Wczoraj na szkole rodzenia zakończyliśmy poród ;-) i rozpoczęliśmy cykl - pielęgnacja dzidziusia. Pani rozdała nam bobasy i stertę ubranek i pieluch. Zajęcia dotyczyły ubierania, pieluszkowania i przekładania dzidziusia. I powiem Wam tak - mam 29 lat, kontakt z niemowlakami miałam, jednak jeszcze jakiś miesiąc temu naszły mnie wieczorem lęki co do zajmowania się niemowlakiem. Pamiętam jak dziś rozmowę z mężem moim, jak to będzie, jak dziecię już będzie. Ja - pełna obaw i znaków zapytania, jak tym kurczakiem należy się zajmować, skąd mamy wiedzieć jak go ubrać, jak pielęgnować, jak kłaść i podnosić, ba, nawet jak i co ile przewijać, żeby go przypadkiem "nie zepsuć". Na to Maciuś mój - jak zwykle opanowany i wszystko wiedzący, odpowiedział, że na bank damy sobie radę, bo przecież to się robi taki i tak, a tamto siak i suma summarum, to chyba mniej więcej będzie dobrze. Nie bardzo mnie to przekonało. Aż do wczoraj...
Położna wystawiła na pierwszy ogień panów... Po kolei pokazywała co i jak należy robić, aby bobasa kompletnie zapieluchować (także tetrą, w razie "w") i ubrać. I wiecie co? Kolejny raz przekonałam się, że Maciej mój będzie CUDOWNYM tatą! Jak on to wszystko sprawnie, a zarazem delikatnie robił! Jak świetnie szło mu przekładanie bodziaka przez główkę i ubieranie rękawków... Uwieńczeniem tego show było przełożenie "po sobie" (czyli jak najdelikatniej i jak najbliżej swojego ciała) dzidziusia do łóżeczka. Nie mogłam wyjść z zachwytu, zwłaszcza gdy widziałam brak wprawy innych tatów :-)
I jak tak patrzyłam na ukochanego mego w tej roli, tak dla niego nietypowej, ubierającego dzidziusiowi pampersa, dotarło do mnie, że my naprawdę lada moment będziemy rodzicami ... Kurcze ...
I wygląda na to, że troszkę się przeraziłam... Tak, tak strachu się w tej jednej chwili najadłam po pachy. Nie dlatego, że mi się odechciało, czy że żałuję naszej decyzji. Absolutnie nie! Przeraziła mnie myśl, że posiadanie dzidziusia będzie trwało 24 godziny na dobę. Dotarło do mnie, że z tego nie można się wypisać i że ten maluśki chłopczyk będzie nas potrzebował non stop. I tak idąc po nitce do kłębka, wystraszyłam się najbardziej tego, że ja nie dam rady, że zabraknie mi sił, zapału, a może nawet najnormalniej w świecie ochoty. Boję się, że wtedy będę zajmować się nim od niechcenia, bo tak trzeba. No a wówczas nie stanę na wysokości zadania i nie będę dobrą mamą... :-( I nie będę szczęśliwa ... ;-) Przyznam, że nie są to miłe rozważania. Zawsze w takich momentach próbuje jednak znaleźć jakieś logiczne i optymistyczne wytłumaczenie dla tych lękowych znaków zapytania. W tej sytuacji wymyśliłam sobie wersję następującą :
1. Od nie wiem jak już dawna pragnęłam dziecięcia, ba, ja nawet tęskniłam za nim, kiedy był jeszcze tylko w mojej głowie.
2. Może po moim blogu jeszcze tego nie widać, ale jestem babką baaaaaardzo uczuciową, staram się być dobrym człowiekiem i pracować nad swoimi wadami. Uwielbiam dzieci, zawsze bardzo mnie wzruszają czy to w reportażach, czy filmach.
3. 2 lata baaaaaardzo intensywnie pracowałam w międzynarodowym koncernie, gdzie nie było zmiłuj, więc taki gościu 56cm wzrostu, na bank nie będzie mi bardziej spędzał snu z oczu, niż szef mój, którego ciepło pozdrawiam :-)
4. No i w końcu dziecię nasze będzie NASZE. Może to zabrzmi jak wyświechtany slogan, ale na prawdę jest to owoc naszej bardzo wielkiej miłości ... A z miłości może powstać tylko miłość, no nie? Miłością tą OBYDWOJE będziemy pielęgnować naszego synka . Nawet jeżeli będzie miał alergię na żel wiążący w pieluszkach jednorazowych i trzeba go będzie przez 2 lata pieluchować tetrą ... :-) Tata - Maciuś na bank da radę! ;-)
PS. Ja tu sobie skrobię, a za ścianą maluje się pokoik naszego baby. Tzn. tata - Maciuś maluje :-)
PS. Tata - Maciuś to niezmiernie przydatne stworzenie :-)
Kurcze mam to samo, czasem jestem przerażona "Będę mamą", czasem na chwilę chciałabym nie być w ciąży, czasem siadam i mówię "Nie dam rady", a potem się koszmarnie sama przed sobą wstydzę, że tak myślę. To taki rodzaj strachu, którego nie da się opisać słowami.
OdpowiedzUsuńRatuje mnie Małżon, który mnie pociesza, że każdy ma prawo do chwili zwątpienia i słabości, a szczególnie przed taką rewolucją. "Ty jesteś dla niego całym światem, nic innego nie zna oprócz Ciebie i Twojej miłości." mówi mi i od razu rozpływam się jak masło na słońcu i szczęście mnie pochłania.
Ale jak dziś ustawiłam łóżeczko to mnie ogarnęła panika... już mi przeszło - Małżon cieszy się jak dziecko i mnie zaraził :)
oczywiście, ze z Twojego blogaska można wyczytać pomiędzy wierszami, ze jesteś baaaardzo uczuciową, wrażliwą osobą - pewna natura człowieka się ujawnia...
OdpowiedzUsuńja, chociaż drugi raz zostanę mamą i niby czuję się pewniejsza pod względem takich dylematów, o których piszesz w swoim poście, to jednak też mam takie drobne lęki od czasu do czasu, ale bardziej z tego powodu, że tak długo już byłam osobą, którą gdy chciała mieć czas tylko dla siebie, to go miała i już zapomniałam, jak od swoich 23 lat do trzydziestki, kiedy syn nie poszedł do 1 klasy podstawówki, właściwie cały nasz świat z mężem ściśle kręcił się wokół niego (babcie daleko, tylko żłobek / potem przedszkole + my) - ale nigdy tego czasu nie żałowałam, tyle, że się już odzwyczaiłam i przez tę niepamięć zapragnęłam raz jeszcze - no i dobrze, że to będzie dziewczynka - bo będziemy mieli już pełną różnorodność rodzinną w domu, a gdyby byłby drugi syn, to pewnie nadal marzyłabym o córeczce i jeszcze jedna ciąża i jeszcze jedno maleństwo do opieki... a tak pewnie to będzie nasze drugie i ostatnie oczko w głowie :)))))
reasumując - nawet dla doświadczonej matki takiej jak ja, przyszły okres zajmowania się dzieckiem "non stop kolor" to też tyleż abstrakcja co coś, co przyprawia o mały dreszczyk lęku, jednak z pewnością - zakochane w swoich Maluchach DAMY RADĘ! czego Wam i sobie życzę!!!!!
oj fajnie się Was czyta dziewczyny. :) tak mi sie robi spokojniej i uświadamiam sobie, że nie tylko ja budzę się w nocy z bólem boku i myślę jak to możliwe, że to 24h/7 już za chwileczkę zacznie się kręcić... :)
OdpowiedzUsuńno i ten facet niezastąpiony obok: skała opoka mur ramię rusztowanie i lewar uśmiechnięty i pocieszający a sam przecie przerażony :)
będzie dobrze :)
Cieszę się, że nie jestem w tych swoich dziwactwach sama. Raźniej jakoś, tymbardziej, że tak jak pisała Hafija czasem wstyd za nie przed samą sobą...
OdpowiedzUsuńA to pocieszenie Twojego małżona Hafija... Prawie poryczałam się okazjonalnie... I również się rozpłynęłam:-)
Też mam mieszane uczucia od euforii po obawy czy damy radę, ale myślę, że będzie dobrze :) Taki Tata-Maciuś to skarb, choć i na swojego nie narzekam. U nas pokoik gotowy i teraz właściwie jedynie czekamy na poród.
OdpowiedzUsuńmnie bardziej przeraża odpowiedzialność za wychowanie dziecka, niż kwestia opieki, ale w pełni rozumiem Twoje wątpliwości. Pamiętaj jednak o jednym to Ty w tym wszystkim jesteś najważniejsza...jeżeli będziesz dbała o swoją równowagę np. jak będziesz miała dość to po prostu zrobisz sobie wyjście z domu, to wtedy i Twoje dziecko i Mąż będą szczęśliwi. Może to egoistyczne podejście, ale sprawdza się w 100%!
OdpowiedzUsuń