poniedziałek, 17 stycznia 2011

Macierzyństwo to koszmar

Ale mnie to wkurza!!!

O co tym wszystkim babom chodzi do jasnej pogody!? Ostatnio gdzie się nie odwrócę, to wszędzie widzę i słyszę jakie to macierzyństwo jest straszne, męczące, przereklamowane. Jakie to mamy są zaniedbane, umęczone, nieszczęśliwe i zawiedzione. Jak to kończy się życie, a zaczyna harówa bez snu, jedzenia i radości. Gdzie widzę i słyszę? A różnie. To w telewizji, to od koleżanek, to w internecie. Pewnie odbieram takie tematy ze wzmożoną czujnością, bo za chwilę sama będę mamą ...

To jest trochę tak jak z nagonką na ciążę. I mam wrażenie, że tutaj się problem zaczyna. Ciągłe narzekania, mity, opowieści kobiet, które już w ciąży były. Jak to jest strasznie, okropnie, ciężko, męczarnia istna, tylko rzyganie, sapanie, nadwaga, rozstępy i 2764 inne okropne doznania. Boże! Skąd to się bierze?! I dlaczego ja tak nie mam?! Nie, nie, Pan Bóg nie obdarzył mnie cudowną ciążą bezobjawową. Pisałam już też o niejednej dolegliwości, która mnie dopadła, ale co to jest w porównaniu do tego ogromu szczęścia, które zalewa mnie falami każdego dnia?! Pikuś! Taki pikuś, że nawet gadać się o tym za bardzo nie chce. A już na pewno nie będę obsypywać takimi opowieściami dziewczyn, które akurat zaszły w ciążę.

Nie rozumiem tego strasznego zjawiska na prawdę. Jak tak można? Nie jestem aż taką idealistką, żeby żyć w błogim przekonaniu, że urodzę pięknego, pachnącego bobasa, który zamiast płakać, będzie się uśmiechał, w ogóle nie będzie robił kupy, a spał będzie dopóki sama nie znajdę łaskawie czasu na karmienie, które to potrwa z resztą jedyne 5 minut, bo tak pięknie będzie od razu cyca ssał. Wiadomo, że tak nie będzie. Ale nie wyobrażam sobie, żeby pielęgnacja i 24-godzinna opieka nad moim wymarzonym,wyczekiwanym
maluszkiem miała być koszmarem. Matko, aż wstyd tak choćby pomyśleć.  Z resztą nie jedno już w życiu przeszłam i hardcory różne też mam już za sobą, dzięki czemu i tyłek twardy też mam. Na bank będą rzeczy przyjemne bardziej i mniej, ale w sumie to chyba "jak sobie pościelę" , tak się wyśpię. Tak , jak we wszystkim. DOBRE ZORGANIZOWANIE I WSPARCIE męża i bliskich są na pewno wielkim ułatwieniem. Nie zamierzam odsuwać Maciusia od pielęgnacji naszego maleństwa, tylko dlatego, że robi coś bardziej nieporadnie niż ja. Mamy, które tak robią, same strzelają sobie w kolano, bo potem przychodzi moment, kiedy wszystko muszą robić same, bo tatusiowie wycofują się całkowicie.

Mam nadzieję również, że nie zapomnę o sobie. Mogę być pewna, że mąż nie zabroni mi wyjścia do kosmetyczki, fryzjera, na zakupy, czy na spotkanie z koleżankami. Zatem jeżeli zamknę się w domu, zaniedbana, z odrostem na głowie, w starym podkoszulku męża, poplamionym dziecięcymi rzygami, to tylko na własne życzenie.

A w końcu, jestem też pewna, że nie urodzę potwora - pijawki wrzeszczącej dzień i noc. Nie wierzę w dzieci złe z natury. Nie ma czegoś takiego. Jeśli dzieciak jest nie do zniesienia, to tylko dzięki nam samym i błędom, które popełniliśmy. Nie ma też z tym nic wspólnego płeć dziecka. Chłopiec może być rozkosznym misiem, a dziewczynka wredną mądralą. WSZYSTKO ZALEŻY OD NAS. Rodzące się dziecko to czysta tablica i będzie takie, jak tę tablicę zapiszemy. Zgadzam się - pewne skłonności lub cechy charakteru są już zawarte w genach, ale cała sztuka polega na tym, żeby te dobre wspierać, a te złe wyciszyć.


Nie jestem alfą i omegą. Nie chcę się też wymądrzać, nie posiadając jeszcze dziecka. Chociaż całkiem zielona nie jestem, gdyż miałam 17 lat gdy mama moja powiła nam siostrzyczkę. W dużej mierze to ja się nią zajmowałam i o żadnych hardcorach sobie nie przypominam. Mam nadzieję, że nie zawiodę się na moim stanowisku w tej sprawie i będę SZCZĘŚLIWĄ MAMĄ, bo pragnę z całego serca swoje dziecię z radością wychowywać, a nie ze zgnuśniałą miną hodować.

15 komentarzy:

  1. A wiesz sama się nad tym kiedyś zastawiałam :) myślę, że to wynika z podejścia do ciąży i macierzyństwa. Kobiety, które nie są gotowe na dziecko lub te które dziecko traktują jako zadanie, a nie owoc miłości i "nowego człowieka" mają podejście - krew i pot Cię czeka. I tak straszą ciężarne. Poza tym ta polska skłonność do narzekania i negowania i oczerniania. Dochodzi jeszcze zazdrość bo przed Tobą/nami najpiękniejsze dni wydania na świat maluszka, opieka nad nowym - Twoim człowieczkiem, kto by za tym nie tęsknił?
    Będzie płakał na pewno, będzie robił kupy i jęczał w najmniej odpowiednim momencie o cycka, ale jak się decyduje człowiek na ciążę to z pełną świadomością plusów i minusów. Moja mama na przykład NIGDY nie mówiła o okresie mojego i siostry niemowlęctwa z miną inną niż szeroki, szczęśliwy uśmiech pomimo, że łatwo nie miała bo odstęp wiekowy między nami to rok - więc miała dwa wrzeszczące bobasy!
    Obiecuję, że ja żadnej ciężarnej nigdy nie będę straszyć takimi głupotami :)

    OdpowiedzUsuń
  2. bardzo mądrze i skrupulatnie to zjawisko ciążowego, a potem "wychowaniowego" narzekania opisałaś!

    ja, co prawda swoim otoczeniu (w sensie - w pracy głównie) mam dziewczyny/kobiety, które są bardzo aktywne zawodowo i jak już zdecydują się na dziecko, to jest to taka świadoma i radosna decyzja, że żyją na jej fali mega pozytywnie, ale - o dziwo - czytam czasami w internecie wypowiedzi mam, przepełnione goryczą zmagania z dniem codziennym i wychowaniem Malucha - i wtedy szybko i z "nerwem" zamykam takie forum, albo taki blog, bo aż mam dreszcze - przecież na takie nastawienie same sobie pracujemy - to NASZE MYŚLI KSZTAŁTUJĄ NASZĄ RZECZYWISTOŚĆ (jak powiedział słusznie jakiś mądry psycholog)

    to tylko od nas zależy, czy jak wstaniemy rano z łóżka w domu, to znajdziemy trzy minuty po szybkim prysznicu czy kąpieli na 3-minuty makijaż, by czuć się z samą sobą świetnie w ciągu dnia i opieki nad Maluszkiem, a potem będziemy też wcale nie w piżamie czy dresie, tylko jakimś fajnym odzieniu witać męża po powrocie z pracy... to my same pracujemy sobie na taką rzeczywistość, którą mamy!!! i mogę to stwierdzić na własnym przykładzie, bo przetrenowałam ten sposób podejścia do życia i wychowania dziecka w poprzedniej ciąży, gdy byłam studentką na piątym roku studiów, a potem doktorantką..., a gdy dziecko miało 1,5 roku, gdy ja poszłam do pracy, a ono do żłobka...

    dziś nawet tego luksusu dłuższego odchowania dziecka mieć nie będę, ale też nie zamierzam się martwić na zapas, wszystko trzeba zorganizować i uzbroić się w uśmiech i pozytywne podejście, że wszystko musi się udać!

    dołączam się do KOALICJI RADOSNEGO MACIERZYŃSTWA!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. przecudny artykul, ciesze sie ze poruszylas ten temat, bo rzeczywiscie "niezadowolony" kobiet i mam wiecej niz nas tych szczesliwych, spelnionych jako matka. ja uwielbialam stan ciazowy z pierwszym dzieckiem, porod mialam dlugi i meczacy, ale uwazam za najszczesliwsza, zaraz po zamaz pojsciu ( bo ono dalo mi moje dziecko i bylo pierwsze:) )chwile w moim zyciu, dlatego zdecydowalismy na drugie dziecko.
    nasza pierwotna corka okazala sie cudna, grzeczna, "latwa" dziewczynka, wiec teraz wszyscy strasza mnie "strasznym, nieusluchanym, lobuzujacym, bo drugie, a dotego chlopak...pieklo!"
    zgadzam rowniez z Toba, ze to my rodzice mamy najwiekszy wplyw na to jakie bedzie, jest nasze dziecko. czytam duzo, wprowadzam wiedze w zycie i dziala to na moje pierwsze dziecko i na mnie i moja rodzine, jestem szczesliwa. sa oczywiscie dni lepsze i gorsze, ale takie mielismy rowniez przed zalozeniem rodziny, ciaza, czy posiadaniem dziecka.
    Swietny post!:)Dziekuje!

    OdpowiedzUsuń
  4. Myślę Martuniu, że Hafija ma dużo racji. Ja sama zaobserwowałam już jakiś czas temu, z racji pracy mam świetne "obserwatorium", jak różnie zachowują się kobiety ciężarne i matki małych dzieci. Widać różnicę (nie chcę tu nikogo obrazić, to tylko uogólnienie) między matkami,ciężarnymi,które mają po naście lat lub tuż po 20 roku życia, a kobitami około lub po trzydziestce. Różnica w cierpliwości, wyrozumiałości, troskliwości jest ogromna. Po za tym nastolatki i 21-24 - latki, które zostały matkami z przypadku, a chciały jeszcze się pobawić, z pewnością oddadzą głos za tym, że dziecko odebrało im jakąś część życia. Jeszcze raz podkreślam, że to duże uogólnienie, bo tak naprawdę nie o lata tu chodzi, a o dojrzałość życiową.Pracowałam kiedyś z dziewczyna, która: "nienawidziła tego bachora co jej figurę zniszczył..." A gdy malec za mocno się wiercił i mocno kopał, to piła kilka drinków bo ma "gówniarza na dwa dni z głowy.." Włosy mi się na głowie jeżyły od patrzenia i słuchania. Dojrzałe dziewczyny, które planują ciąże, mają inne podejście. Dla nas dziecko jest wymarzoną istotką, dla której warto poświęcić wiele, a niedogodności związane z ciążą są niczym w porównaniem ze szczęściem jakie nam przyniesie upragnione dziecko. A nasze życie w sumie zmienia się tylko na lepsze :). Bo czymże by było życie bez dzieci???????? Wielką pustką, którą nikt i nic nie może zapełnić. Wiedzą o tym kobiety, które za bycie matką oddałyby wszystko i na wszystko by się zgodziły. Bogu dziękuję, że doświadczyłam nudności, bóli podbrzusza, piersi itd..., i że nie doświadczył mnie bezpłodnością.

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj tak bo niektóre kobiety zapominają, że są takie Panie, które całe życie się starają i nie mogą mieć dzieci i jak im "ten bachor" (w szoku jestem!!) przeszkadza to mogą go oddać.

    OdpowiedzUsuń
  6. Trochę się czuję wyrwana do tablicy, bo nie dalej jak w sobotę sama narzekałam w rozmarudzonym poście. I chyba jednak będę adwokatem diabła i stanę w obronie części marudzących.
    1. piszesz, że znosisz ciążę bezobjawowo – gratuluję, to zdecydowanie ułatwia nienarzekanie :). Zdarzają się jednak ciąże obarczone dużą ilością „objawów” niekoniecznie przyjemnych i można się tym nie zachwycać. Nie wspominam już o tych zagrożonych, ciężkich, szpitalnych itp. Są też przypadki delikatnego rozczarowania – umówmy się ale o wielu aspektach fizjologii nie mówi się zanim się nie pojawią, nawet jeśli podchodzi się do tematu świadomie. A generowanie uduchowionej wizji ciążowych chwil wyłącznej szczęśliwości uznaję jednak za przesadę.
    2. Są też ciąże jak moja, które należą raczej do fajnych, ale mają swoje kryzysowe momenty – nawarstwiają się sytuacje, które w normalnych warunkach mignęłyby bez odzewu a w ciąży są trudne i urastają do rangi wrogich kolosów. I wówczas „ulewa się” i werbalizuje pewne kwestie rozemocjonowanej ciężarnej…
    3. Czasem każdy ma prawo ponarzekać bo czasem konstrukcja psychiczna człowieka wymaga wyplucia z siebie rozczarowań i smutków a one są rzeczą ludzką i normalną częścią naszego życia. Jako ekstrawertyczka pozbywam się tak złych emocji i od razu mi lepiej.
    4. Nie bronię malkontentek, które od pierwszego dnia jęczą i czarno widzą a wszystko jest w ich życiu beznadziejne. Znam jedną taką i unikam jak ognia. Nie pochwalam snucia czarnych scenariuszy i nie znoszę skupiania uwagi wyłącznie na zagrożeniach i potencjalnych „może”. To neguję z całą stanowczością i zgadzam się, że w ten sposób sami odbieramy sobie radość i kolory zdarzeniom z naszego życia.
    5. Macierzyństwo, jak każdy aspekt naszego życia, zależy od naszego podejścia i oswojenia tematu. Chcę w to wierzyć i jak obserwuje przykłady ze swojego otoczenia to chyba się sprawdza. Ludzie spokojni, pogodzeni ze sobą i zadowoleni z życiowych wyborów mają fajne wesołe dzieci a znerwicowani frustraci o chwiejnych osobowościach generują podobne wibracje wokół swoich bobasów i one odpłacają im tym samym.
    Podsumowując: nic nie jest biało czarne. :) I czasem można ponarzekać jeśli ogólny bilans jest pozytywny. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziewczyny moje kochane! Czytam i dreszcze mnie aż przeszywają z wrażenia, jakie robią na mnie wasze słowa. A bałam się. Bałam się, że za bardzo się wychylam jako niedoświadczona matka
    i że zaraz spotkam się z krytyką typu - zobaczymy co będziesz gadać, jak już urodzisz.

    W każdym razie cieszę się,że nie okazałam się ufoludem jakimś w rozumowaniu moim. :-)

    PS.I soreusz za to "ż" :-)Dla bardziej czujnych:-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Agakry moja kochana!
    Źle mnie odczytałaś. Pisałam, że wcale NIE przechodzę ciąży bezobjawowo. Sama o dolegliwościach mych pisałam (a było ich sporo) i pewnie pisac jeszcze będę. Nie leżę w szpitalu, ale moja ciąża też do całkiem bezpiecznych nie należy. Idą też za tym całkiem mało przyjemne dolegliwości. Zatem na pewno nie śmiem "wyplucia" krytykować. Wręcz jestem bardzo za, bo nie wyobrażam sobie zaciskać zęby i uśmiechać się bananem, kiedy jest ten upadek akurat, a wzlot będzie dopiero jutro:-) Zupełnie nie o to mi chodzi :-)Chodziło mi raczej o takie przypadki, jak ten Twojej znajomej. A jeszcze bardziej babek, które już urodziły i uwielbiają opowiadać czarne wizje ciąż swoich, które były tyrką z orką jedynie i nie miały z radością nic wspólnego.Tak czy inaczej w zakończeniu komentarza Twego chyba się zgodziłyśmy :-)


    PS. Ja też stękam, narzekam i sapię i wcale nie zamierzam się z tym hamować, bo chociaż tak ulżyć sobie można :-)

    OdpowiedzUsuń
  9. odnośnie ciążowych kryzysów - właśnie, wszystkie je mamy, rzecz w tym, żeby one nas nie zdominowały na dłużej, rzecz jasna...

    ja czasem też wspominam na blogu o swoich gorszych dniach z powodu czy to złej kondycji fizycznej czy psychicznej, ale zawsze staram się tym szybciej wrócić do równowagi zabarwionej optymizmem, by szybko otrząsnąć się z tego gorszego stanu

    nie znoszę jednak pasjami życiowych malkontentek, które udręczone są przez 80-100 % swojego czasu, bo już po prostu takie są - i niestety wśród matek taki też i to często się zdarzają - współczucie dla ich dzieci, ale cóż rodziców się nie wybiera, może naprawią coś w genach w następnym pokoleniu :)

    nas to nie dotyczy :))))))

    OdpowiedzUsuń
  10. Jesteśmy pod tym względem bardzo do siebie podobne. Ja mimo wielu trudności w życiu należę do osób, które lubią wyzwania i bez marudzenia stawiają im czoło. Wiem, że dziecko to dużo więcej pracy, to opieka, zabawa, odpowiedzialność i mam zamiar dać sobie z tym radę. Bez gadania, stękania, a jak nawet to pomarudzę i będę żyła dalej. Śmiesza mnie teksty o tym, że z domu wyjść nie można, że nie można o siebie zadbać, że nigdzie z dzieckiem pojechać nie można, bo TORBĘ TRZEBA SPAKOWAĆ! nie my pierwsze i nie ostatnie tę torbę pakujemy! :-)

    OdpowiedzUsuń
  11. "jestem też pewna, że nie urodzę potwora - pijawki wrzeszczącej dzień i noc. (...) Jeśli dzieciak jest nie do zniesienia, to tylko dzięki nam samym i błędom, które popełniliśmy."

    Oszukuj się dalej, naiwna kobieto. Jeśli urodzi ci się dziecko, które nie będzie chciało spać, to po prostu nie będzie spało. I ty razem z nim - przez 3,4,5 miesięcy albo i dłużej. Może wtedy zrozumiesz jak mało wiedziałaś o życiu umieszczając ten wpis powyżej.

    OdpowiedzUsuń
  12. Zabolal Twój artykuł... Mam dziecko kołkowe z refluksem i skaza białkową, bardzo płaczące i w zasadzie prawie nie śpiące. Nie mam czasu zjeść czy nawy pójść do łazienki... Dopiero jak mąż przyjdzie z pracy to mam 20 minut żeby coś zrobić... I według Ciebie to wina moja i męża?

    OdpowiedzUsuń
  13. moim zdaniem większość kobiet ,które są takie odporne na wszystko związane z ciążą ...udają,bądź próbują być lepsze od innych ja mam 26 lat i urodziłam 2 dzieci więc mogę się wypowiedzieć co nieco i jest zajebiście ciężko z malutkim dzieckiem stawianie czoła nie ma nic do tego...bo to nie praca w korporacji czy wykonanie zlecenia to o wiele bardziej trudne "zadanie"

    OdpowiedzUsuń
  14. Zgadzam się z podejściem, ze osoby chwiejne emocjonalnie wpływają negatywnie na swoje dzieci. Zarówno ja jak i mój mąż, jesteśmy osobami cholerycznymi, szkoda mi tego naszego dzieciaczka, ale ja bardzo często od tych 8 m-cy przechodzę okresy załamania, chciałam mieć dziecko w miarę spokojne, a mam "bardzo ruchliwe" (oboje z mężem zresztą tacy jesteśmy, wiec nic w tym dziwnego że mamy takie dziecko), nie miałam pojęcia, że będzie mi tak ciężko 24h z dzieckiem. Nie rozumiem dlaczego osoby, które bardzo by chciały mieć potomków - nie maja, a my - co nie nadajemy się na rodziców - mamy. Mam 29 lat, zrozumiałam i nie zamierzam mieć więcej dzieci.

    OdpowiedzUsuń
  15. wiesz gratuluje ze nie urodzilas takiej pijawki.....zawsze kochalam dzieci, kazdy mowil ze bede idealna matka, a gdy ktos mnie ostrzegal mowilam ze przeciez tak zle byc nie moge. No i gleboko sie pomylilam:( moj syn pierwszych 6 miesiecy zycia plakal praktycznie 16-20godz na dobe baa on nie plakal on sie darl jakby go ze skory obdzierano. W nocy z zegarkiem w reku wstawal co 10-15min, w ciagu dnia absolutnie nie schodzil z moich rak. Dziecko mi cierpialo to co mialam go polozyc- a niech lezy - w imie - bo sie nauczy noszenia. Potem troszke zelzalo ok 8mz budzil sie co 30min i tak poki co ma do dzis a ma 2 lata. nie wiele sypia bo 22/23-5/6 w ciagu dnia tez drzemka nie grzeszy bo 45min. Jest nadpobudliwy, nigdy nie siedzi na tylku i wiecznie wymaga uwagi. A to tego chlopak jest wrazliwy, choleryczny, nie znosi wozka, fotelika samochodowego i czegokolwiek co mialoby unieruchomic jego wiecznie biegajace cialo. Mam dosc, mam kompletnie dosc nie moge zjesc w spokoju, bo sie drze, oczywiscie ja swoje - jem- a on swoje - sie drze- bo przeciez dziecko nie bedzie mna zadzilo, tyle ze juz mam chyba wrzody z tego powodu. Zasypiam wszedzie sie gdzie sie da, bo takie 'nocne' spanie to nie spanie. tym bardziej ze wymaga uwagi ciagle wiec mam wybor albo robie cos z nim 'na rekach' chyba ze wieszamy pranie to akurat woli robic sam. Do toalety nie pojde w spokoju, nigdzie nie wyjde bo jasnie Pan zaczyna histerie, a poniewaz jestem konsekwentna nie ulegam nawet jesli tysiac ludzi sie na mnie gapi. I co z tego? jak na niego to i tak nie dziala? tyle lat staralismy sie o potomka i prosze w nagrode dostalam wrodzonego diabla ktory wykonczyl mnie i wycioral jak flaki, moj mozg obecnie to jedne wielkie scierwo......i mam nadzieje zapamiec zeby w drugim zyciu nie miec dzieci, chetnie udziele sie wolontaryjnie u znajomych ale od czasu do czasu, swoich NIGDY WIECEJ!

    OdpowiedzUsuń

Ten blog jest moją własnością i to ja decyduję, co chcę na nim zamieszczać, dlatego Twój komentarz zostanie opublikowany, jeśli nie zawiera obraźliwych treści.