O-o-o! Jakie bidne!
Bidne bo się poświęcają!
Przez całe życie życie swe poświęcają!
Bidne te matki poświęcone!
Ciało swe poświęcają najpierw, nosząc dzieciaka pod sercem!
Brzuchy swe. Uda. Biusty!
Dupy swe poświęcają także, to znaczy pośladki.
Oddając je rozstępom i cellulitowi.
I kariery swe! Och te kariery!
Poświęcone!
I stanowiska pracy...
Bidne jak cholera droga Jolanto ze śniadaniówki!
Ja Wam powiem, że skoro tak, to ja się poświęcę z radością!
Z radością maniaka oddam swe życie, biust i pośladki!
Z resztą już oddałam, więc nie ma o czym gadać.
Oddam też karierę.
Ooooooo - karierę to oddam chyba najchętniej.
I stanowisko pracy, którego nie oddałam, oddano za mnie - innej - niepoświęconej. Bo śmiałam zostać matką.
Każde następne natomiast oddałabym z tym samym uśmiechem na twarzy.
Powiem więcej - jak tutaj siedzę - ja Matka M. całą sobą jestem za tradycyjnym podziałem ról.
Marzę o tym, żeby móc się oddać w całości mojemu dziecku pierworodnemu.
I każdemu następnemu.
Oddać swoje ciało.
Oddać swój czas.
Móc do znudzenia nacieszyć się domem.
Móc spokojnie nagotować obiad.
Świeży. Pyszny. Nie taki - ekspresem ugotowany na kolanie, albo odmrożony.
Móc chodzić w ciąży, rodzić i karmić cycem!
Oddając go na pożarcie kolejnym ssakom.
Z radością!
Móc na luzie pójść na spacer, bez wielkiego planowania i pośpiechu.
Móc zdrzemnąć się na dziecięcej drzemce ;-)
Móc poczuć tę radość nieskrywaną, gdy uda się w końcu uciec z domu i oderwać od ssaka.
A nie wyrzuty sumienia.
Mieć czas na przytulanki, głaskanki i pierdziawki w brzuszek do syta.
A nie tak aby, aby. Aby Polska nie zginęła i pędem do pracy.
Pędem.
To ostatnio moje drugie imię.
Na zmianę z "nie ogarniam".
Nie poświęcam swojej pracy zawodowej dla dziecka...
Mam firmę.
Plany jej rozwoju.
Żeby być niezależną. Żeby ulżyć mężowi.
Poświęcam dziecko...
Bo takie czasy.
Równouprawnienie.
Wymuszone.
Takie czasy, że matka nie może być Matką.
A ja, kiedy w końcu wyrwę sama sobie trochę czasu dla mojego dziecka...
Kiedy strzelę sobie po po gębie i powiem prrrrrrr szalona!
Jesteś Matką babo!
Przede wszystkim Matką...
Wtedy próbuję być mamą, co ma czas.
Próbuję, bo nie zawsze się to udaje.
Wczoraj się udało.
Poszliśmy na długi spacer.
Z wózkiem.
Syn sobie zażyczył.
Siedział ten mój trzylatek sobie, a ja pchałam go z radością.
Potem zachciało mi się ryczeć.
Wyć dokładniej.
Bo Syn już taki byk.
Nawet nie wiem kiedy.
Uzmysłowiłam sobie, że ucieka mi między palcami to co najważniejsze.
Bo brak czasu. Bo zmęczenie. Bo próba ogarnięcia wszystkich obowiązków i ciągłe planowanie.
A ja tak kochałam ten czas wózkowy...
Te spacery.
Powolne.
Spokojne.
Refleksyjne.
Uwielbiałam ten czas.
Kiedy mogłam robić to, co kocham najbardziej.
Być Mamą.
Poświęconą.
Bez kariery.
Z rozstępami na tyłku.