wtorek, 5 czerwca 2018

Nauczyciel.

Często gdy spaceruję, mijam inne matki z wózkami. Najbardziej zwracam uwagę na te z głębokimi.  Ich wózki są nowiutkie, czyściutkie, wymuskane, pachnące nowością. Wózki, które zostały wyszukane, dokładnie obejrzane i wybrane w końcu, po rozwianiu wielu wątpliwości ciężarnego umysłu, jako te idealne. Często zafundowane przez dziadków dla pierworodnego wnuka.
Prowadzą je dziewczyny. Rozanielone, spokojne, idą powoli zwracając nadmierną uwagę na wszelkie nierówności. Są to matki pierworodnych dzieci.
I wtedy mówię sobie w myślach - co ty wiesz o zabijaniu kobieto. Tfu - o macierzyństwie? Kobieto.

Albo inne dziewczyny zagadane w kąciku dla dzieci, w jednej z kawiarni lub na placu zabaw. ONE WIEDZĄ WSZYSTKO. Gówno wiedzą - sobie myślę. I ja gówno wiedziałam, pławiąc się w ultra komfortowym macierzyństwie, gdy byłam pojedynczą mamą. Naprawdę czasami tak myślę, choć uważam, że to poniekąd bardzo płytkie. Choć pierwotnie tak właśnie czuję.
O tym, że gówno wiem uświadomił mnie mój drugi syn. Przeciągnął mnie po najciemniejszych zakamarkach macierzyństwa. Swego ojca oprowadził po wszystkich dolinach ojcostwa.
A teraz jest naszym absolutnym oczkiem w głowie.

Czasami bałam się, gdy wył tygodniami, miesiącami całymi, że tak już zostanie. Że już zawsze będzie rozdarty, roszczeniowy, przyklejony.
Czasami pytałam Boga - dlaczego? Dlaczego dostaliśmy taki egzemplarz? Grzeszyłam.
Ale relacja z tak wymagającym dzieckiem bywa naprawdę trudna.

I wtedy pewna znajoma powiedziała mi, abym potraktowała GO, jak nauczyciela.
Nauczyciela, którego Bóg postawił na mojej drodze, abym mogła się sprawdzić. Poznać siebie, pracować nad sobą, swoim charakterem, wyciągnąć z siebie więcej niż zwykle, wejść na wyższy level bycia matką.
Tak się stało. Dzięki memu małemu okruszkowi stałam się twarda, niewiele rzeczy mnie już zaskakuje, przestałam panikować. Jestem dużo bardziej świadoma siebie. Opanowałam wiele swoich słabości, które od dawna mi zawadzały - dla Niego.
A On? Daje mi tyle miłości, radości, powodów do dumy... Dał się okiełznać i jest bardzo grzecznym, uroczym psotnikiem. Otwartym i towarzyskim. Uwielbiam spędzać z nim czas. Przyjaźnimy się. Serio.Towarzyszy mi całymi dniami, we wszystkim co robię, więc nie mogło stać się inaczej. Prawi mi komplementy. Że mam "bajdźo ładne buty" i "śliśne uśta" - lubi czerwone.
I bardzo często mówi mi, że mnie kocha, a to jest chyba największe wynagrodzenie tamtych trudów - zapewnienie o miłości małego człowieka, który nic nie musi, oraz który niczego nie udaje. Emocja czysta jak łza... Drogocenna tym bardziej, że przecież dziecko jest naszym lustrzanym odbiciem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ten blog jest moją własnością i to ja decyduję, co chcę na nim zamieszczać, dlatego Twój komentarz zostanie opublikowany, jeśli nie zawiera obraźliwych treści.