Odkąd urodził się mój Synek, prześladuje mnie niezmiennie pewna myśl.
Zaczęło się od incydentu z zapaleniem nerek.
Wtedy to, dopiero w szpitalu okazało się, że od kilku dni, a nawet może tygodni rozwijała się infekcja. Infekcja wstąpiła z zewnątrz, więc najpierw maluszek cierpiał z powodu zapalenia cewki moczowej, potem pęcherza, aż w końcu nerek, co dopiero dało objawy w postaci wysokiej gorączki.
Miał wtedy cztery miesiące i był totalnie niesamodzielną, w pełni uzależnioną ode mnie kluską.
A ja byłam głupią matką, która zupełnie nie rozumiała dlaczego maluszek ciągle płacze.
Taki charakter - myslałam.
A ona płakał bo cierpiał.
Horror jakiś okropny mu zgotowałam.
Moje wyrzuty sumienia wylewały ze mnie stałym strumieniem. Buchały uszami.
I tak jest do dziś. Nigdy sobie tego nie wybaczyłam.
Potem regularnie, co jakiś czas doświadczałam podobnych sytuacji.
Sytuacji, gdy dopiero po jakimś czasie doznawałam "olśnienia" o co mu chodziło.
Na przykład - płakał przez tydzień i słabo spał w nocy, bo ząbek mu się wyrzynał, a ja się na niego złościłam, bo myślałam, że fochy stroi.
Nie chciał jeść przez kilka dni, bo miał infekcję gardła, a ja myślałam, że ciągle wybrzydza.
Przez dwa dni był strasznie jęcząco-męczący, ja myślałam, że to przez ząbkowanie, a on miał problemy z brzuszkiem, bo "zakleiłam" go kleikiem ryżowym i doprawiłam marchewką.
Za każdym razem, gdy udało mi się w końcu wpaść, o co chodzi, pojawiała się jedna myśl.
GŁUPIA MATKA!
BOŻESZ! JAKA JA GŁUPIA!
JAK MOGŁAM WCZEŚNIEJ SIĘ NIE SKAPNĄĆ?!
A jakie biedne to dzieciątko, które całkowicie zdane na oświecenie swej matki, jedyne co mogło, to płakać i liczyć, że mama w końcu zajarzy o co chodzi.
I myśl ta nie opuszcza mnie do dziś.
Nawet gdy widzę czyjeś niemowlę, na przykład z markecie, ryczące w wózku, poprzykrywane po sam nos, gdy ja sama w kurtce się gotuje, to krew mnie zalewa, że jego mama nie rozumie...
Że ciemna taka jest!
A niemowlę od jej głupoty totalnie uzależnione.
Biedne te dzieciaczki...
A najgorsze, że zjawisko to prześladuje mnie do dziś.
Ostatnio, na przykład, Nacio zaczął straszne fochy stroić przy bajkach na you toubie. Jak nigdy.
- Dżordż - mówi.
Matka włącza, a on, że ta nieeeee.
i znowu:
- Dżordż .
Matka włącza poslusznie.
I znowu ta nie.
I tak w kółko.
Szósta rano do tego, a matka bordowa ze złości.
Wreszcie po kilku takich dniach, przypadkowo włączyłam wersję angielską.
Oglądał, jak zaczarowany.
Olśniło mnie.
Oglądał, bo to był nowy, nieoglądany wcześniej odcinek. Polskich nie chciał oglądać, bo znał je na pamięć i mu się znudziły. Takie proste.
A ja mu na siłę, z uporem maniaka starocie wciskałam i jeszcze sztorcowałam ciągle, że jak będzie wybrzydzał, to wyłączę komputer i w ogóle oglądania nie będzie.
Bożesz, JAKA JA GŁUPIA!!!