Są takie sytuacje w życiu człowieka, kiedy żadne słowo nie jest w stanie wyrazić tego, co czujemy.
Są takie sytuacje, kiedy żaden inny gest, żadna rzecz, ani kwota pieniędzy nie jest w stanie oddać naszej wdzięczności.
Wiecie, co mam na myśli?
Co wówczas można zrobić?
Jak się zachować?
Nie znam bardziej bezinteresownej, oddanej i serdecznej osoby, niż mój dziadek. To, ile przez całe swoje życie dał mnie, moim siostrom i innym bliskim z naszej rodziny, wie tylko każdy z nas z osobna, on i Pan Bóg.
Pamiętam taką sytuację, kiedy siedzieliśmy z moim dziadkiem obok siebie przy stole. Dziadziuś powiadając mi jedną ze swoich historii z dzieciństwa, wzruszył mnie tak bardzo, że ze łzami w oczach, zwyczajnie chwyciłam jego dobrą dłoń i ucałowałam. Strasznie się zmieszał i zawstydził, po czym sam i mnie ucałował...
Od jakiegoś czasu staramy się z moją mamą i siostrami bywać u naszego dziadka chociaż raz w tygodniu, aby troszkę, po babsku o niego zadbać. Ostatni raz byliśmy u niego w minioną niedzielę. Po zjedzonym obiedzie mój dziadziuś ujął w dłoń rękę mojej mamy, ucałował ją i zwyczajnie powiedział "dziękuję". Niby zwyczajnie, a jak bardzo inaczej...
Kiedyś, tuż przed Bożym Narodzeniem szliśmy z moim teraźniejszym mężem jedną z poznańskich, ruchliwych ulic. Przy kamienicy na małym stołeczku siedziała ubrana w kożuch babcinka. Przed nią na gazecie leżały zrobione na drutach kapcie, skarpety, czapki. Babcinka z rozwianym siwym włosem i czerwonymi od mrozu polikami. Ściemniało się. Śnieg sypał wielkimi płatami, a babcinka siedziała na mrozie i sinymi z zimna dłońmi, powykręcanymi od artretyzmu palcami robiła na drutach kolejne małe dzieła na sprzedaż.
Przeszłam obok, nie mogąc uwierzyć w to, co widzę. W sekundę łza napłynęła mi jednak do oka. Cofnęłam się. Zamieniłam z babcinką parę słów, z których wywnioskowałam, skąd ona tutaj na ulicy w grudniu...
Bez dłuższego namysłu chwyciłam jej starą, pomarszczoną dłoń, wsunęłam w nią dwadzieścia złotych i ucałowałam.
Babcinka zawstydzona, rozpogodziła się natychmiast i bardzo nalegała, abym koniecznie wybrała sobie jakieś ciepłe skarpety. Nie mogłam...
Odeszłam, życząc jej wszystkiego, co najlepsze.
Nigdy jej nie zapomnę.
Z moją przyjaciółką, to w zasadzie całujemy się po rękach regularnie.
Mieszkamy w różnych miastach, spotykamy się raz na miesiąc lub dwa. Kiedy w końcu możemy usiąść obok siebie w kawiarni, opowiadamy sobie wszystko to, co opowiada się tylko przyjaciółce. Różne wydarzenia ze swojego życia, wzruszenia, zranienia. Często wysłuchujemy siebie ze łzami w oczach. Czasem ryczymy i cmokamy się po dłoniach. Potem się przytulamy, pocieszamy...
Podejrzewam, że dla kogoś, kto patrzy z boku, wygląda to komicznie. Dla niektórych - dziwnie. Dla jeszcze innych - niesmacznie.
Rzeczywiście trochę to dziwne w naszej kulturze, całować kogoś po rękach, prawda?
Wirusów tyle.
I bakterii...
Ale czy istnieje inny gest, który w takim samy stopniu, szczerze oddaje ludzkie oddanie, zaufanie, wdzięczność i miłość?
To jest gest głęboko wpisany w nasza kulturę, dlatego tak wyjątkowy dla nas :)
OdpowiedzUsuńMoj Maz czesto caluje mnie po rekach :) ..............ja go rowniez :)))
OdpowiedzUsuńNo i co? No i znowu przez Ciebie ryczę:)
OdpowiedzUsuńOd urodzenia pierwszego dziecka - czyli jak matką zostałam, mężczyźni w mojej rodzinie za wyjątkiem nieżyjącego już dziadka, którego to my całowaliśmy po rękach, jako seniora rodu, wszyscy mężczyźni w naszej rodzinie przy powitaniu zaczęli całować mnie w rękę, czy to wujkowie czy bracia... taki rodzinny zwyczaj, wg mnie piękny - bo może ja jakaś nie nowoczesna jestem ale mam to gdzieś - okazywanie szacunku za pomocą całowania w rękę jest wg mnie piękne a nie zacofane jak co poniektórzy uważają :), piękny wpis :)
OdpowiedzUsuńGest wyjątkowy w naszej kulturze, ale ty dokonałaś jeszcze piękniejszego gestu płynącego prosto z serca w kierunku staruszki.
OdpowiedzUsuńTwoja postawa godna braw niby niewiele, ale dla osób potrzebujących bardzo wiele.
OdpowiedzUsuńW tle leci somewhere over the rainbow, a ja czytam i ryczę jak głupia..
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Iwona