Otóż.
Nie ma dla mnie gorszej obelgi, nic bardziej bolesnego, niż krytyka mojego mamowania. Przepraszam - jest. Jeżeli ktoś powie mi wprost, że jestem ZŁĄ MATKĄ. I mam wrażenie, że wszystkie mamy mają podobnie. Że podważanie naszej najważniejszej funkcji - bycia mamą, to newralgiczny punkt każdej z nas. Jakoś tak nas zaprogramowała natura, że od momentu, gdy pod naszym sercem pojawia się życie, dbamy o nie jak możemy najlepiej. Z całych sił! Potem, gdy dziecię przychodzi na świat, jeszcze mocniej. . .
Chcę dla mojego dziecka wszystkiego, co najlepsze. Chcę za wszelką cenę uchronić Je od zła. Chcę, aby było szczęśliwe i grzeczne. Jednak muszę dbać o mojego maluszka na tylu płaszczyznach, że czasami zaczynam się gubić. Czasami brakuje mi sił. Czasami cierpliwości, mądrości. Wówczas odczuwam okropny żal do samej siebie, że nie staram się na tyle, na ile powinnam. Że nie daję z siebie wystarczająco dużo. Że daję mniej , niż inne mamy potrafią z siebie wykrzesać.
Wówczas zaczynam walkę z samą sobą. Rozmyślam, w jaki sposób mogę te swoje braki udoskonalić. Szukam rad u mądrych mam, sposobów postępowania z maluchem, żeby uniknąć newralgicznych sytuacji. Zaczynam pracować nas sobą, a w duchu liczę, że nikt nie zauważył.
Bo może nikt nie dostrzegł tej mojej irytacji przy dziecku oraz ulgi, z którą oddaję Synka w ręce jego Taty. Może nikt nie dojrzał mojego wywrócenia oczami, gdy maluch nie chce wsiąść do wózka. Może nikt nie usłyszał: "Natan"- podniesionym głosem. No dobra, czasem nawet krzykniętego, gdy Synuś mój słodki po raz setny wyje o coś dzisiejszego dnia ( na przykład tym razem za nic w świecie nie chce oddać kluczyków od samochodu, którymi chciałabym go akurat uruchomić, bo bardzo mi się spieszy). Może...
Ale jeśli w tym momencie ktoś by stwierdził, że jestem beznadziejną mamą, pękłoby mi serce z żalu. A gdyby dodał jeszcze, że krzywdzę swoje dziecko, wówczas... Sama nie wiem. Chyba palnęłabym sobie w łeb.
Dlaczego? No właśnie, przecież ogólnie lubię mądrą krytykę. Uwielbiam się uczyć. Kocham, gdy czasem ktoś w sensowny sposób otworzy mi oczy, pokaże inny punkt widzenia. Ale niestety tak mnie natura zaprogramowała, że w tym przypadku było by mi wyjątkowo ciężko. Tak ciężko, że aż nie do przeżycia.
Myślę, że właśnie dlatego, że jestem świadoma swoich braków na tej płaszczyźnie. Codziennie toczę z nimi walkę. Czasami, gdy bobas ma "gorsze dni" walka ta jest wyjątkowo trudna. A przecież i bez synkowych humorów każdego dnia daję z siebie tak dużo. Oddaję siebie.
I absolutnie nie chodzi mi o to, żeby się przechwalać, tylko żeby przekazać Wam, czego się boję.
Najprościej - każdego dnia, każda z nas wkłada tak strasznie dużo siebie w jak najlepsze wychowanie swojego dziecka, że jeśli jeszcze komuś się to nie podoba, lub ktoś to podważa, to odechciewa się wszystkiego.
A do tego pojawia się jeszcze instynktowna agresja wobec tegoż intruza... ;-P