla niego niemiła, Twoja podświadomość podpowiada Ci, że powinna czuć wstyd i wyrzuty sumienia, bo matce nie wolno czuć złości. Masz to wbite do swej podświadomości, między innymi poprzez wzorce z dzieciństwa lub społeczne stereotypy.
Natomiast, gdy wspomniany wstyd, lub wyrzuty sumienia zaczynają Cię dręczyć, powodować frustracje, gdy dusisz w sobie tę złość, karasz siebie za nią wewnętrznie, a złość się wtedy nasila, wówczas radzę Ci zająć się źródłem tego problemu, bo długo tak kochanie nie ujedziesz.
Pozwól sobie czuć. Zaakceptuj fakt, że masz prawo czuć różne emocje, znajdź w swojej podświadomości problem, a wreszcie zmień tę odkrytą myśl, "wpisując" na jej miejsce nową i powtarzaj ją często, najlepiej do lustra, co rano. A w końcu wybacz sobie...
PS. Psychologowie zalecają także samotną wycieczkę do lasu, aby powydzierać ryja, ewentualnie spuszczenie manta jaśkowi lub zapisanie się na boks;-)
Martusia, bardzo lubie Twojego bloga i czytam go od... 5 lat! Uwielbiam styl pisania, ktory uprawiasz i wszystkie te zabawne formulki i bystre komentarze, ale... ten post jest najslabszy odkad pamietam. To nie ma byc krytyka tylko zacheta, mala motywacja bo to jest naprawde jeden z moich ulubionych blogow, ale robisz sie monotematyczna.. przepraszam, nie chce nikomu podcinac skrzydel, wrecz przeciwnie. Z niecierpliwoscia czekam na nastepny post i serdecznie pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńTo jest Twoje zdanie. Ja je akceptuję, ale nie staję do żadnego konkursu ma bloga roku. Dlatego piszę to, co czuję.Tobie również życzę tej wolności 😊 Pozdrawiam ciepło.
OdpowiedzUsuńA może masz pomysły o czym miałabyś ochotę poczytać na blogu o macierzyństwie?Zobaczymy co da się zrobić.
OdpowiedzUsuńCzytam Cie już jakiś czas, jeszcze przed urodzeniem Twojego młodsZego synka i mojego druugiego dziecka. Zaglądałam tu czasem kiedy Cię nie było jakiś czas i zastanawialam sie czy wrocisz. Widzę u Ciebie te same zmiany jakie obserwuje u siebie. Od "idylli" życia z jednym dzieckiem aniołkiem, dbaniem o dom, męża, dawaniem rady; do życia z dwójką maluchów, do walki, do płaczu, do kłótni. Mój młodszy konczy dziś rok. Kocham go, kocham jego 4-letnia siostre, kocham ich ojca, ale teb rok był najgorszym w moim życiu. Myślę że mnie rozumiesz. Ja nie lubię najbardziej siebie z ostatnich 12 miesiecy.
OdpowiedzUsuńDroga Marto, chetnie o tym wlasnie o czym piszesz. Natomiast powtarzasz pewne frazy i zwroty. Nie mialam na celu urazenia Ciebie w zaden sposob, nikt nie musi zyczyc mi wolnosci slowa pisanego, jak widac nie czuje sie uwieziona:). Super kobitka jestes. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń