Nacio nie chodzi do przedszkola.
Jeszcze.
Do żłobka też nigdy nie chodził. Raczej drażliwy to dla mnie - matki kwoki - temat, ale nie o tym chciałam tym razem
.
Lubię obserwować mojego syna. Uwielbiam odkrywać jego kolejne etapy rozwoju, osiągnięcia.
Zachwycam się wtedy i wpadam w głęboką wewnętrzną euforię.
Ostatnio zauważyłam wyjątkowo silną potrzebę kontaktów z dziećmi.
Często, gdy jeszcze popijam kawkę w naszych pachnących snem pieleszach, obserwuję jak moje dziecię wystaje w oknie, tęsknym okiem spoglądając na plac zabaw, który mamy tuż przed klatką.
Zawsze staram się zaspokajać rozwojowe potrzeby naszego malucha, współtowarzyszyć mu w tym i wspierać.
Dlatego własnie Nacio za chwilę jednak ruszy do przedszkola.
Dlatego w każdej wolnej chwili, gdy tylko pogoda sprzyja, zaciskam zęby i choć nie cierpię żwiru w butach, przedpokoju, sypialni, łóżku i w ogóle wszędzie, gdzie w magiczny sposób ów się dostaje, dzielnie maszeruję z mym pierworodnym na ten nasz plac zabaw, gdzie regularnie umieram z nudów. Robię to jednak, bo widzę jak mój Syn bardzo potrzebuje tych swoich babkowych kompanów i kompanek.
W tym sezonie podjęliśmy intensywną pracę nad towarzyskim savoir vivrem czyli upraszczając pracujemy nad dzieleniem się.
Nacio dzieli się dzielnie i cierpliwie.
Ostatnio do naszej piaskownicy przyjechał na rowerku pewien dryblas.
Dryblas, który wie czego chce i jest skazany na sukces.
Od razu rozpoczął budowę wyższych lotów, niż babka z piasku.
Rozpoczął budowę tunelu podziemnego.
Nacio kopał sobie z boku, zerkając nieśmiało.
Dryblas natomiast robił wokół siebie mnóstwo szumu pełną narracją swych poczynań.
Widać było jak w jednej sekundzie staje się idolem w oczach mego syna.
Nacio przybliżył się. Chciał z nim razem tak ten tunel kopać. Oj chciał mocno. Widziałam to. Tylko biedak zupełnie nie wiedział jak to ugryźć.
Jego kartą przetargową okazały się zabawki.
Problem pojawił się jednak, gdy dryblas zapragnął łopatki. Łopatka była jedna. W rączkach Naciowych. A że dryblas dryblasem był, bezpardonowo zupełnie postanowił wziąć sobie ją i już.
Nie wiedział jednak z kim zadarł.
Syn moje dzielnie walkę stoczył prawdziwą i szarpaną. Zwyciężył. Zdziwiony zupełnie przewagą swojej zaciętości, zawstydzony zupełnie, że odważył się sprzeciwić. I to swemu idolowi.
Pożyczył mu wiaderko.
Huśtawka się zwolniła, więc poszliśmy się huśtać.
Stoję przodem do Syna, skupiona głęboko, aby wzorowo i "wyśoko" huśtawkę rozbujać.
- Mamcia! Pać! On niesie! On niesie! - zawołał nagle w głębokim przerażeniu.
Odwracam się, a tam dryblas maszeruje z naszym czerwonym wiadrem na zjeżdżalnię. Osz Ty mendo...
- Spokojnie synku. Chłopczyk zaraz odniesie Twoje wiaderko do piaskownicy. Odda Ci, nie bój się. Dzielimy się, pamiętasz? - dodałam z uśmiechem.
Obserwujemy dryblasa razem.
Dryblas wrócił do piaskownicy. Pobawił się chwilę i znów z tym wiadrem gdzieś wędruje. Spoglądam na mojego Syna, a ten rączkami oczy ni to zasłania, ni to pociera.
-Synciu, co się stało? Coś Ci do oczka wleciało?
- Nie.
- A co się dzieje?
- Nie mogem na to pacieć mamcia...
Z dryblasami, psia ...ać!
Skąd te boskie spodnie??? :)
OdpowiedzUsuńOj te dryblasy... Ooobym potrafiła się zachować tak spokojnie jak Ty w takich sytuacjach ;)
OdpowiedzUsuńŚlicznie wyglądacie !!! :) Aż bije od Was miłość!!!!
To niesamowite i nieplanowane czy rezyserowane, ale na Waszych zdjęciach widzę siebie i Lelka jak będzie w wieku Nacia. Po prostu czuje ze zdjęcia i z tego co piszesz że "mam tak samo", a właściwie że będę miała. Ach, my mamy kwoki...
Dzielny Nacio! O swoją łopatkę zawalczył, twardziel mały :)
OdpowiedzUsuńKurde, Mamcia, ja to takiego dryblaska chyba mam... Bo tak jak piszesz- wie czego chce i skazany na sukces. No i ta narracja:) Generalnie zęby zjadłam na dzieciach, ale tyle ile trzeba mojemu tłumaczyć, ze nie i dlaczego nie- to tylko my wiemy. Temperament. Silny i porywczy. No i zwierzę towarzyskie- w ciągłym kontakcie z ludźmi, zagada każdego kogo spotka. Dużo pracy wkładamy w naukę tego, że nie każdy musi chcieć z Nim być w kontakcie, przytulać się i rozmawiać. Oczywiście chłopina moja dobre serducho ma i ja jako matka reaguję, kiedy granice przekracza ( np. na placu zabaw), ale piszę to bo temperamenty dzieci są różne. I dryblaski też nie mają łatwo, dostaje im się często etykietka " niegrzeczny, niewychowany, rozkapryszony" a one po prostu bardziej pobudliwe są i wolniej idzie im nauka panowania nad własnymi impulsami... A Wy do jakiego przedszkola się wybieracie? My czekamy na wyniki w Lokomotywie na Tuwima...
OdpowiedzUsuńOj kochana wiem o co chodzi:-)Mój Nacio raczej do aniołów w piaskownicy nie należy. Teraz dopiero zaczyna się przełamywać i bardziej na ugodę pójść. Cierpliwości się uczy chłopina. A dryblas...5-cio letni spryciarz, co mu maluchy bardzo przeszkadzają. My do państwówki nawet nie startowaliśmy. Nie mielibyśmy szans. Szukamy na razie jakiegoś fajnego prywatnego w pobliżu.
OdpowiedzUsuńNo my niestety też tylko jedno, jedyne kryterium spełniamy ( pracujemy). W Lokomotywie pracuję i jest pod naszym domem, ale system nie bierze tego pod uwagę... A z prywatnych rozważałam Abrakadabrę (koło Zbawiciela, teraz chyba zmienili nazwę), ale ostatecznie podwójne płacenie ( za p-le i nianię) w razie choroby mnie przeraziło- Miesio sporo nam choruje. Co do dryblasów- mój właśnie dla młodszych ma więcej wyrozumiałości. I generalnie stara się bardzo, ale emocje jeszcze często biorą górę. To nawet nie chodzi o to, że innym jakoś dokucza ( no chyba, że ustawicznym zagadywaniem;)), ale sam wpada w płacz i długo nie może się uspokoić. Nerwuska małego mam.
OdpowiedzUsuńJesteś bardzo ładną, fajną, ciepłą kobietą a Twój syn ma słodką buźkę.
OdpowiedzUsuńDziękuję za przemiłe słowa:-)
Usuńżyczę szybkich sukcesów adaptacyjnych jak już zapiszesz Nacia do przedszkolka;) i oby małó chorował;)))
OdpowiedzUsuńnie ma co isę przejmowacdryblasem na pewno jeszcze znajdzie fajniejszych kolegów;)
starszak nim poszedłdo przedszkola interesowałsię stardzymi dziećmi. mając lat, 2.5, 3 ciągnął do 6, 7 latków......do tej pory choć świetnie bawi isę z rówieśnikami nadal atrakcyjne jest dla niego starsze towarzystwo
Eh mój mały (dwuletni) często zabiera innym dzieciom zabawki. Wkurza mnie to strasznie, bo jak mu zabiorę to ryk na całe osiedle. Więc odpuściłam sobie, niech właściciel walczy o swoje. Oczywiście uczę go oddawać, tłumaczę, tłumaczę i tłumaczę.. daje dobry przykład, rozdaje dzieciom nasze zabawki i jakoś wychodzę z tej opresji.. ogólnie to wypady na plac zabaw są dla mnie stresujące, bo moje dziecie jest wszędzie i czasami trudno opanować sytuację. Nie raz został zepchnięty przez starszaka z drabinki (bo blokował przejście), nie raz dostał piachem w oczy (bo użyczył sobie łopatkę), nie raz starszak go opieprzył... nie raz przyszedł do mnie z "podkową" usiłując powstrzymać płacz (dzielny chłopak)... pobyty na placach zabaw bywają niekiedy nieprzyjemne, dzieci dopiero uczą się życia w społeczeństwie.
OdpowiedzUsuń