Ukochanego Dziadka.
Dziadziusia.
Strasznie kochanego.
Pojechała, żeby i u niego przed świętami, poruszenia przedświątecznego i zamieszania szczyptę zostawić.
Pogadać, podziałać. Być...
Na oknie stała mała, sztuczna choineczka. Ale ubrana w same lampki tylko.
Jak to tak? Jak to tak, żeby u Dziadziusia, nie dość że chłodno. Nie dość, że samotnie i cicho, to jeszcze choinka uboga taka. Na wpół tylko świąteczna...?
Kiedy u Niej, światełek, ozdób, zapachów dom cały...
Dziadziuś jadł swój obiad. Obiad, którym tak koniecznie chciał się podzielić. Bo jak to tak, żeby jadł on sam, gdy ktoś inny nie je. Z trudem wielkim, udało się Dziadka niepokornego ustawić do pionu z tym chorobliwym dzieleniem się...
Poszła do pokoju - składziku. Zdjęła z szafy karton ze świątecznym ozdobami.
Nie wiele tego zostało. Noszszsz, nawet bombki musiał powydawać. Dla prawnusia przyniósł w zeszłym roku, żeby radość miał...
Wyjęła kilka. Strasznie stare i zakurzone...
Poszła po ściereczkę.
Wyjmowała kolejne. Pamiętała każdą...
Z dzieciństwa. I te sopelki. I muchomorki. I misia z filcu też...
Pamiętała z czasów, gdy choinka dziadzi była duuuuuuuża.
Sięgnęła po kolejną. Wyjęła rękę z pudelka, a jej oczom ukazała się okrągła bombka z przeźroczystego szkła, malowana ręcznie w kwiaty...
Wyjątkowa...
Po policzku popłynęła łza.
Obracała bombkę w dłoni, wycierając ją wilgotną ściereczką.
W sercu czuła ścisk.
Ta bombka nigdy nie wisiała na choince Dziadziusia...
W głowie pojawiały się kolejne obrazy...
Jasny pokój, w którym teraz jest ciemno...
Ciepły, bo zamieszkiwany...
Teraz zimny...
Żywo zielona choinka ustawiona na stoliku, bo nie za duża...
Choć w oczach dziecka sporo większa, od tej teraźniejszej dziadkowej.
Kolorowe lampki...
Ciepło...
Szczęście...
Dużo dziecięcej radości...
Dwa fotele złączone przodami, aby było łóżko. Do spania. Dla frajdy.
Siwe włosy zwinięte w kok...
Staromodne okulary...
Dużo porozkładanych książek...
Włóczka i druty, z rozpoczętą robótką...
Jej dłonie...
Paznokcie...
Gładziutki, jak jedwab, pomarszczony policzek...
Błękitne oczy...
TAMTE ŚWIĘTA, gdy byli wszyscy.
TAMTE ŚWIĘTA - razem.
Były ZAWSZE cudowne. Były magiczne.
BYŁY...
Skończyła wycierać bombkę i zawiesiła ją na dziadkowej choince...
Otarła policzki...
Wzięła głęboki oddech i poszła kuchni, do Dziadziusia, który powoli jadł swój obiad...
Wspomnienia zabrała ze sobą...
chwyciłaś za serce tym wpisem!
OdpowiedzUsuńporyczałam się przez ciebie :)
OdpowiedzUsuńWzruszyłam się czytając Twój opis... Jakoś tak mi nostalgicznie się zrobiło... Ja niestety już od dawna nie mam ani babci ani dziadka - w Święta o nich często myślę. Nie mam nawet ich zdjęć :(
OdpowiedzUsuńNo i się zryczałam, Ty to umiesz pisac...:*
OdpowiedzUsuń