środa, 9 lipca 2014

Kto dogoni psa.

Uciekł nam pies.
W sumie to nie nam.
Bo nie nasz to pies uciekł.
Ale nam jednak zwiał.
A w zasadzie przed nami.
Ten sam, co teraz siedzi przede mną i z głęboką miłością wpatruje się prosto w me oczy.
Oddany taki.
A jednak zwiał.

Pies ów - własność teściowej mej zacnej przebywa u nas na urlopie.
Oddany w ręce nasze z pełnym zaufaniem.
Pupilek.
Modnie wystrzyżony.
Fikuśnie.
A zwiał jak kundel zwykły.

Wybraliśmy się z Synem dwie klatki obok, no może pięć, aby odebrać z Salonu Piękności dla futrzaków Psa Naszego.
Nasz nie ucieka.
Nie mogłam zostawić tego "teściowego" w samotności.
Patrzył tak tym błagalnym wzrokiem.
- Chodź! - mówię.
Poszedł więc w absolutnym zachwycie.
Podskakiwał, hasał radośnie.
Do momentu, gdy oczyska psie jego, a w zasadzie nochal bardziej nie ujrzał WEJŚCIA do przybytku, w którym zwierzaki pięknieją.
Nie zdążyłam cmoknąć nawet.
Pies w nogi.
Za winkiel.
I ja za winkiel z Synem za rękę.
Minęłam stojącą przy szklanych drzwiach, w gotowości zwrócenia mi psa mego - brata na marginesie owego uciekiniera, Panią Fryzjerkę.
- Pieeeeeeeeees ucieeeeeeeeeeekaaaaaaaaa! - krzyknęłam w locie i w nogi za nim.
Wpadamy za winkiel.
Patrzę w panice w jedną stronę.
W drugą.
I w tę pierwszą ponownie.
Nie ma.
Nie ma no!
Zwiał na amen.
Pupil Teściowej.
Najpierw zrobiło mi się gorąco.
Potem oblał mnie zimny pot.
Następnie ujrzałam minę Teściowej, gdy wyznaję jej, skręcając róg  chusteczki higienicznej w spoconych i sztywnych od stresu palcach, że jej piesek cudny zaginął.
ZAGINĄŁ!
I to ja do tego dopuściłam.
Moja wina, moja bardzo wielka wina.

Z marazmu koszmarnego wyrwał mnie głosik dziecka:
- Mamusiu tutaj go nie ma. Musimy go siukać.
- Tak! Szukać! Trzeba szukać!

Rozpoczęliśmy więc nasze poszukiwania.
Wokół jednego bloku.
Potem drugiego.
Trzeciego...
Z trwogą w sercu spojrzałam w stronę ulicy...
Nie! Trup nie leży, więc nie wpadł.

- Mamusiu babcia będzie śmutna, plawda?
O matko!Matko!
Smutna będzie? Czy Ona będzie smutna?!
F...ck!
Gdzie ten gn....ek jeden!
- Nie kochanie, babcia nie będzie smutna, bo zaraz znajdziemy Pędrusia.

Zwiedziliśmy pół osiedla, pytając przechodniów.
Zbieg dwa razy był widziany, jednak gdy przybywaliśmy we wskazane miejsce - d.......pa!

- Ooooo ale śkoda. To taki ładny pieśek był, plawda mamusiu?
Jezuuuuuuuuusie jedyny, Matko Święta i Wszyscy Świeci! Błagam! Help me!

I nagle oczom naszym ukazała się biała jak śnieg, puchata, upragniona postać psiego dezertera.
I nawet udawał, że się cieszy... ;-)


A poniżej kilka zdjęć dla urozmaicenia z zezuzullowymi spodenkami w roli głównej;-)














szorty - Zezuzulla - prezent ;-* - do kupienia tutaj
katanka - Zara - mój ulubiony S.H.
musztardowy sweterek - H&M - mój ulubiony S.H.
musztardowy top - Zara - sklep
buty - Emel - Zdrowa Stópka - tutaj
top w paski - Kappahl - sklep
szary sweterek - H&M - mój ulubiony S.H.




8 komentarzy:

  1. o jak ja sie ciesze zawsze na nowy post!:)
    Buciki Nacia super!
    mk plus j

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że ktoś się jednak cieszy;-)Pozdrawiam ciepło!

      Usuń
    2. Jednak? Martuśka!!! Pewnie że się cieszą!!! Cieszy-MY :) Ja też się cieszę na każdy post :) Buziaky

      Usuń
  2. Kurcze,nie myslalas,zeby pisac ksiazki?Serio pytam.masz takie lekkie pioro,jak to mowia:)
    Liz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz co...Ja marzę, żeby pisać książki, ale od bloga do książki daaaaaaaaaaleka droga;-)

      Usuń
  3. no to się uśmiałam na dobranoc. Dziękuję :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Już sto razy pisałam. ...uwielbiam czytać. ...pozdrawiamy Emila i Francesco .;)

    OdpowiedzUsuń

Ten blog jest moją własnością i to ja decyduję, co chcę na nim zamieszczać, dlatego Twój komentarz zostanie opublikowany, jeśli nie zawiera obraźliwych treści.