Zawiła ścieżka mego macierzyństwa nauczyła mnie już dawno luzu i dystansu do tego, co DZIECKO POWINNO.
Dzięki mojemu Synkowi wymazała to pojęcie całkowicie ze swojego słownika.
Bo to właśnie Synu nauczył mnie, że NIE MUSIMY z niczym się spieszyć.
Ufam mojemu dziecku i jego rozwojowi, i o ile nie zauważam drastycznych anomalii, idę drogą, którą mnie prowadzi.
Nie stresuję się już, że Nacio jest niższy od książkowego dwulatka, że przy tym nie wiele waży, że nadal śpi ze mną, że nad ranem wypija butlę mleka, że czuje niepokój, gdy z niewyjaśnionych przyczyn znikam z jego pola widzenia...
Uważam, że dwulatek to nadal malutkie, w dużej mierze uzależnione od opieki rodzicó, dziecko i z przyjemnością daję mu, to czego potrzebuje.
On w zamian sam rezygnuje z pewnych rzeczy, dorośleje i usamodzielnia się w łagodny sposób...
Tak samo było z odpieluchowaniem.
Od dawna planowałam, że gdy skończy dwa latka, na wiosnę rozpoczniemy misję nocnikową.
Na urodziny dostał suuuuper tron.
Na który absolutnie nie chciał usiąść.
Ani nawet o tym słyszeć.
Stwierdziłam, że nic na siłę.
Z czasem zaczęłam obserwować symptomy gotowości do zmiany. Synek nie siusiał już w nocy, informował o pełnej pieluszce, z ciekawością zaczął zwracać uwagę na to, co dzieje się z siusiakiem, gdy popuści się niechcący podczas kąpieli...
Jest gotów.
On był gotów.
Matka średnio.
Pieluszki to przecież jakby ostatni etap bycia dzidziusiem.
Przynajmniej dla prostego serca Matki.
Rezygnacja z przewijania dziecięcej dupiny, to koniec całowania gładkiego brzuszka i jakże sporych już girek...
Kolejny etap usamodzielnienia się - uniezależnienia od Matki...
Która jakże zależność tę pokochała...
No, ale Synu jest gotów.
Trzeba.
Matka w te pędy głowę swą odpieluchowała.
Uspokój się kobieto.
Brzuszek dziecięcy można całować i bez zmieniania pieluchy!
I do dzieła!
Jak to wszystkie wielkie postanowienia i to początek realizacji swej miało w poniedziałek.
Wczoraj - czyli.
Matka ostatnią - nocną pieluszkę z dziecięcej dupiny zdjęła, wyjaśniając przy tym gruntownie, że oto od dziś pieluszek używać już nie będziemy, a wszelkie "te sprawy" załatwiać będziemy na tym cudownym, dostojnym nocniczku.
Dalsza część wykładu mówiła o tym, że aby zrobić siusiu, trzeba zdjąć majteczki, spodenki i usiąść na nocniczku.
Dokładnie tak, jak to robi mamusia...
Tutaj nastąpił pokaz praktyczny.
- I Synku, gdy zrobisz po raz pierwszy siusiu do nocniczka mamusia kupi Ci nagrodę, dokładnie taką, jaką sobie wybierzesz.
Mało pedagogiczne? Trudno.
Następnie Matka założyła synowi pierwsze majtaski, które czekały już od miesięcy, i które okazały się co najmniej o rozmiar za duże...
Potem czekała cierpliwie aż Synowi się zachce.
Ten natomiast nie chciał nawet słyszeć o siadaniu na nocnik.
Jak zwykle.
Będzie ciężko...
Po godzinie nadszedł moment buntu i błagań o pieluszkę...
Synu błagał.
Matka nieugięta w swej konsekwencji.
Czekała...
Aż się doczekała.
Pierwszej plamy na dywanie...
Potem była jeszcze druga...
I trzecia...
Dywan trzeba będzie zwinąć raczej...
Następnie na popołudniowym spacerze Matka spotkała inną Matkę...
Jej córeczka już bez pieluchy.
Odpieluchowana czyli...
Ale droga była to przez mękę.
Jak długo?
Cztery miesiące to trwało...
A i do dzisiaj się zdarza...
Oj, kanapy posiusiane...
I dywany...
Koniecznie muszę ten dywan zwinąć! Jak tylko wyschnie...
Nie będzie łatwo, coś mi się zdaje...
Na wieczornych ćwiczeniach Matka nie myślała o niczym innym, tylko o tym, że zapomniała powiedzieć Ojcu Syna Swego, żeby uważał na łóżko, gdy maluch będzie nań wieczorną bajkę oglądał.
Na pewno się zleje.
Na bank!
Jezuuuuuuuuuu, żeby tylko na materac nie przeleciało!
Przeleci, na sto procent przeleci!
I wszystko prać trzeba będzie!
Z duszą na ramieniu Matka weszła do domu. Synu na łóżku ogląda bajkę.
Łóżko suche.
Nie zlał się.
Dzięki Bogu!
A siku robił? - pyta Matka Ojca z nadzieją w sercu.
Nie robił.
F......ck!
Matka w kuchni.
Ojciec w dużym pokoju.
Dziecię w sypialni.
Nagle czujne uszy Matki wychwyciły jakże niepokojący w tych okolicznościach komunikat.
- Tato, tato kuka (w wolnym tłumaczeniu kuka to czasem kupka, a czasem siusiu, w zależności od upodobań malucha).
KUPA!
Na dywanie!
Na bank na dywanie będzie!
Nie, no zrobił kupę na dywan, którego Matka nie zdążyła jeszcze zwinąć, bo ten nie zdążył jeszcze wyschnąć po poprzednim sponiewieraniu.
Biegną oboje rodziców do sypialni.
Matka pierwsza.
Synu stoi.
Bez majtek, by w razie W mniej było do prania.
Dywan.
Kupy brak.
Plam również!
Twarz dziecka.
Dumny uśmiech.
Palec dziecka.
Wskazujący.
Nocnik.
Siku!
Jest!
Jeeeeeeeeeeeeest!
A więc udało się!
Cudownie!
Synku jaki jesteś cudowny!
Brawo!
Braaaaaaaaaaawo!
Aż ręce piekły!
Wyściskali się jeszcze rodzice.
Z radości.
I ulgi.
I zwycięzcę swego małego też!
Co po raz pierwszy, sam samiuteńki odważył się usiąść na nocnikowej dziurze i zrobił doń jakże cudowne siusiu!
Rano siusiu było drugie.
Równie udane.
Potem obiecany zakup piątego Zygzaka McQueena i oczekiwanie ponowne.
Bo pora już...
Nagle Synu staje w drzwiach pokoju rodziców.
- Kuka - powiada.
I idzie okrakiem do Sypialni.
- Choś!Choś mama!
Matka zawiedziona.
A więc znów nie udało się...
Szkoda...
Ehhhh...
Synku, to nic. Następnym razem na pewno Ci się uda zrobić do nocniczka.
Wchodzi Matka do Sypialni, a tam w nocniku siusiu.
A więc udało się!
Tylko Synu zapomniał zdjąć galotków po prostu!
Jakaż ta Matka głupia, żeby tak w Syna od razu wątpić!
Kiedy On taaaaki zdolny przecież.
Tylko, że "kuka" "kuką", a kupki prawdziwej na horyzoncie brak...
A to już drugi dzień...
Ale dywan zwinięty, więc w razie W, nie będzie tak źle...
Nagle, będąc już w pracy, Matka otrzymuje MMS od Ojca Syna Swego.
Otwiera wiadomość.
A tam...
Cudowny synowy klocek w...
Nocniczku!
Fantastyczny!
Matka pękła z dumy.