Coraz częściej mam takie odczucie. Coraz częściej bowiem pada w moim kierunku pytanie - czy wracam do pracy. No bo tak, przecież Mały już nie taki mały, a jak to tak można w domu bez pracy siedzieć. Wnerwia mnie to, bo czuję jakby pytania te padały, żeby mnie przyłapać. Na lenistwie? Nieudolności? "Ha! Mam Cię! W końcu i Ciebie Martuśka - taką cwaną, zorganizowaną i nigdy-bezrobotną - to dopadło!".
A ja odpowiadam wtedy, że nie wracam. Nie wracam, bo moja korporacja - matka skutecznie się mnie pozbyła. Bo komu potrzebny pracownik, który najpierw zajmował wakat, siedząc na zwolnieniu ciążowym, a potem chciała Baba jedna jeszcze pół roku wychowawczego wykorzystać. Więc spadaj Babo...
No i Baba spadła. Z wysokiego konia jak się okazało. . .
No a potem dopowiadam jeszcze, że Natanek za mały jest, żebym go z kimś obcym zostawiła, a do żłobka sobie nie wyobrażam, bo sama swego nie nawidziłam ( tak, tak pamiętam). A kiedy taki nowoczesny jeszcze w ciążyzwiedziłam, to. . . Wcale moje odczucia się nie zmieniły. Choć wiem, wiem wiele z Was z takowych korzysta i na pewno są super, ale wybaczcie - ja może jestem z choinki urwana, ale w tej kwestii tak akurat mam.
Wracając do rozmowy z "Wypytaczem" to na zakończenie dopowiadam jeszcze, że akurat Tatusiowi Maciusiowi zawodowo wszystko tak fajnie się poukładało, że nie muszę. . .
"Wypytacz " kiwa zwykle głową pobłażliwie, udając, że jasne, że super i w ogóle. I wydaje mu / jej się, że jak na kurę domową przystało, pogardy ukrytej nie czuję.
A ja zawsze po spowiedzi takowej czuję się do d......y. Bo mimo to, że zwykle nie przejmuję się tym, co myślą inni. Mimo, że wiem, że wykonuję teraz mega ważną misję, jaką jest wychowanie mego Synka i zapewnienie mu w tym najmłodszym wieku jak najwięcej miłości. Mimo, że nie chcę iść TERAZ do pracy, to i tak czuję się z tym moim bezrobociem źle. Bardzo źle!
A do tego ta cała sytuacja jest taka skomplikowana. Bo ja bym może i poszła, ale na pół etatu, no może nawet na 6 godzin, tak dla zdrowia psychicznego. . . A w moim zawodzie nie istnieje wyrażenie pół etatu. W moim zawodzie ośmiogodzinny dzień pracy ma godzin jedenaście. Więc jakbym mogła mojego ukochanego Szuszka na tyyyyyle zostawić. To jest prawie pół doby. Sumując dni, miesiące , to prawie pół jego wczesnego dzieciństwa. Nie wyobrażam sobie tego.
Szkoda, że tak to u nas jest. Szkoda, że mama, co by w zasadzie nie wybrała musi z czegoś po części zrezygnować. Albo rezygnuje z dziecka, albo z poczucia własnej wartości. . .
Ja na razie wymyśliłam tyle, że muszę czekać. Czekać i coś wymyślić. Czekać, aby maluszek choć trochę się usamodzielnił. A wymyślić może coś innego, niż dotychczas robiłam. . . W końcu kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana ;-)
No i jak tu z połowy takiego Szuszka zrezygnować. . .
Ja też, ja też nie wracam. co do żłobka to ja wychowana bez żłobkowo, z mamą moją nie wyobrażam sobie że zostawiam dziecko w żłobku, ba nie chce i wolę być z dzieckiem w domu.
OdpowiedzUsuńi też nie muszę jeszcze bo mąż daje radę a co. ale wiesz co ostatnio przeczytałam... że jestem leniwą kura domową żerującą na pieniądzach męża... wtf? jesteśmy małżeństwem, nie ma pojęcia "jego kasa, moja kasa" jest "nasze" i jak ktoś twierdzi że siedzenie w domu z dzieckiem to lenistwo a nie praca to ja zapraszam do siebie "poleniuchujemy" razem.
Podpisuję się pod tym "leniuchowaniem":)
UsuńŻyczę powodzenia! Na pewno wszystko się dobrze ułoży :) Ja też postawiłam na dłuższy pobyt z Córką i teraz troszkę się obawiam jak to będzie, gdy w maju wrócę do firmy... Ale bez względu na to jak będzie, nie będę żałować tego czasu spędzonego z Córunią, bo ona jest dla mnie teraz najważniejsza :) Cudowny ten Twój Synuś :)
OdpowiedzUsuńNie wracaj, póki nie musisz (i nie chcesz) i ignoruj mniej lub bardziej zakamuflowane uszczypliwości w tym temacie. Każdy ma swoją wizję, ale nikt lepiej od ciebie nie wie, czego potrzeba i tobie samej, i twojemu synkowi. No, i bądźmy szczerzy - nikt prócz ciebie nie będzie ponosił konsekwencji twoich decyzji. Ja uważam, że niebezpodstawnie ktoś wymyślił trzyletni wychowawczy i przedszkole od 3. roku życia, a każdy psycholog ci powie, że miłość i czułość nagromadzona w tym okresie zaowocuje w przyszłości.
OdpowiedzUsuńJa mam luksus, bo pracuję w domu, ale też jestem bombardowana pytaniami, kiedy oddam małego do placówki opiekuńczo-wychowawczej i trafię za biurko, zdecyduję się żyć przykładnie, jak przystało, jak trybik w szwajcarskim zegarze. Ale im częściej ktoś we mnie tym pytaniem celuje, tym bardziej kocham bycie freelancerką i kurą domową jednocześnie.
Trzymaj się dzielnie :)
Ja pracuję. Popołudniami, wieczorami, a czasem i nocami. A i tak ciągle słyszę, że siedzę w domu i się obijam. I mimo tego, że daję z siebie wszystko (i wiem że tak jest), to też się czasem czuję bezwartościowa. Ale potem patrzę na Adasia, jak się rozwija, jak rośnie i sobie myślę - kto mu w tym pomógł jak nie ja? To jest największa wartość i najważniejsza praca jaką kiedykolwiek przyszło mi wykonywać.
OdpowiedzUsuńpiekny szusz. olej wypytywaczy, szukaja dziury w calym i kosztem innych chca sie poczuc lepiej, zaraza jedna!
OdpowiedzUsuńA jakbym ja Cię zapytała i usłyszała odpowiedź, to w moim głosie usłyszałabyś jedynie zazdrość, a nie pobłażliwość czy pogardę. Bo ja bym tak chciała, a nie mam możliwości. I zostawiam małego czasami na kilka godzin, ale częściej na cały dzień najpierw w przedszkolu, potem z babcią (jak przedszkole zamykają).
OdpowiedzUsuńA tak w ogóle to z tego wpisu wnioskuję, że oprócz "wypytywaczy", którzy zarzucają Ci mniejszą wartość jako niepracująca, Ty sama tak właśnie się postrzegasz ("Szkoda, że mama, co by w zasadzie nie wybrała musi z czegoś po części zrezygnować. Albo rezygnuje z dziecka, albo z poczucia własnej wartości. . ."). Mnie nie praca daje poczucie własnej wartości, a właśnie dom i dziecko. No ale jak już wspomniałam, ja muszę pracować. Niestety.
Nie ma jak to bomba dobrych emocji o poranku. Fajnie tak posłuchać zdania innych, jadących na tym samym wózku;-PPozdrawiam Was ciepło.
OdpowiedzUsuńBlogging.skylark - wygląda na to, że praca to jedna ze składowych poczucia mojej wartości;-)Zastanawiam się nawet nad wolontariatem;-)Tak dla zdrowia psychicznego, że chyba wszystko w nadmiarze szkodzi(mamowanie troszkę też);-P
Mamo Pisarko - taka opcja byłaby dla mnie mistrzostwem świata;-) i pozostaje niespełnionym marzeniem...
On mnie rozbraja:D
OdpowiedzUsuńDziecko jest najważniejsze! Ja zaczynam mieć wyrzuty, że w domu siedzę zamiast iść do pracy, ale to tylko przez te osoby, które się wypytują, mówią, że już czas...A ja uważam, że to czas mojego dziecka, że teraz jemu jestem najbardziej potrzebna!
OdpowiedzUsuńMarta o ile b.dobrze pamiętam kiedyś nie musiałaś wychodzić z domu aby mieć i kontakt z ludzmi a przy tym całkiem ,całkiem zarabiać...Czemu nie wrócisz to tego?! będziesz i z małym a towarzysko też całkiem przyjemnie(taki mały wolontariat i poczęści bycie często psychoterapeutką...czysz wielokrotnie tak nie było??? :)Powiem Ci że gdybym sama posiadała taką umiejetność chetnie bym zamieniła na moja pół etatu pracę,starego zgredziałego szefa....i inne jeszcze mało przyjamne...
OdpowiedzUsuńKobieto, łączę się mentalnie z Tobą w całej rozciągłości i popisuję się rękoma i nogami pod tym postem. Ja też w domu, żłobowi mówimy nie, choć mężu zapieprza i w weekendy. To jest najlepsze, co możemy dać naszym dzieciom. Już nigdy w życiu nie będą nas tak potrzebować jak właśnie teraz. Na samodzielność przyjdzie czas całkiem niedługo niestety i będzie trwać całe życie. Dla mnie najcudowniejszy moment to ten, jak wieczorem kładę się obok mojej kluseczki, od której bije spokój, taki cudowny spokój. Świat się zatrzymuje na moment. Gdzie jest wyścig szczurów i świat korporacji? Gdzieś tam jest, daleko poza mną. Pozdrawiam Cię serdecznie - inna wielkopolska kura domowa:)
OdpowiedzUsuńJa nie wiem jak to robisz, ale ja właśnie dziś rano pozwoliłam sobie nawet na łzy z powodu mojego zawieszenia między Synem a własnym Ego. A teraz czytam tego posta! Ile to już razy nasze myśli się zbiegły? Ja już dawno postanowiłam, że na etat nie wracam, ale coś swojego robić chcę. Teraz klaruję myśli... trzymam za Ciebie kciuki, może kiedyś się spotkamy na "Gazelach Biznesu" :)))
OdpowiedzUsuńMartuś, ja wiem co czujesz.
OdpowiedzUsuńAle tez sama trochę juz wariuje w domu z mała i chcialabym gdzies isc, chociaz na aerobik, chcoiaz na chwile do kolezanki.
Mamy prace, bardzo cieżka, monotonna i wymagajaca poswiecenia, zawsze przekomarzam sie z moim K. ze wolalabym chodzic do pracy za niego niz pracowac tu w domu.
My niestety nie mamy tak kolorowo, ciezko nam wyzyc z jednej pensji, czekam na to czy dostane stypendium naukowe i dobabiam stowke tygodniowo sprzatajac u kolezanki z piera wyzej.
Ale tez nie chce poslac malej do zlobka i zastanawiam sie nad czyms wlasnym i co tu wykombinowac zeby zarobic a byc z mala w domu.
Ja narzekam teraz bo nie ma co robic z 9 miesiecznym dzieckiem, ktoro chce tylko wstawac i nic go nie interesuje... czekam az bedziemy sie mogly zajac jakims malowaniem czytaniem czymkolwiek;] wtedy przestane mowic o monotonnosci:)
a tak na koniec, to kto wychowa nasze dzieci lepiej niz my?!:)
trzymaj sie!
Mnie też ten post z ust wyjęłaś. Jeszcze nikt nie wypytuje, ale nie długo się zacznie. I też mogłabym zawsze tak w domku z dziećmi, bo to uwielbiam, choć uważam, że to ciężka praca tak naprawdę. Tyle, że moi wypytywacze to teściowa i szwagierka także ja czuję się wdeptana w ziemię i zrównana z błotem przez najbliższych męża :(
OdpowiedzUsuńanonimie ktoś Ty anonimie?;-P
OdpowiedzUsuńMSM - nie ma jak kilka mądrych słów z serii tych , które poszarpane myśli porządkują. Dzięki Ci za to;-)
HPM - nie wiem skąd dokładnie jesteś, ale szkoda, że tak daleko;-P Bo jakby się takie dwie mamuśki w karby wzięły, to by dopiero był biznes, przez duże B!
Rashly - oj tak tak, mojego maluszka też nic nie kręci na dłużej niż 5 minut. Nic poza rzeczami zakazanymi typu - mamy kosmetyczka, mamy laptop, taty kable czy też rzut w dal telefonem komórkowym.
A-K7 - nie ma jak to ta "dalsza" rodzina...ehhh wiem coś o tym.
Katowice :)))
OdpowiedzUsuń:)właścicielka "wacka" ;)
OdpowiedzUsuńMarcia, ja mam podobnie. Pamiętasz? Mi też podziękowano jeszcze w trakcie wychowawczego. Tylko ja w odróżnieniu od Ciebie nie mam dobrze zarabiającego męża i stąd kłopot. Oszczędności się kończą i z coraz większym strachem patrzę w przyszłość. Rozsyłam c.v. i z każdym dniem, gdy nikt na nie nie odpowiada, czuję się coraz gorzej. Owszem cieszy mnie czas spędzony z córeczką. Jest bezcenny, ale martwię się czy zapewnię jej odpowiednie warunki do życia, jak nie będę miała pracy. I to mnie czasem paraliżuje. Buziak
UsuńUśmiech Szusza pierwsza klasa :)
OdpowiedzUsuńHPM -nooooo to mamy do siebie jakieś...hmmmm 2/3 Polski;-)
OdpowiedzUsuńAnonimie - ściskam cieplutko
Gosiu- straszny los mam w Polsce...Trzymam kciuki kochana. Najlepsze rozwiązania pojawiają się gdy nie ma już wyjścia;-)
w temacie polecić mogę lekturę o tym jak w świecie bywa:
OdpowiedzUsuńhttp://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,114757,11004786,Dziecko_po_szwedzku.html?fb_ref=su&fb_source=profile_multiline
ja sobie marzę tylko...
Zabawne...dziś poruszyłam ten temat z mężem:)Fantastycznie to opisałaś!Ja też nie wracam do pracy(ale też nie mam zamiaru siedzieć w domu do 3 rż synka).Nie wyobrażam sobie jednak jak omijają mnie te wszystkie nabywane przez Nikosia umiejętności...nie wyobrażam sobie jak przeoczam pierwszy siad,jego pierwsze kroki czy nie słyszę pierwszego"mama".Na szczęście nie musiałam wracać po macierzyńskim ale niestety niektóre kobiety nie mają wyjścia albo same tak decydują.
OdpowiedzUsuńA Szuszu- przecudowny!!!
HPM - jakbyś szukała partnerki biznesowej w okolicach to ja się zgłaszam hehe :D
OdpowiedzUsuńja bym nawet chciała wrócić na te moje pól etatu ale niestety nie ma na to szans :(
OdpowiedzUsuńTo są rudne wybory, ale najważniejsze być w zgodzie ze sobą ! Na korzyść maluszka!
OdpowiedzUsuńTrochę przynudzę ;-) ale...
po 1: wróciłam już po 4,5 msc do pracy ...
po 2: 5 msc i było masakrycznie - niby pół etatu, ale i tak wracałam jak po całym.
Teraz czekam na narodziny trzeciego.
Planuję: 6 msc w domu ;-) + 6 tyg urlopu ... i "chyba" zostanę na urlopie zdrowotnym ... chyba bo to kwestia niestety finansowa ;-( ale wiem również że nie można tylko "liczyć".
Życzę BYCIA szczęśliwą mamą ! Sama "siedząc" już na zwolnieniu 6 msc czuję się jak truteń ( bezużyteczna pszczoła ) ale generalnie poprzez cholery pęd świata ... bo tak na prawdę - MAM NA RESZCIE CZAS DLA SWOICH DZIECI!!!i bynajmniej bezowocny to czas !
Wiesz Marti...wydaje mi się, że wartość każdego z nas mieście się w naszych myślach i własnym wyorbażeniu o sobie samym. Wszystko jest takie względne. Ja ostatnio spotkałam się z wypytywaczem, który bardzo źle ocenił to, że chcę wrócić do pracy i powiedział, że w domu na tyłku siedzieć powinnam i dziecko wychowywać. Tak więc wszystkim wypytywaczom i oceniaczom mówię stanowcze NIE. To czy wracamy do pracy czy nie to nasza sprawa zależna od wielu rzeczy i jeżeli ktoś tego nie rozumie to nie wart jest naszych myśli a tym bardziej emocji. Ja wybrałam powrót do pracy na taki moment kiedy wiedziałam, że już będę gotowa. Po prostu czuję, że chcę wrócić. Ale Ciebie bardzo dobrze rozumiem, bo ja pracuję w normalnym wymiarze godzinowym, czyli o 15.30 jestem już w domu, a gdybym miała kosztem Synka siedzieć dłużej to nie zdecydowałabym się na powrót. Z drugiej strony tyle mówi się o tym, że czas z dzieckiem motywuje do poszukiwać nowej drogi i pomysłu na własny kobiecy interes. To prawda. Pomysłów jest wiele. Tylko trochę gorzej z pieniędzmi na start:-) P.S. oj Kochana myślę tak sobie, że to nie Natanek jest za malutki tylko Twoje wyobażenie o jego bobasińskości:-) Przecież to już duży zuch chłopiec jest!
OdpowiedzUsuńU mnie jest podział: część uważa, że do roku z dzieckiem i ani myśleć o etacie, a część, że już dawno powinnam wracać. niby każdy pyta z ciekawości i ot tak, ale denerwuje mnie to chyba dlatego, że czasami sama mam dość siedzenia w domu, a z drugiej strony nie wyobrażam sobie zostawienia M. a z 3. czasami bym zapłaciła by go ktoś na godzinę zabrał a z 4. tęsknię po godzinie i... tak bym mogła tych stron mnożyć, sama nie wiem i nie potrafię do końca się zdecydować. Mały kończy niedługo roczek i powoli chcę go zacząć oswajać z przedszkolem po 4 godziny ze 2 razy w tygodniu, ale jakoś ta początkowa data mi się odsuwa i odsuwa, bo sama nie do końca chcę. Ale od września planuje go jednak oddać i szukać pracy. Tzn. do czasu znalezienia na 4 godziny, bo więcej nie będę potrzebowała a to zawsze taniej, a potem jak znajdę to i te 8-9 wytrzymać powinien, ale ciężko będzie. Szczególnie, że tych pierwszych chorób bym chciała uniknąć a się nie da. No i zrezygnować z podziwiania "pierwszych razów"?
OdpowiedzUsuńEwelio- kochana no to mnie przyłapałaś;-)Bo ja już wczoraj właśnie takiego olśnienia doznałam, że troszkę jakby zatrzymuję sobie tego mojego maluszka na etapie maleństwa. Doszłam do tego wniosku, kiedy właśnie wczoraj - pierwszy raz dałam mu szansę zażyć prawdziwej kapieli w wannie, z zabawkami, na siedząco i dłuuuuugo. Był zachwycony. A ja dopiero dostrzegłam, że on chyba juz od dawna był na to gotów;-)Poniekąd podobnie było z wózkiem;-P Muszę chyba nad tym popracować;-D
OdpowiedzUsuńKaklan84 - no to kochana pocieszę Cię, że ja mam identycznie z tym "z jednej strony";-)Twój plan;-)wygląda na solidny;-D i niegłupi.Pozdrawiam