Jeśli weszłaś tutaj, bo zainteresował Cię tytuł, to MAM CIĘ! ;-)
Mam, czyli złapałam Twoją czytelniczą uwagę, z czego jestem bardzo dumna, ponieważ temat tak strasznie powalający wcale nie będzie;-) Bo o mięcie dzisiaj będzie;-)
I gdybym posta tego zatytułowała - napar z mięty dla malucha, to połowa, nawet by nie zajrzała...
A szkoda by było, bo pomysł mnie osobiście zachwycił. I Syna zachwycił też, co sprawiło, że mamy na balkonie nie jeden, nie dwa, a trzy krzaczki miętowe, w tym jeden wykopany wprost z ogródka teściowej... Olbrzymi! Dodam, że teściowa podarowała go dobrowolnie, na poczet zdrowia wnuka ukochanego, gdy pierwsze dwa krzaczki przestały dawać radę ;-)
Wcześniej już wspominałam, że Nacio ku zmartwieniu memu wody nie toleruje. Do tej pory rozcieńczałam mu z wodą "słoiczki owocowe", których w postaci papkowej nie znosi. Takim sposobem udawało mi się przemycać do brzuszka dziecięcego cenne witaminy.
Gdy jednak upały nastały, stwierdziłam że takie gęste napoje nie gaszą wystarczająco pragnienia. Zaczęłam gotować kompoty. Fajne są, to fakt. I bobas je lubi. Tylko to gotowanie uciążliwe nieco w dni upalne.
Pomysł na miętowy napój orzeźwiający z cytryną od mamy mojej zmałpowałam. Synowi dnia pewnego zaserwowałam i tak się zaczęło nasze miętowe uwielbienie.
A przyrządza się go tak:
Kilka świeżych liści mięty zalewam wrzącą wodą (1,5l). Dodaję 3 łyżeczki cukru. Tak - cukru, w tak śladowej ilości, nie uważam tego za przestępstwo, a bez niego kwasior wyjdzie. Zostawiam do ostygnięcia.
Wówczas dodaję ciut świeżego soku z cytryny.
Tyle! Pyszna prościzna, a pragnienie gasi, jak nic innego. Polecam!
O prosze :) Obie dzisiaj mietowe posty mamy :)
OdpowiedzUsuńTez ostatnio zaserwowalam miete z gruszka mojemu Mlodemu.
To dopiero nadawanie na wspólnych falach;-)
Usuńmnie tytułem nie złapałaś bo i tak zaglądam ;D a pomysł ciekawy, sama chętnie bym spróbowała, tylko że nie mam balkonu ani ogródka żeby tej mięcie było dobrze :(
OdpowiedzUsuńNa parapecie też miętka świetnie daje radę;-)Kupisz ją w każdym hiper markecie;-)
UsuńJa sama też uwielbiam pić napoje z dodatkiem mięty :) Dzieciom jednak jeszcze nie próbowałam ich podawać ale jest to dobry pomysł, który trzeba wcielić w życie ;)
OdpowiedzUsuńPolecam;-)
UsuńTo masz wyjątkowe dziecię, przeważnie maluchy mięty nie lubią ;)), no ale Nacio jest wyjątkowy bez dwóch zdań, ta historia z tamponami mnie rozwaliła na łopatki ;))
OdpowiedzUsuńbuziaki~!
Dziękuję za miłe słowa;-)Czuję się zaszczycona;-)
Usuńfajnie tak;) gdyby nie dziecię nie wpadłabyś na to;) i pewnie jeszcze cię zainspiruje do przyrządzania wielu zdrowych fajnych rzeczy;)
OdpowiedzUsuńkompoty domowej roboty;) napój miętowy domowej roboty;) niedługo dojdą przetwory, i inne zdrowe potrawy dla dzieci i wygląda że kwitnie wielki talent kulinarny;))
Oj tam,oj tam, do talentu to jeszcze daleka droga;-)
UsuńMmmm, robię podobny z tym, że mięty wrzątkiem nie zalewam :D ciekawe, pewnie aromat mięty jest lepszy:) na pewno spróbuję:) miłego dnia:)
OdpowiedzUsuńSmaczek fajny, ale nie przytłaczający, jak herbata z mięty suszonej, która nie kojarzy mi się z niczym innym, niż ból żołądka;-)
Usuńhej!
OdpowiedzUsuńmam synka starszego o miesiąc więc z ciekawością podczytuję Twojego bloga. Mój Miki wcina owoce (jabłka, banany, maliny, truskawki, borówki) więc u nas papkowe słoiczki już dawno poszły w odstawkę. Na szczęscie młody pije też wodę choć musiałam stoczyć walkę z teściową, która od początku chciała przyzwyczajać go do herbatek i soków. Ja podawałam mu jednak tylko wodę i teraz pije jej bardzo dużo z kubeczka ze słomką.
Gratuluję pomysłu na wodę z miętą! :)
Odniosę się jeszcze do jednego Twojego posta - tego, na którym opisywałaś niechęć Nacia do wejścia do wózka... Pewnie, że mój Miki też tak próbował ale ja nie ulegam i pakuję go nie zważając na krzyki ani karcące spojrzenia . Nie zrozum mnie źle, nie chce sie wymądrzać itd ale nie obawiasz się, że nie będąc konsekwenta wychodujesz sobie terrorystę? Pytam bo ja cały czas walczę z naturalnym odruchem matczynego serca ;) ulegania synkowi a strachem, że ulegając nie ustale granic i nie wpoje dobrych zasad. Może jakiś kolejny post na ten temat? :)
pozdrawiam, kajka
Toć to ja własnie terrorysty wychować nie chcę i dlategoż Nacia sfaulowałam i do wózka wpakowałam w końcu. Zgadzam się, że konsekwencja najważniejsza. Specjalistką od wychowywania nie jestem, ale intuicja tak właśnie mi podpowiada;-)
UsuńOwoce też Natosław wpyla obecnie. Na topie są borówki, jagody i czarna pożeczka;-)
Bananowe próby zakończyły się bananem chlaśniętym na komodę...
hehhe :) nieee, tak sobie weszłam poczytać co u Ciebie nowego piszczy :) a przepis na napar jak najbardziej godny zapamiętania :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńno brzmi pysznie, aż sama bym się napiła, a też hodujemy miętkę i nawet wczoraj robiłam miętową zapiekankę - polecam! Antoś wciąż pije mleczko, raz w upał dawałam mu wodę łyżeczką, ale nie był zachwycony.
OdpowiedzUsuńhehe i nawet nie dostałaś bury od NIKOGO za ten cukier :))))) stęskniłam się, co my w końcu z tym spotkaniem?
OdpowiedzUsuń