Oprócz stałego zachwycania się swym potomkiem, oprócz codziennego odkurzania, oprócz gotowania i prania, oprócz spacerów i zakupów, kura domowa wykonuje jeszcze jedną czynność. Permanentnie. Rozmyśla.
Kiedy pracowałam zawodowo nie miałam czasu zrobić siku, a co dopiero mówić o rozmyślaniu. Głowiłam się, i owszem, jednak głównie nad tym jak wykonać narzucony miesięczny plan.
Bycie mamą sprzyja obserwowaniu, rozmyślaniu, refleksjom. Pomimo codziennej gonitwy, pomimo ciągłych prób zapanowania nad domowo-dzieciowym chaosem, mnie - matce zdarza się myśleć.
O śmierci myślę często. Nie mówię wcale. A boję się okrutnie. Inni też nie mówią. Unikają tego tematu jak ognia, udając że zjawisko to wcale nie istnieje. Ludzie myślą, że gdy zaczną o NIEJ mówić, to ją przywołają. Nie mówią ze strachu. Wówczas, gdy nagle rzeczywiście przychodzi, są w szoku. Bo przecież już prawie, już o włos byli od wmówienia sobie, że Jej nie ma.
A ja dzisiaj właśnie podjęłam decyzję, że powiem o swoich uczuciach z NIĄ związanych. Powiem tutaj, bo jesteście najlepszymi słuchaczami. Bo łatwiej jest napisać.
Śmierci nie potrafię ogarnąć umysłem. Ani swojej własnej, ani bliskich. No bo jak to możliwe, że jesteś, żyjesz, śmiejesz się, a nagle pstryk! I koniec. Pstryk i pakują cię do lodówy. Pstryk i leżysz pod ziemią. Na zawsze. I gnijesz. Niby ciało tylko. Ale to przecież ty. To zawsze byłaś ty.
Twoi bliscy zamykają wieko. Towarzyszą ci w ostatniej drodze i zakopują cię pod ziemią. A potem odchodzą. A ty zostajesz sama. Pod ziemią. Nadchodzi noc.
Zawsze gdy sobie to wszystko uzmysławiam, zaczynam popadać w obłęd ze strachu. Wtedy powtarzam sobie - dożyjesz późnej starości. Jeszcze tyle życia przed Tobą. Umrzesz, jak będziesz stara i prawie nie świadoma. A jak już TO się stanie, to zaśniesz po prostu. Spanie jest miłe. Lubisz spać. A poza tym, to wcale nie koniec będzie. Dostaniesz się do raju. To dopiero początek. Będzie cudownie. Musi być! Przecież coś TAM musi być do cholery!
Jeszcze bardziej boję się śmierci bliskich. Teoretycznie przyjdzie mi pożegnać wszystkich bliskich starszych ode mnie. Nie mogę się zmusić, aby ich tutaj wymienić. Może też się zdarzyć, że nie przyjdzie mi pożegnać siostry. . .
Męża. . .Tutaj lęk mnie paraliżuje. Jeśli to się zdarzy - umrę. Albo oszaleję i zamkną mnie. Nie zabiję się, bo za bardzo boję się śmierci, ale wydaje mi się, że pęknie mi serce. Nie potrafię wyobrazić sobie rozłąki. Rozłąki na zawsze. Nie widzieć się. Nie czuć jego zapachu. Ciepła. Dotyku. Już nigdy nie usłyszeć głosu. Zostać samą. Bez NIEGO. Bez drugiej części mnie samej. Nie jestem w stanie zostawić go tam samego i pójść do NASZEGO domu. Nie jestem w stanie pożegnać się na zawsze.
Nie jestem w stanie pożegnać na zawsze nikogo z moich bliskich. Brak NA ZAWSZE mnie przeraża. Gdy dopada mnie ten paniczny strach, myślę - wolałabym umrzeć przed nimi wszystkimi, ale wówczas dociera świadomość, że sama strasznie boję się umrzeć. Wówczas pojmuję, że jestem w pułapce. Pułapce bez wyjścia. A TO się stanie na pewno.
Śmierć krąży. Krąży wokół nas. Raz jest bliżej. Innym razem dalej. Upatruje sobie ofiarę i dopada ją. Nigdy nie wiadomo, kto będzie następny. Dlatego cieszmy się tym, co mamy najcenniejsze. Cieszmy się tchnieniem życia, które w sobie nosimy. Bo w porównaniu do zmarłych - tyle możemy. Możemy wziąć ciepły prysznic. Możemy wetrzeć w ciało pachnący balsam. Możemy się wyspać i jutro po przebudzeniu spojrzeć w pełne słońca okno. Możemy zaparzyć sobie kawę. Możemy do tej kawy zjeść słodką drożdżówkę.
Mogę wtulić się w pachnące pościelą, miękkie włoski mojego synka, mogę poczuć mojego ukochanego całą sobą, gdy wróci z pracy. Dotknąć go. Porozmawiać. Opowiedzieć, co Synu wywinął dzisiaj fajnego. Mogę zadzwonić do mojej ukochanej mamy...
Tyle mogę! Niby zwykłe sprawy, a jak cudownie to wszystko móc! Wspaniale jest móc żyć...