W dniu pogrzebu swojej babci, wieczorem usiadła przy starym, dębowym stole.
Wsunęła palce miedzy włosy. Czoło oparła o dłonie.
Na naznaczony czasem blat, zaczęły miarowo spływać łzy. Jak tykanie zegara. Odmierzały ból.
W kuchni paliła się tylko mała lampka na parapecie.
Po chwili usłyszała ruch w powietrzu. Krzesło na przeciwko skrzypnęło.
Gdy podniosła wzrok, zobaczyła twarz dziadka. Podkowy pod oczami...Szklanymi.
Siedzieli tak w milczeniu dłuższą chwilę.
Każde z nich wsłuchiwało się w miliony myśli przepływających przez głowę...
- Dziadku... - odkaszlnęła, bo głos jej się załamywał. - Powiedz mi...Ty dłużej żyjesz. Może potrafisz to jakoś wytłumaczyć... Musi być przecież jakieś wytłumaczenie. Powiedz mi, dlaczego tak musi być? Jaki w tym sens? Powiedz mi coś. Proszę...Powiedz coś, żeby to przestało tak strasznie boleć...
Schowała twarz w dłonie i rozpłakała się jak dziecko.
Dziadek milczał jeszcze jakąś chwilę. W końcu wziął głęboki oddech i zachrypniętym głosem, usiłował coś z siebie wydusić.
- Widzisz dziecko... Jesteś mamą. Kochasz swoje dziecko ponad wszystko, prawda? To wyobraź sobie, że pewien zły człowiek atakuje twoje dziecko na ulicy i wstrzykuje mu śmiertelną chorobę. Wiem, że nawet wyobrażenie takiej sytuacji jest straszne i okropnie bolesne, ale zrób to tylko na chwilkę. Twoja córka zapada na taką chorobę, że nie ma dla niej ratunku. Gaśnie z godziny na godzinę. Szukasz pomocy u najlepszych specjalistów, a oni załamują ręce. Koszmar. Czuwasz nad jej łóżkiem i wariujesz z bezradności.
Nagle ktoś wchodzi do sali. Kładzie ciepłą dłoń na twoim ramieniu.Odwracasz się. Nie znasz Jej. Jednak jej twarz jest tak spokojna, a spojrzenie ciepłe, że czujesz się bezpiecznie. Kobieta mówi, że przyszła Ci pomóc. Za chwilę słyszysz słowa, które są identyczne z diagnozą lekarzy. Dla twojego dziecka nie ma ratunku. Skąd ona to wie? Nie wiadomo. Kobieta proponuje Ci, że może zabrać Twoje dziecko w miejsce, gdzie nadal będzie żyło. Nie będzie tam cierpiało. Uleczą je. Będzie wiodło radosne, szczęśliwe życie, a w końcu ta kobieta wróci po ciebie i będziecie mogły być razem.
Masz wybór. Możesz pozwolić swojemu dziecku umrzeć. Albo możesz zaufać kobiecie i oddać jej dziecko.
- Dziadku! Co ty mówisz! Jezzzu. Nie mogę tego słuchać!Nie chcę! - rozpłakała się mocniej, niż kiedykolwiek wcześniej.
- Ciiiiii. Spokojnie. Nie płacz kochanie. Twoja córeczka jest cała i zdrowa. Wszystko jest dobrze i jestem pewien, że nigdy nic takiego jej się nie przytrafi. To tylko hipoteza... Powiedz tylko, co byś wtedy zrobiła?
Uspokoiła oddech. Wytarła łzy i starając się opanować drganie warg odpowiedziała po chwili namysłu.
- Chyba bym zaufała...
- No bo widzisz dziecko...Czasami nie pozostaje nic innego, niż zaufać. I mieć nadzieję.
Nadzieję, która utrzymuje nas przy życiu. I zdrowych zmysłach. Daje ulgę.
Widziałaś jak bardzo cierpiała twoja babcia... Ponad swoje siły.
Ja ufam, że tamta kobieta przyszła po twoją babcię, aby uwolnić ją od cierpienia i zabrać w miejsce, gdzie nie ma smutku. Siedzą teraz we dwie na huśtawce ogrodowej, popijają pyszną herbatę i łapią promienie słońca na swoje twarze. Ufam, że ta kobieta obejmuje ją ramieniem i właśnie tłumaczy jej, że nie musi się o mnie martwić ani smucić z powodu naszego rozstania, bo życie tu i teraz to jedynie rozgrzewka przed tym, co prawdziwe i na zawsze. Taki przedsmak. Jeden z etapów pewnego cyklu.
Rodzimy się. Dorastamy. Zakładamy rodziny. Starzejemy. Umieramy. Przechodzimy dalej.
I jak bardzo absurdalnie by to nie brzmiało dla naszych ograniczonych umysłów, łatwiej pojąć TO...
Niż niebyt.
Przepiękne. Obym pamiętała te słowa, gdy przyjdzie mi pożegnać ... .
OdpowiedzUsuńOby jak najdłużej nie były Ci potrzebne.
UsuńPożyczyłam tę opowieść, by wesprzeć Mamę Mai. Jej córeczka odeszła właśnie wczoraj po nierównej walce z raczyskiem. Miała niewiele więcej niż roczek... Mnie boli, a co czuje ta Mama... :/ Wierze w Boga, ale niech przynosi ukojenie za każdym razem, gdy wyrywa matkom serca...
OdpowiedzUsuńJejku jakie to jest straszne. Nie do opisania:'(:-(
UsuńTrudniej jest zrozumieć jak ktoś jest niewierzacy. Oj, duzo duzo trudniej....Agata
OdpowiedzUsuńGdyby nie wiara, to pewnie w ogóle nie byłabym w stanie zrozumieć:-(
UsuńWystarczy chwila, kiedy moja wyobraźnia dochodzi do głosu i w gardle natychmiast rośnie mi paskudna gula. I co wieczór modlę się, żebym jak najdłużej nie musiała uczyć się tej mądrości...
OdpowiedzUsuńOj ja też, moja droga. Ja też.
UsuńNie mogę nie dołączyć, gdy powyższy tekst uruchomił tak żywe wspomnienie mojej własnej Babci. Nie ma jej z nami już ponad rok, za to jest mój prawie półroczny Synek. Ukojeniem w żałobie było dla mnie wierzyć, że Starsi ustępują na ziemi miejsca Młodszym: www.psycholozka-w-ciazy.blogspot.com/2013/08/babcina-tajemnica.html
OdpowiedzUsuńCo do nadziei, wzbudziła ją we mnie sama Babcia. Gdy w Jej ostatnich dniach zapytałam, co mogę dla Niej zrobić, odparła: pomodlić się. Sądziłam, że prosi o to, bym w kościele albo domowym zaciszu odmówiła jakąś modlitwę w Jej intencji. Myliłam się. Chciała pomodlić się wspólnie. Rozpoczęła słabym, ledwie słyszalnym głosem: "Pod Twoją obronę...", a mnie gula stanęła w gardle. Dołączyłam szeptem (bo w szepcie nie słychać, że głos się łamie) i dziękowałam w duchu, że w hospicjum wieczorową porą światła są przygaszone. Mimo to mogła widzieć moje błyszczące od łez policzki, ponieważ z niedomkniętych drzwi łazienki z naprzeciwka wydobywał się wąski snop światła. Nim modlitwa dobiegła końca, zasnęła.
Wychodząc od niej powtarzałam w głowie jak mantrę słowa tej babcinej modlitwy..."z Synem Swoim nas pojednaj, Synowi Swojemu nas polecaj, Swojemu Synowi nas oddawaj".
Nigdy wcześniej nie zastanawiałam się nad sensem tej modlitwy, szczerze mówiąc nie przepadałam za nią. Tam u Babci zrozumiałam, że jest to modlitwa ufności. Ona zaufała, że jest w dobrych rękach. Miała nadzieję. Nie na odejście w niebyt, ale właśnie na przejście.
Dzięki Ci, Mamuśka Martuśka, za ten wpis!
Dziękuję Ci za tak ujmujący komentarz... Strasznie wzruszająca opowieść. Spłakałam się jak dziecko. A ta modlitwa... To moja ulubiona. Wiele razy mi pomogła. Pozdrawiam Cię ciepło!
Usuń