Wydarzyło się TO zeszłej jesieni.
Moja pierwsza, poważna porażka wychowawcza.
Popołudnia były coraz krótsze.
Na poobiednie spacery coraz mniej czasu.
Starałam się nadrabiać to w każdej wolnej chwili. Czasami byliśmy, więc na spacerze już o dziewiątej rano, przed rozpoczęciem moich obowiązków zawodowych.
Tego dnia zabrałam Nacia w nasze ulubione miejsce rekreacyjne.
Duży staw, mostki, aleja dookoła, plac zabaw. I kaczki.
Już od dłuższego czasu obserwowałam u syna fascynację bronią palną. Jak bardzo śmiesznie by to nie brzmiało, temat wyglądał dość poważnie.
Nigdy nie pozwoliłam, aby wśród zabawek Nacia znalazł się pistolet.
Nie i koniec.
Kiedyś, gdy widziałam grupkę małolatów w kominiarkach biegających z karabinami wkoło bloku, obiecałam sobie, że mój syn NIGDY nie pozna takiej zabawy.
NAPRAWDĘ z całych sił starałam się mocno kontrolować każdą bajkę, którą synulo oglądał, aby na pewno nie było w niej przemocy.
Niestety zdarzyło się. Że dozwolona bajka kończyła się, a zaraz po niej wskakiwały żółwie nindża lub inna tego typu i zanim się zorientowałam, moim oczom ukazywał się obrazek jak nieopierzony z niemal rozdziawioną paszczą i pełna fascynacją obserwował walkę dobra ze złem. WALKĘ.
Czasami też zwyczajnie idziesz z dzieckiem w gości. A tam są ciut starsi koledzy...I co wówczas? Masz kazać dziecku siedzieć prosto i trzymać rączki na kolankach...?
Wkrótce poznałam co to znaczy, że potrzeba matką wynalazków... Synu robił sobie pistolet na przykład ze spinacza do prania i kredki. Czasami wystarczył badylek z odpowiednim odgałęzieniem...
No właśnie. Zatem nieco naokoło, ale dochodzimy w końcu do początku opowieści.
Byliśmy nad tym stawem. Syn z badylkiem w ręku. Stoimy na pomoście i karmimy kaczki. Syn celuje w naszego psa i naśladuje wystrzał. Dwuletni syn. Proszę, żeby tak nie robił. Tłumaczę, że to nie jest dobra zabawa, że strzelanie do kogoś wyrządza mu krzywdę, że to boli. Po chwili dołącza do nas babcia z wnuczkiem. Mały berbeć jeszcze. Synu wymierza w berbecia i... strzela. Zielenieję ze wstydu. Babcia udaje, że nie widzi. Proszę syna o zaniechanie procederu. Tłumaczę, patrząc mu prosto w oczy. Karmimy ptactwo. Synu odwraca się i znów namierza bąbla... Strzela.
I w tym momencie przelał się dzban goryczy. Chwyciłam za badyla i bez słowa wyrzuciłam go do stawu...
Wiem.
Wiedziałam w tej samej sekundzie, w której do moich uszu dobiegł plusk.
Mały w płacz. Rozpacz ogromna.
Starając się JAKOŚ ratować sytuację, przykucnęłam przy synu i spokojnym tonem powiedziałam, że prosiłam go kilka razy, a on nie reagował i że zrobię dokładnie tak samo za każdym razem, gdy syn będzie mierzył i strzelał w kogokolwiek...
Nie zmieniło to natomiast mojego poczucia poważnej porażki wychowawczej.
Niezależnie od tej sytuacji, wkrótce zachwyt bronią ucichł.
Kiedy latem byliśmy w górach, chłopcy - synowie znajomych grali na telewizorze w strzelanie łukiem do tarczy. Pojawiały się też wirtualne zawody szermiercze. Synu - pełna fascynacja
Wśród dorosłych wywiązała się dyskusja na temat szeroko pojętych zabaw bronią.
Moje zdanie - już znacie. Wówczas wydawało mi się, że jest to prawda niepodważalna, jedyna , koniec i kropka. Aż do momentu, gdy jeden z ojców - nasz bardzo wyważony i rozsądny wychowawczo znajomy, tata dwóch niezmiernie sympatycznych, grzecznych i dobrze wychowanych chłopców powiedział zdanie, które do dziś dźwięczy mi w uszach - natury nie da się oszukać... A fascynacja walką, bronią, rywalizacją jest u chłopców wrodzona.
Upewniłam się w tej teorii, gdy pewnego dnia weszliśmy do olbrzymiego sklepu zabawkowego.
Zabawki podzielone na sekcje... Dla dziewczynek i dla chłopców. Nacio przebiegł niemal między regałami z lalkami, misiami, koralikami, zestawami kuchennymi i kawowymi... Zatrzymał się na samochodach i robotach.
Broń ominął. Choć z błyskiem w oku. Ominął, bo wie, że nigdy nie kupię mu karabinu...
Ostatnio, gdy byliśmy na wsi na weekend, ten sam "tato z gór" wyjął wiatrówkę. Jego synowie przeszczęśliwi i zajarani na maksa. Tata zrobił zawody w strzelaniu do tarczy. Podlotki w pełnej euforii. Mój syn równie poważnie zachwycony.
Poległam.
Poddałam się.
Pozwoliłam obserwować.
I wiecie co, ja już sama nie wiem co jest słuszne.
Jestem zagorzałą pacyfistka i w razie jakiejkolwiek sytuacji zagrożenia, nigdy nie pozwoliłabym mężowi, czy synowi walczyć. Uważam, że przed agresją trzeba uciekać. Uważam, że przemoc niczego nie rozwiązuje, a wręcz przeciwnie zaognia konflikt.
A jednak wychowuję przyszłego faceta...Który może znaleźć się w różnych, skrajnych sytuacjach...
I może nie zawsze będzie miał możliwość ucieczki...
A kolejna kwestia to, czy dwu-trzylatek zdaje sobie sprawę, że pistolet naprawdę może zranić, zabić? Czy takie dziecko wie w ogóle co to śmierć? Czy to my- rodzice demonizujemy całą sprawę?
Jakie są Wasze przemyślenia na ten temat?
Strasznie jestem ciekawa...
Jestem mamą dwóch dziewczynek, więc niejako problem bezpośrednio mnie nie dotyczy, ale... W temacie tego co piszesz- na urodzinach starszej, gdzie dzieci były i w różnym wieku i różnej płci, był także mój chrześniak- wtedy lat 6. Chłopcy bawili się właśnie w jakieś strzelanki, a Jego mama, kategorycznie zabroniła Mu nawet za Nimi biegać, że już o jakiejkolwiek czynnej zabawie nie wspomnę. Jak mi Go wtedy było żal, kiedy tak siedział z nami i tęsknym wzrokiem wodził za chłopakami... Czy z naturą nie wygrasz- tego nie wiem, ale chłopcy jak świat światem bawili się w wojnę... Myślę, że może taka "zabawa kontrolowana" to byłby złoty środek?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Niestety,ale podzielam zdanie Twojego znajomego "z naturą nie wygrasz" :/
OdpowiedzUsuńJa również miałam takie zdanie jak Ty, ale w momencie, gdy syn zrobił sobie pistolet z kromki chleba, odpuściłam. Teraz pozwalam na takie zabawy,ale kontroluje z boku i dużoooo tłumacze. Przy okazji oglądania wiadomości i tego co się teraz dzieje na świecie można ten temat przegadać ( tylko mój syn jest starszy od Twojego-6 lat)
Liz
Popieram Cię. Uważam, że taka zabawa jest nieodpowiednia dla dzieci, które nie do końca rozumieją, czym jest zabijanie (które jest przecież konsekwencją strzelania). Inaczej, gdy większemu dziecku można wytłumaczyć, pozwolić by samo przemyślało. Nie mam syna, ale mój Fiołek ma kuzyna, który bawi się pistoletami. I też przeżyliśmy chwile płaczu, gdy kuzyn nie chciał się na pistolety zamienić. Fiołek swoim nie celowała w nikogo, tylko w podłogę, bo wytłumaczyłam, że nie wolno celować w ludzi czy zwierzęta, nie ważne, że broń nieprawdziwa. Zrozumiała, wyciągnęła wnioski, bo gdy poprosiła kuzyna, by do niej nie celował, a ten ją zignorował, porzuciła zabawę z własnej woli. Jednak samego pomysłu na zabawę nie uniknęliśmy. I pewnie się nie da. Ważne, by nie pozostawiać takich kwestii bez rozmowy. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńMyślę, że dwu-trzylatek, który nie rozumie pojęcia śmierci, nie zrozumie twojego tłumaczenia. Co wcale nie znaczy, że nie należy próbować. Luśka też ma zajawki na 'wojnę' chociaż jest dziewczynką. Kilka razy pytała czy kupię jej pistolet - na razie wystarczy tłumaczenie że nie kupię bo z pistoletu się strzela do ludzi a nie się bawi. Ale ręczę za to, że ona nie rozumie mojej intencji. Mam nadzieję, że kiedyś zrozumie...
OdpowiedzUsuńUważam że mądre jest to co piszesz i trzymaj tak dalej!
OdpowiedzUsuńMoj synek dopiero konczy rok, ale za pare miesiecy napewno postapie tak samo.
Mowienie, ze te cechy i to zamilowanie jest wrodzone i poblazanie temu z tego wzgledu jest wedlug mnie kompletnie bez sensu. Od zawsze wiadomo, ze dzieci najlatwiej ucza sie zlych rzeczy - to jest "wrodzone" - ale czy to znaczy ze w takim razie na wszystko pozwalamy, bo wrodzone?
Ludzie pozwalaja swoim dzieciom na takie zabawy a pozniej sie slyszy ze jakies dziecko kogos pobilo bo tak widzialo w grze... Ostatnio moj siostrzeniec (8 lat) zostal mocno pobity w szkole przez innych kolegow podczas zabawy... Niby sie bawili w wojne - skonczylo sie szpitalem.... No ale to ponoc wrodzone....
Nie znam się...
OdpowiedzUsuńWiem tylko, że mój brat, jak był mały miał pistolet, mama tłumaczyła mu, że to zabawka, ze może wyrządzić krzydę itd... Brat się bawił, jak każdy chłopiec.
Dziś ma 20 lat, jest strasznie madrym facetem, odpowiedzialnym, gardzi przemocą...
Wiem tez, że im bardziej czegoś bronimy dzieciom, tym bardziej ich to interesuje.