czwartek, 30 czerwca 2011

Grzeczny chłopczyk i jego biedrona :-)

Dzisiaj będzie banalnie, bo mam zamiar wylać mój zachwyt nad dziecięciem mojem.
Zaryzykuję stwierdzenie, że mam najcudowniejszego, najpiękniejszego i NAJGRZECZNIEJSZEGO SYNKA NA ŚWIECIE.

Natoś praktycznie w ogóle nie płacze. Jak to możliwe? Ano tak, że odkąd zakumał o co chodzi w uśmiechaniu, uśmiecha się non stop. Do mnie uśmiecha się przy każdym moim na niego spojrzeniu. Ale powiedzmy, że to norma. Natomiast uśmiecha się  też do każdego, kto choć przez moment uśmiechnie się do niego. Do Tatusia Maciusia, do babci jednej i drugiej, do cioć i wujków i nawet do pradziadka swego starutkiego, który z uśmiechem zabawia go w starodawnym stylu: "Taś, taś, taś". Ale to rodzina - powiecie. Tylko, że na rodzinie nie koniec. Pisklak tak samo obdarza bezzębnym uśmiechem obcych - młodego chłopaka w kolejce do kasy i panią starszą w windzie w galerii też :-)

A jak się nie uśmiecha, to leży sobie i gada do kury i pszczoły na macie przy łóżku, do balonów czerwonych na ścianie, no i w końcu do ulubionej biedronki na naszym ochraniaczu z White&Black. Biedrona jest jego faworytką. I śmiało mogę zaryzykować stwierdzenie, że dzięki niej kurczak nasz u - wiel - bia leżeć w łóżeczku. Leżeć - podkreślam, nie spać:-) I szczerze mówiąc za to właśnie i ja markę tę pokochałam. Dzięki niej mogę śmiało zrobić sobie make up w łazience, bo mały jest zajęty opowiadanie biedronce, jak to dzisiaj mu się spało. A gada do niej tak przekonywująco, że czasem sama jestem w szoku :-) Mogę też wstawić pranie, zaparzyć kawkę, a nawet zerknąć na babski program w tv. Zatem dzięki White&Black mam więcej czasu dla domu i siebie nawet jeśli pisklę me nie śpi.

A do tego design wyrobów tej firmy kupił mnie bez granic. U - wiel -biam to biało - czarno - czerwone wzornictwo. I powiem Wam szczerze, że z czystej mojej próżności miałabym ochotę na jeszcze kilka ich wyrobów. Niestety tutaj napotykam na mały minusik - cena... Ale cóż, za jakość i tyyyyyyle wolnego, maminego czasu trzeba dobrze też zapłacić :-)

Szkoda tylko, że firma ta nie ma takich produktów jak karuzelka nad łóżeczko (kupiłabym za każdą kasę), czy też zabawki do powieszenia nad wózkiem... Może kiedyś się doczekamy...

A teraz dzidziątko moje smacznie śpi przy kołysankach, które płyną z dzisiaj zakupionej wieży :-) W końcu mogę molestować dziecię moje muzycznie, co by talenta w nim drzemiące  rozwijać. Wkrótce w ruch pójdzie Arka Noego:-)Gwoli rozgrzewki, ha ha ha.

Na koniec przypominam o mojej akcji  Kochane mamy do formy wracamy!!! :-)


I powiem otwarcie CHCĘ WIĘCEJ!!! PISZCIE, PISZCIE I JESZCZE RAZ PISZCIE!!! Jeśli do głowy przyjdzie Wam do głowy cokolwiek, o czym jeszcze nie zostało napisane. Piszcie dla nas wszystkich, na poczet OGÓŁU BABSKIEGO! Na poczet naszych płaskich brzuchów i jędrnych tyłków!

A teraz zmykam do mojego bejbuska, wycałować te zaspane ustka:-)

środa, 29 czerwca 2011

KOKIETNIK :-)

Mój syn wyraźnie wyczuł, że mam do niego NAJPROŚCIEJ RZECZ UJMUJĄC OOOOOGROMNĄ SŁABOŚĆ. I bardzo sprawnie okręca mnie sobie dookoła małego, opalonego, tłuściutkiego paluszka. "Rozpuścisz go jak dziadowski bicz" - zaraz usłyszę. Ale nie. Nie o rozpuszczanie tutaj chodzi, tylko o kokietowanie. Pisklak ma trzy i pół miesiąca i już ćwiczy kokietowanie. Na mnie ćwiczy:-)

Wczoraj po cuuudownej wieczornej kupie, siedliśmy w końcu w naszym bujanym fotelu. Dzidziuś do cyca przytulony, pod pachą (jego, nie moją) pielucha, nynek na miejscu, w pyszczku. I zaczynamy usypianie. Szy szy szy szy szy szy szy. . .Szy szy szy szy... A bobas się kręci i wierci i stęka i rozgląda się i uśmiecha i zagaduje... Czyli klasyczny zestaw anty - spaniowy poszedł w ruch. Mamuśka - pełna powaga, udaje że nie widzi i dalej swoje szy szy szy szy szy. A mały nieugięty i guga i się uśmiecha i oczy wielkie robi rozbrajające. No to mamuśka mu pieluszkę na buzię - ciach! Wypróbowany sposób na pobudzenie przedspaniowe.

Nagle cisza. Pisklak przestaje się wiercić. Jesteśmy w domu! - pojawiło się w myślach mamuśki.
Aż tu mała rączka nieporadnie, powoli wędruje na pieluchę. Delikatnie ją przesuwa, a spod pieluchy wyłaniają się duże, brązowe w pełni otwarte oczy z długimi, wywiniętymi rzęsami, które ciekawsko z wyraźnym uśmiechem spoglądają na mamuśkę.
Wygrała pchła mała :-)  Nie wytrzymałam i powaga moja prysła jak bańka mydlana. Rozbroił mnie mój synuś totalnie i to pewnie nie pierwszy raz, he he . . .

Przypominam o akcji w ramach Samopomocy Babskiej :-)


Kliknij TU, żeby przejść do akcji:-)

poniedziałek, 27 czerwca 2011

SAMOPOMOC BABSKA

Już dawno chciałam Wam powiedzieć moje drogie Baby, że serdecznie i szczerze Was uwielbiam. Głównie dzięki Wam udało mi się przetrwać ciężkie chwile. Dzięki Waszym radom i słowom wsparcia.
Na dzień dzisiejszy, gdyby nie daj Boże zepsuł mi się komp lub wyłączyliby nam internet, tudzież prąd, byłaby to dla mnie osobista tragedia, bo przywiązałam się okrutnie.

W zasadzie to ja ogólnie uwielbiam towarzystwo bab. Babskie kawki, herbatki, papieroski (niegdyś) na balkonie, noce przy winku przegadane. Przegadane o porodach, kosmetykach, spadkach formy, kochankach przyszłych i niedoszłych, łóżkowych fikołkach, mężów nawykach, łowach zakupowych i tzw. babskich wk....wach :-) Uwielbiam babskie hormony, babską wrażliwość i ciepło. Babską telewizję i literaturę babską dla bab pisaną. Uwielbiam podziwiać babski upór i zaradność. I mądrość. Mądrość bab doświadczonych już wiekiem. Uwielbiam też się babami inspirować. Wracać do domu i pod wpływem owego pomysłu u baby jakiejś podpatrzonego świat swój i siebie zmieniać i kolorować ...

Ostatnio coraz częściej marzę o powrocie do formy "sprzed". O powrocie płaskiego brzucha, o powrocie d ...py w spodnie się mieszczącej, o powrocie stylu kobiety, a nie jedynie matki karmiącej... I powrocie wielu innych cech typowej BABY, a nie myszy porodem i ciążą, jak by jej nie wychwalać, sponiewieranej. Dlatego postanowiłam zorganizować babską akcję i poprosić wszystkie baby krążące po sieci o babskie rady.
Różne, różniste, ale dotyczące tym razem nie dzieciaków naszych, ale nas - BAB. Napiszcie, jeśli coś wypróbowałyście i zadziałało. Choćby w punktach. Może coś na temat:

jak flak pociążowy ukryć

jak z cerą rozrabiającą sobie poradzić

jak poradzić sobie ze studnią między nogami

jak karmiąc cycem wyleczyć nawracające się po porodzie zapalenie pęcherza

jakie są sposoby na masakrę włosową i zębową

jakie można sobie zrobić małe przyjemnostki na poprawę humorku

jak wykorzystać swoją szafę, żeby się sprytnie ubrać, a garderoby całej nie wymieniać

jak pożegnać przybyte i nie chętnie powitane kilogramy ciążowe karmiąc

jak poradzić sobie z rozstępami i "luźną" skórą

jak dźwignąć swoje samopoczucie...

gdzie łaszek kamuflujący lub stanik bufet podtrzymujący zakupić

itd.

Chodzi mi po prostu, żebyśmy wspólnie zrobiły zmiksowany babski poradnik, jak się po ciąży ogarnąć.
Aby wziąć udział w akcji pt. KOCHANE MAMY DO FORMY WRACAMY!!! zamieść poniżej komentarz z Twoimi babskimi radami/radą, wklej u siebie w gadżetach poniższy Obrazek z akcją, pod który podepnij linka do tego posta.(w razie "w" służę pomocą)

15 lipca wylosuję jedną osobę, która otrzyma prezencik-niespodziankę.

Zatem kochane BABY - CZEKAM!



niedziela, 26 czerwca 2011

Gijka czyli prace plastyczne:-)


Będąc raz w jednym z najdroższych sklepów dziecięcych w moim mieście, zauważyłam takie oto pudełeczko. Moje zamiłowanie do ramek wszelakich i fotografii sprawiło, że serce szybciej zabiło. Jednak wzrok sokoli cenę dojżawszy, bicie owo spowolnił, a ja smakiem się obszedłszy, wzdychwszy i ostatni raz okiem łypłszy sklep opuściłam.

A jakieś dwa tygodnie później wpadła do nas moja mamcia, która kawkę wypiwszy, pogadawszy, pisklaka uśpiwszy, do domu wychodziwszy pudełeczko owe z folióweczki wyjąwszy rzuciła:
"Na poprawę humorku" i uciekłwszy:-)

I tak oto dzięki mej kochanej rodzicielce MAM wymarzoną ramkę z odlewami gijki i łapci synka mego, czyli pamiątkę z cyklu "Forever..."


 Prace plastyczne były przyjemne baaardzo. Ponieważ substancja (tak ją nazwijmy) do odbijania jest tworzywem niesamowicie wdzięcznym.
Bez wymądrzania oczywiście się nie obyło.
Prób mieliśmy conajmniej ... kilkanaście. Kłótni conajmniej - trzy, a do tego rachunku należałoby dodać jeszcze dwie zmarznięte niemowlęce stopy i jednego niezadowolonego bejbika :-)

Uwaga! Noże służyły jedynie do wyrównania krawędzi:-)

Ale efekt cuuuuudowny, jak widać na załączonym obrazku :-)
Choć i tak fotografia tego nie oddaje.




A oto tytułowa GIJKA!


POLECAM!

czwartek, 23 czerwca 2011

Wszyscy Tatowie świata:-)



Żebyś był dla swojego dziecka największym idolem...
Żeby Twoje dziecko ufało Ci bezgranicznie...
Żeby się cieszyło na dźwięk Twojego klucza w drzwiach...
Żeby nie wstydziło się Ciebie...
Żeby nie bało się powiedzieć Ci, że Cię kocha...
I żeby było dumne, że jesteś jego TATĄ!


Tego oraz wszystkiego co w tacierzyństwie najpiękniejsze życzę WSZYSTKIM ŚWIEŻO UPIECZONYM TATOM!!!

środa, 22 czerwca 2011

Strajk cycowy


Będę karmić cycem, gdzie będzie mi się podobało i już!!!
 A jak się komuś nie podoba, to niech się nie gapi, zamiast wysyłać syna mojego na posiłek do kibla i to w dodatku publicznego !!!

PS. W solidarności ze wszystkimi karmiącymi mamami...





wtorek, 21 czerwca 2011

Tam ta ra dam!

Jaka ja jestem dzisiaj od rana dumna! Aż mnie rozpiera ta duma i uszami wycieka.

Kilka dni temu Agakry - koleżanka z bloga obok ;-) sprzedała mi (nie mądrując się)  pewien pomysł odnośnie klopsa mego, co o 5 nad ranem wstaje. Powiem tak, kiedy przeczytałam ową radę, pomyślałam - odpada. Nie da się na bank, bo to by za piękne było - to raz, no i klops w łóżeczku nie sypia - to dwa. A jak się okazuje w syna mego nie wierzyłam...

Już od dawna borykam się z wyrzutami sumienia, że porażkę rodzicielską ponoszę, bo pisklak nasz w łóżeczku naszym nie sypia, choć zdaję sobie sprawę, że sama strzelam sobie tym w kolano...

Ale dzisiaj, kiedy po raz kolejny klops o 5.20 był zwarty i gotowy, by rozpocząć nowy dzień, a ja po wczorajszym półtora godzinnym spacerze z bobasem w chuście, jeszcze nie doszłam do siebie (zakwasy na du....pupie, może w końcu uda się zwalczyć celulit), postanowiłam spróbować.
Nakarmiłam bobasa i ciach go rozgadanego na całego do łóżeczka. Nynek w buźkę, pielucha przytulona, a ja do łóżka.
Najpierw gadał sobie do  sławetnej biedronki z ochraniacza BLACK & WHITE, potem zaczął narzekać, a następnie popłakiwać. Byłam jednak tak zdesperowana, że postanowiłam - Będę twarda (chociaż tym razem). Wstałam, nyna spowrotem do papu, a ja spowrotem do łóżka. I tak 3 razy. Aż zrobiło się cicho.
Zasnęłam. Obudziło mnie popiskiwanie klopsa. Patrzę na zegarek, godzina minęła. Czyli udało się!
Tam ta ra dam! Syn mój odbył całkowicie samodzielną drzemkę! Nie jestem pewna czy spał co prawda, ale głęboko w to wierzę. No i w synka mego też od dzisiaj postanowiłam kategorycznie nie wątpić:-)

PS. Aga dzięki Ci! (obyło się nawet bez karuzeli, bo baterie wysiadły)



PS. Z sukcesów mam jeszcze jeden - wczoraj dopięłam guziki w dwóch parach spodni sprzed ciąży...Jupi!!! W końcu ... Gumkom mówię - NIE! (zaczepionym o guzik, żeby było szerzej)

poniedziałek, 20 czerwca 2011

Chuściaczek

Mam!
Mam w końcu chustę do noszenia dziecięcia mego. Już dawno nic nie sprawiło mi tyle radochy :-)
Klops jest zachwycony, a jego mama jeszcze bardziej, co widać na załączonych obrazkach ...

W mieście moim, a nadmienię, że mieszkam w jednym z większych miast na zachodzie o chuście można pomarzyć. Obdzwoniłam wszystkie sklepy z akcesoriami dla dzieci i nic!!! "Nosidełka mamy" - wszyscy sprzedawcy jednym chórem - "Bo o chusty nikt nie pyta". Ale ja nie chciałam nosidła do jasnej pogody! I jak nikt nie pyta? Przecież pytam właśnie! A nosidła są najwcześniej od 4 miesiąca.
Frustracja moja była ogromna. Ale jak zwykle zaradził na to dziadek Allegro. Zamówiłam i jest.

Niesamowite jak bardzo kojąco działa na bobasa. Zaraz po wyjściu na zewnątrz klops zasnął wtulony w mamusię. Nawet jeśli jest chłodno i trochę wieje, to można dzidzię sprytnie zasłonić. Chusta jest przewiewna, szeroko tkana i straaaaaaaaaasznie wygodna. No i ja osobiście miałam uczucie takie troszkę zbliżone do noszenia dzidziusia w brzuchu w 9 miesiącu ... W końcu możemy tulić się o woli.

Spacerowaliśmy z Tatusiem Maciusiem po naszym dość nowoczesnym osiedlu, wzbudzając ogólną sensację, z czego byłam niezmiernie dumna ...
I podsumowując powiem tyle - CHCĘ JESZCZE!

Początki - bałam sie jeszcze puścić klopsa mego.

Już trzymam tylko główkę

Ruszamy. Krzyż na plecach działa nieziemsko.



I uśpiony, z chusty rozwinięty pisklaczek :-)

niedziela, 19 czerwca 2011

Ranny ptaszek

Od kilku dni nasz syn ma rodziców inwalidów. Tatuś Maciuś dochodzi do siebie, natomiast Mamuśce Martuśce siadły plecy i szyją ruszać nie może.

Dzisiaj klops wstał radośnie o 5.20...
O 8.58 leżymy w naszym łóżku. Klops obżarty jak mops, dopiero co cyca W KOŃCU wypluł, leży na środku i gada sobie radośnie, popiskując z uciechą co jakiś czas.
Mama wykończona, na wznak ze sztywną szyją i cycem jeszcze nie schowanym. Tatuś Maciuś po drugiej stronie pisklaka z przymkniętymi oczami.

Mama zapatrzona w ścianę:
           - Maciuś, a pamiętasz jak to było, jak mogliśmy spać w niedzielę do 12?
Tatuś Maciuś zaspanym głosem:
           - Nie pamiętam . . .

PS. Swoją drogą, czy ktoś z Was też boryka się z wstawaniem dziecięcia swego w środku nocy:-)
Może jest na to jakiś magiczny sposób?:-)

czwartek, 16 czerwca 2011

Laktacyd dobry na wszystko

Kiedy ostatni raz umyłaś twarz płynem do higieny intymnej?Nigdy?! No co Ty.

A ja dzisiaj o 6.39 podczas porannego prysznicu cucącego. Szkoda, że ocucenie następuje dopiero po wyjściu ...

A wszystko przez to, że od dwóch dni Tatuś Maciuś jest chory i zostałam na placu boju sama.
Ale DAMY RADĘ! Bo kto da, jak nie ja - mama mego synka!



PS. Ale są sytuacji owej i plusy, bo wczoraj padając już na tzw. ryj, położyłam pisklaka spać bez bujania i przytulanek w fotelu. I co? Zasnął sam;-) mój mały grzeczny bohater!!!
Jestem z niego taka dumna. A z siebie jeszcze bardziej... ;-)

wtorek, 14 czerwca 2011

KUPA

Zawsze lubiłam niespodzianki. Zwykle robiłam je sobie sama. Nie była to już niespodzianka, ale prezencik taki. Choćby malutki. Kolczyki z sieciówki, albo lakier do paznokci, skarpetki balerinki też dawały radę:-)
Był to sposób na humoru huśtawki, nagroda za zamknięcie planu w pracy, albo prezent od Tatusia Maciusia, jeszcze wtedy nie Tatusia, wymuszony, ale uskuteczniony.

Cuuudowna była fala małego szczęścia oblewająca po wyjściu ze sklepu. Potem jeszcze raz zerknięcie do torebeczki no i koniecznie pochwalenie się pierdółką ową chociażby siostrze...

Troszkę się teraz zmieniło, ale efekt taki sam. . .
Średnio raz na 4 dni dzidzia moja wstaje lewą nogą. Narzeka, jęczy, klei się do cyca maminego non stop i sama już nie wie, czy pocyckać jeszcze, czy może już ma dosyć...I tak mnie męczy i dręczy, a mnie humor opuszcza skutecznie, bo NIE CIERPIĘ gdy synkowi memu cokolwiek dolega.

Aż w końcu nie wiedząc już jak temu zaradzić, w pieluchę zaglądam, a tam . . . czeka na mnie. Niespodzianka! Cu - do - wna, przez syna mojego przygotowana, musztardowa, wielka KUPA!

I wtedy mamy święto. Oblewa mnie cudowna fala szczęścia, z zapałem myję dupkę mojego pisklaka, potem jeszcze raz zaglądam do pampersa już zwiniętego i podziwiam ją, a na koniec dzwonię do Tatusia Maciusia, żeby się pochwalić jaką dostałam dziś piękną kupę :-)


Tak teraz główkę będę trzymał!

A oto mój ukochany, kupowy darczyńca . . .
:-)

poniedziałek, 13 czerwca 2011

niedziela, 12 czerwca 2011

Czarodziejskie kropelki na kolkową masakrę

Kochana mamo, jesli opadasz już z sił, Twoje maleństwo cierpi z powodu kolek cholernych, a do Niemiec daleko, to chętnie odsprzedam Ci kropelki, które przyniosły ulgę dziecięciu memu, psychice mojej i Tatusia Maciusia też :-) My już ich nie potrzebujemy, bo burza kolkowa  w końcu minęla, a że zapas mieliśmy, to nam zostało.

Jeśli masz pytania - napisz w komentarzu. Tam też odpiszę. Buziak!


piątek, 10 czerwca 2011

Jak przetrwać i nie zwariować:-)

Z dumą oświadczam, że dzisiaj nastąpiło uroczyste zakończenie pie........................................................rwszych 3 miesięcy mojego pisklaka. Jupii!!!!!!!!!!!!!!!!Hura!!!!!!!!Tam ta ra tam!!!!!!!!!!!!!!I jeszcze 3 salwy do tego!!!!!!I fajerwerk.................................................bum!

No to by było na tyle jeśli chodzi o mą euforię z tego powodu.
Było ciężko. Było cholernie ciężko, ale o tym już wiecie, bo nie raz nie omieszkałam wylewać swoje frustracje na łamach bloga...

Ale nie o tym miało być. Dzisiaj chciałam podać kilka wskazówek, które nie muszą (bo każde dziecię i mama każda są inne), ale mogą (bo mnie pomogły) przetrwać ten koszmarek. Nie koszmar - bo były momenty i cuuuuuuuuuuudowne.

Wskazówek będzie kilka, krótko, zwięźle i na temat:

1. Spanie
Mamo śpij, kiedy tylko się da. Wieczorem po karmieniu niby ostatnim, nawet jeśli jest to 20.00 - idź spać. Kiedy tata z ssakiem na spacerze - idź spać! Kiedy ssak na spacerze z dziadkiem - idź spać! Jak zacznie Ci się plątać język - idź spać! I jak popłynie pierwsza łza Twoja - to już koniecznie IDŹ SPAĆ!

2. Wyręczanie
Mamo naucz się prosić o pomoc. Im więcej rąk do tej orki na ugorze - czyt. opieki nad różowym bobasem, tym Ty będziesz bardziej uśmiechnięta. A im bardziej Ty będziesz uśmiechnięta - tym bardziej uśmiechnięte będzie Twoje baby, a co za tym idzie orki będzie mniej...

3. Mózgu resetowanie
Mamo idź do fryzjera!Idź do kosmetyczki!Idź do solarium!Gdziekolwiek!!!!!!!!Nawet do sh. na 30 minut pogrzebać idź. Chodzi o to, żeby mózg co jakiś czas od bejbika zresetować. Bo inaczej pokój bez klamek murowany!!!

4. Oczu zasłonienie
Mamo nie sprzątaj! Nie gotuj! I nie patrz! Na ten burdel na kółkach. Wyłącz swój czujnik bałaganu, bo inaczej się zajedziesz. Z brudu nikt jeszcze nie umarł, a z wyczerpania i owszem. Przyjdą spokojne dni - będziesz sobie znów pucować, odkurzać, zmywać i błyskiem wzrok swój delektować...

5. Kroplenie
Mamo, a jeśli Twój bobas wrzeszczy, pręży się, piąstki zaciska, to daj sobie spokój z : pieluszką ciepłą na brzuszek, noszeniem na bociana, masażami, espumisanami i innymi delicolami, herbatkę koperkową daruj sobie też. Kup po prostu magiczne kropelki z Niemiec - Sab Simpleks. A potem napisz do Mamuśki Martuśki, buziaka przesyłając.

PS. Mam do odsprzedania...Bo mi zostało...Bo od dwóch dni odstawiliśmy!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

6. Czekanie
Mamo, a na sam koniec uzbrój się w cierpliwość i czekaj. Czekaj i powtarzaj sobie - spokojnie, jeszcze tylko 2 miesiące, spokojnie, jeszcze tylko miesiąc... Spokojnie...Tylko spokojnie...

A na pocieszenie powiem Ci droga mamo, że te trzy miesiące to był trening jeno, bo zaraz potem zaczniecie przechodzić skoki rozwojowe, ząbkowanie, bunt dwulatka itd...

Ale jak to mój dziadzio mówił - Najgorsze jest pierwsze ... 18 lat ;-)


Po domowemu... Na naszym ukochanym fotelu bujanym...

czwartek, 9 czerwca 2011

Wspomnienie...

Kiedyś bardzo lubiłam wakacje. Koniec szkoły oznaczał pożegnanie się z namiętnym wertowaniem książek, pożegnanie ze stresem i zakuwanymi weekendami.

Wakacje. Achhhh. Wakacje to był otwarty balkon o poranku, wpuszczający przyjemny powiew chłodu do domu. To był zapach maminej kawy pitej rano w kuchni. Promień słońca grzaniem swym w polik budzący. Ciche przymykanie przez mamę drzwi, kiedy jeszcze sen przez myśli przemykał. Zapach ogórka i pomidora na kanapce w towarzystwie salaty. Smak i aromat truskawek i zupy owocowej i ogórów małosolnych też. Ćwierkanie wróbli rano i piszczenie jaskółek wieczorem. Dźwięki rozbawionych dzieciaków na placu zabaw...

W ty roku po raz pierwszy od bardzo dawna też mam wakacje. I po raz pierwszy od dawna czuję znów nutki lata szczęściem oblewające. Tylko tyle, że to ja piję kawę o poranku i przymykam drzwi, gdy dziecię moje ucina sobie poranną drzemkę w sypialni. Sama też muszę zrobić sobie kanapki z ogórkiem, pomidorem i sałatą.
 A wczoraj pierwszy raz sama ugotowałam zupę owocową...



 Tacy kiedyś byliśmy piękni i młodzi... No dobra - tylko młodzi:-) 
                                                                  

wtorek, 7 czerwca 2011

To się pochwaliłam

Wczoraj rano dostałam smsa od "koleżanki ze szpitala", jak tam sobie radzimy w te upały, bo jej dzidzia strasznie płacze i ogólnie jest rozdrażniona. Na to ja z dumą, że świetnie, bo na spacery chodzimy tylko wieczorami, a cały dzień spędzamy w samym bodziaku...

No i się pochwaliłam, bo wczoraj ani brak spaceru w upał, ani bodziak cholerny wcale nie pomogły.
W domu - sauna. Rolety pozasłaniane - czego osobiście nie cierpię, bo czuję się jak w norze. Wiatrak włączony. Maluch w pampersie jeno, pojony lekką herbatką koperkową w temp. pokojowej. Ja w staniku tylko i spódnicy szeeeeerokiej, potem oblana. I o ile w ciągu dnia syn mój bardzo był jeszcze dzielny i cierpliwy, o tyle wieczorem nerwy mu puściły i nic już nie pomagało - ani pampers sam, ani świnia na macie (która była ostatnio grana do znudzenia i ciągle pozostawała w oczach ssaka mego niesamowicie atrakcyjna), ani nawet - uwaga - cycuś maminy!!!!Tak! Syn nie chciał jeść! Pierwszy raz chyba w życiu jego 3 - prawie miesięcznym.

Dopiero wieczorna kąpiel w letniej wodzie ulgę przyniosła i wówczas można było z klopsem o jedzeniu i spaniu ewentualnie zacząć gadać. Usnął spłakany w 3 minuty i spał do rana...

A dziś znów świeci... Cholera jasna!!!

niedziela, 5 czerwca 2011

Kim Ty będziesz synu...

Właśnie wróciłam z sypialni. Na środku wielkiego łóżka śpi nasze malutkie Eciu Peciu. Na brzuszku. Z nynkiem przyklejonym pod brodą. Przytulony do zmierzwionej pieluchy tetrowej...

Często zastanawiam się kim będzie mój synek. Jaki będzie. Wiem, że czego jak czego, ale tego spieprzyć nie mogę. Muszę zrobić tak, żeby był cudownym człowiekiem. Żeby był mądry, wrażliwy i lojalny. To jest chyba najważniejsze. I żeby miał wielkie serce.

Zawsze podziwiałam WIELKICH tego świata. Uwielbiam artystów, ludzi niepokornych, ale w tym dobrym znaczeniu. Nietuzinowych. Innych. Wybijających się z tłumu. Uwielbiam postać Niemena, Marilyna Mensona, Grzegorza Turnaua, Johna Lenona, Czesława Mozila i Kubę Wojewódzkiego też. A przecież oni też kiedyś byli przyklejonymi do swoich mam małymi ssakami :-)
Chciałabym, aby i mój syn był kimś. Chciałaby dodać mu odwagi, obudzić w nim jakiś talent i pielęgnować go. Chciałabym nauczyć go co to PIĘKNO. Czym są piękne dźwięki, obrazy, słowa. Chciałabym, aby odnalazł w tym siebie, ale też i drugiego człowieka...

Pamiętam jak dziś, kiedy w zeszłym roku o tej porze, z lampką czerwonego wina w garści, oglądałam w TV tancerza. Tańczył tak wzruszająco, że stało mi wszystko, co mogło i wyłam jak stado bobrów. Wyłam ze wzruszenia, ale też z żalu. Z żalu, że są ludzie którzy tym, co robią dotykają nieba, unoszą się ponad szarzyzną, tak, jak zawsze marzyłam. A ja?A ja sprzedawałam setki tysięcy cholernych tamponów dla pieprzonego koncernu. I tyle. Tylko tyle.

Dziś znów się wzruszyłam. Patrzyłam na młodego chłopaka, który stał na scenie i . . .był jak nie z tego świata. Były tak pięknie szczęśliwy, oddając tłumowi kawałek swojej duszy. Obiecałam sobie, że zrobię wszystko, żeby ten mały klops, który śpi teraz z dydkiem pod brodą i pampersem na dupci był CUDOWNYM CZŁOWIEKIEM, a nie jakimś kolejnym, zwykłym plackiem (jakby to powiedziała moja przyjaciółka Paula). Żeby nie był nieudacznikiem. Żeby nie był chamem. Żeby nie krzywdził kobiet. Żeby kochał swoje dziecię tak samo mocno jak jego tata jego. I żeby zawsze ciepło myślał i mówił o swojej mamie. Nawet, jeśli pojawi się już jakaś inna najukochańsza kobieta w jego życiu:-) Zrobię wszystko. Zaprzedam duszę diabłu, jeśli tylko będzie trzeba. Jeśli tylko będzie chciał . . .


czwartek, 2 czerwca 2011

Ojciec NN

Wybraliśmy się ostatnio z Tatusiem Maciusiem i dziecięciem naszym na południowy spacer na nasz miejski deptak. Pierwszy upalny dzień. Maluszek w samym bodziaku. Gołe girki - octówki ;-) Łapaliśmy oddech w cieniu kamieniczek.

Nagle spotkaliśmy moją znajomą ze szkoły jednej z wielu, które ukończyłam :-) Zajrzała  do wózka, po czym skomentowała dziecioka naszego - standardowo, jak 99,9% ludzi klopsa oglądających:

- No, cały tatuś!- i uśmiechnęła się szeroko patrząc na reakcję Tatusia Maciusia.
A tatuś Maciuś znając moje zdanie na temat tych komentarzy odrzekł całkiem poważnie:
- Tak? Ja go nie znam...

Najpierw zniknął cudny uśmiech z twarzy koleżanki. Potem wzrok zaczął biegać po otoczeniu, aż w końcu znajoma wybuchła panicznym śmiechem.

- O kurcze ale wtopa!!! - rzekła z nadzieją patrząc na naszą reakcję.

A my obydwoje jeszcze chwilę trzymaliśmy powagę na twarzy. Po chwili jednak rozchmurzyliśmy facjaty swe w szczerym uśmiechu, żeby znajoma pod ziemię się nie zapadła tudzież na zawał nie padła :-)