Leżę tu już tydzień i chyba zaczynam przywykać… Nie wiem czy to dobry objaw… ;-) Dzisiaj miałam teoretycznie iść do domu, bo z ostatniej miesiączki wynika, że właśnie zaczęłam 37 tydzień, więc zagrożenie dzidziusia minęło. Jednak ja wiem, że termin mam o 10 dni późniejszy, bo jestem pewna, kiedy naszego pisklaczka powołaliśmy do życia :-)( co do dnia). O innym momencie, a już na pewno tygodniu nie ma mowy, co z resztą potwierdziła przy pierwszym usg moja pierwotna ginekolog. Problem w tym, że kiedy przyjmują cię na oddział to ZAWSZE w karcie wpisują termin z miesiączki. Ja jednak jako typowa matka-kokoszka walczyłam jak lwica i z uporem maniaka przy każdym obchodzie powtarzałam moją teorie i że jestem w 35 a nie 36 tygodniu. Takim oto sposobem dzisiaj mój doktor prowadzący zaprosił mnie do „dalszego wypoczynku na oddziale, z czego ku jego zdziwieniu strasznie się ucieszyłam. Nie nie , nie zwariowałam, po prostu postanowiłam sobie, że nie mogę urodzić wcześniej niż 25 lutego, a żeby do tego nie doszło, to najlepiej jak będę pod obserwacją. Miałam już nawet tajny plan, że jak doktor będzie chciał mnie wypisać, to przypnę się do łóżka moimi kajdankami z czerwonym futerkiem… ;-) Na szczęście nie trzeba było posuwać się do aż tak drastycznych poczynań;-). Szyja na razie króciutka, ale bez zmian i rozwarcia, leki zostają te same, a skurcze nie są bardzo dokuczliwe;-). Tyle u mnie, a teraz do meritum.
Kiedy dostałam skierowanie do szpitala, byłam załamana, przerażona i zalana łzami. Teraz widzę, że zupełnie niepotrzebnie. Dlatego postanowiłam opisać troszkę ten oddział, żeby dziewczyny które jeszcze na takim oddziale nie były, a zdarzy im się dostać skierowanie, nie bały się aż tak bardzo.
Opisuję oddział w szpitalu w Sulechowie, bo może czyta mojego maila jakaś dziewczyna z tej części Polski.
Najpierw w gabinecie położnych wypełniliśmy papiery. Dokumenty trzeba mieć dokładnie jak do porodu. Potem położna zaprosiła mnie do przebrania się w koszulkę. Pomógł mi w tym tatuś-Maciuś. W między czasie przyszedł lekarz, aby mnie zbadać. Zalecenia dostał telefonicznie od mojego lekarza prowadzącego, który jest tutaj „Szefem”, jak mówią o nim położne. Miła pani zaprowadziła mnie do pokoju i pokazała toaletę. Potem wenflon i kroplówka - magnez na całą noc podawana przez specjalną pompę. Spać nie mogłam z wrażeń. Zasnęłam o 3, a o 6 codziennie jest pobudka… Ciśnienie, temperatura, ważenie i serduszko dzidziusia. I można dalej iść nynki. Ok. 7.30 codziennie mam robione ktg, żeby kontrolować skurcze. Potem szybka toaleta poranna i obchód ok. 8.30 Lekarze są cudowni, cierpliwi i dający poczucie bezpieczeństwa. Każdy najmniejszy objaw jest kontrolowany. Nie ma żadnych tajemnic. Takie same są położne, które otaczają nas opieką. Miałam dwie noce, kiedy czułam się dużo gorzej. Wówczas położna przychodziła co godzinę sprawdzić, czy nic się nie dzieje i wesprzeć dobrym słowem tudzież relanium:-) - którego jestem od tej pory zagorzałą fanką:-). Można też z nimi swobodnie pogadać i uspokoić wszelkie swoje głupie czasem obawy. Dzięki takiemu właśnie kontaktowi upatrzyłam sobie świetną położną i postanowiłam, że to jest właśnie ta babka, z którą chcę rodzić. Mam zatem swoja prywatną położną i dzięki temu też czuję się bezpieczniej. Już nie wspomnę nawet o tym, że obyłam się z porodówką i oddziałem położniczym, bo to wszystko jest tutaj przedzielone jedynie szklanymi drzwiami. Przez te drzwi często słyszymy, że kobietka jakaś rodzi… Tak, tak krzyki też słychać, jednak zaraz po tym zwykle pojawia się płacz dziecka i wiadomo, że już po wszystkim. A najbardziej pocieszające jest to, że odkąd tu jestem nie było porodu dłuższego niż 8 godzin …
Przez te 9 dni poznałam też już strasznie dużo fajnych babek. Zwykle nie zostają tu dłużej niż 3 dni. Ja, podobnie jak moja koleżanka, która leży już tak samo długo (32 tydzień-odpływające wody), jak ja jesteśmy weterankami;-) Nie nasłuchałam się tez tutaj żadnych strasznych historii. Gadamy na fajne-ciążowe tematy i jest wesoło. Byłam dzisiaj u koleżanki, która ze mną leżała i urodziła we wtorek. Widziałam jej PIĘKNEGO synka. Czy Wy zdajecie sobie sprawę jaki taki noworodek jest piękny!!!!!!? Ja sobie nie zdawałam… A teraz na samą myśl, że sama też takiego będę miała, dostałam jeszcze więcej sił…
PS. Jeszcze 8 dni do rozpoczęcia rzeczywistego 37 tygodnia… Potem prawdopodobnie wrócę do domku;-) bo będzie można bezpiecznie rodzić. Aby tylko udało się doczekać…
PS. Evelio, Agakry, Hafija, mtotowangu, nurka, be happy nie mam pojęcia co u WasL , czego bardzo żałuję, ale myślami jestem z Wami dziewczyny;-)
My nadal w dwupaku :D i jakoś nie spieszno Młodemu - nuda!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i czekamy na dalsze newsy!
ale fajny, optymistyczny post o pobycie na oddziale patologii ciąży :) fajnie, że masz towarzystwo i wkręcasz się już przez niedaleką obecność oddziału położniczego w porodowo-noworodkowe klimaty :)
OdpowiedzUsuńja na oddziale patologii leżałam niecały tydzień i po pierwszym dniu chciałam uciekać do domu, bo jak mówi Hafija, była taaaka nuda, że wolałam nudzić się w domu, ale mąż mnie przekonała, że w szpitalu będą mnie mieli pod stałą opieką, w końcu byłam po terminie i jakoś sobie wytłumaczyłam, że to dla naszego z dzidziusiem dobra... a potem to się cieszyłam z dnia na dzień, że każde kolejne badanie i decyzje lekarzy zbliżały mnie do porodu, który i tak musiał byc wywołany i rozwiązany przez CC
sympatyczne położne, kompetentni lekarze i fajne współlokatorki też sprawiły, że nawet całkiem miło wspominam ten pobyt na patologii
a mi relanium proponowali na ostatnią noc przed wyznaczoną już cesarką, jak bym nie mogła z wrażenia zasnąć, ale jednak stanęłam na wysokości zadania i jako grzeczna przyszła mamusia, zasnęłam sama bez wspomagaczy :), bo jakoś śmiesznie i irracjonalnie się bałam, że zaśnie też dziecko, a ruszało mi się te ostatnie noce w brzuchu już niesamowicie mocno :)))
pozdrowienia i uściski dla Ciebie i Maluszka!!!!
jestem gotowa pomyśleć, że lepiej Ci tam, niż w domu:-))) a tak na serio, to cieszę się bardzo, że znalazłaś dobre strony w całej tej szpitalnej sytuacji! mimo wszystko wracaj szybko. i znowu mnie wzruszyłaś! dziekuję za pamięć:-)))
OdpowiedzUsuńtrzymam kciuki - już tylko swoje bo młody jest samodzielnym gościem od 3 dni. jesteśmy od chwilki w domu i wracamy do "onlinu" :) niebawem ponadrabiamy zaległości z końcówki dwupaku a potem mam nadzieję, że "wtrybimy" jakoś znowu w nową rzeczywistość i będziemy jak się da na bieżąco coś pisać.
OdpowiedzUsuńjestem teraz w mega optymistycznym nastroju więc jestem przekonana, że u Ciebie też pójdzie wszystko po Twojej myśli :)))))
Czekamy tu na Ciebie! trzymajcie się dzielnie. ja dalej w dwupaku jestem i myślę, że jeszcze to potrwa ;p ale dobrze mi tak. moc pozdrowień dla Was :) i oczywiście dla Siostry też :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń