Właśnie wróciliśmy z trzydniowych cuuuuudownych wczasów. Było bosssssko. Ach.....
I mogę się założyć, że teraz średnio 90% z Was uważa, że na mózg mi padło, a pozostałe 10% ma co najmniej rebus w głowie ;-)
Zatem już się tłumaczę. Na wczasach byliśmy w Łóżkowie Wielkim, gdzie dwoma cudownymi atrakcjami byli : Mąż mój Maciuś ukochany i Krasnalek nasz Brzuszkowy. Ale co się właściwie z takim atrakcjami robi, zapytacie. Otóż kocha się... To przede wszystkim.
A na wczasach.........
Męża całuje się i śrumpie po pleckach pachnących, głaszcze się też po włoskach, kiedy przytula się do brzuszka, można też gładzić jego dużą cieplutką dłoń, kiedy trzyma ją na brzuniu. Dobrze też jest popatrzeć w te ciepłe strasznie kochane oczy i pogładzić po silnym ciałku, kiedy śpi na boku...
Synka gładzi się przez powłok tysiące, wyczekuje się tuptania od środka, wyszukuje się stopki małej, którą wystawia, mówi się do niego, żeby czuł, że nie jest sam, a ten świat w którym jeszcze teraz przebywa jest dobry i bezpieczny. Cieszy się też jego turlaniem i przesuwaniem "czegoś" po brzuszku od wewnątrz. I marzy się o nim i rozmawia o nim z mężem. O tym jaki będzie cudowny i śliczny. I zachwyca się ciepłem i miłością z jakim mówi o nim jego tata...
Mam cuuuuuuudownego mężczyznę. I na prawdę z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że mimo ciężkich początków ciąży, dojrzał do bycia tatą dziecięcia w brzuszku i tatą maluszka, który niedługo będzie już na świecie.
Oj dałam ja mu szkołę !!!Jestem tego w pełni świadoma. Ale dzięki temu mogę dziś z dumą stwierdzić, że jesteśmy w ciąży oboje, że Maciuś razem ze mną dźwiga ciężar ciężarnego brzucha...
Przykładów kilka by się tutaj przydało z "ciążowej szkoły przetrwania", którą mężowi memu zgotowałam...
No to już. Kobieta która pracuje, duuuuużo pracuje, nie ma czasu na czepianie się bzdetów. Zmęczenie na wzrok też jej pada i wielu rzeczy nie widzi. A wtedy panuje spokój :-)
Natomiast kiedy ja już pracę mą zawiesiłam, wyspałam się, wynudziłam i urok "wolnego" minął, bo nuda się wdarła, na oczy przejrzałam :-) Ależ wzrok mój wówczas się wyosssssssstrzył. Nagle dojżałam w domu kurz i pajęczyny w kątach uhodowane, okna od roku niemyte, naczyń stertę w zlewie, łóżko niewygodne itd, itd.
I zaczęła się rewolucja, w której ja byłam sterem, a mąż mój motorem. No bo kto mył, szorował, wnosił i wynosił, wspomagany moimi fochami i łzami. Ja?!Ciężarna?!Nieeeeee, mąż mój... A pomysłowość moja nie znała granic. Jak jedno było zrobione, to następne stało już kolejce. I czepianie się, o świeżo umyty zlew wodą opryskany, o szklankę do pustego zlewu wstawioną, o spodnie nie w szafie, o nie ten widelec podany itd... Opamiętałam się dopiero w momencie, kiedy zauważyłam, że mąż mój zaczyna chodzić koło mnie na palcach, jak w zegarku, jak małpka tresowana, żeby tylko nie nie zdenerwować. I wiecie co? Poczułam się jak idiotka. I wstyd mi było okrutnie, że sama ukochanego mego tak tresuję. Jak tyran taki hormonalny. A najgorszy był ten jego spokój i wycofywanie się z awantury. Wogóle nie dawał się sprowokować...
I za to wszystko kocham Cię Maciejku mój i kochać będę póki śmierć nas nie rozłączy tak, jak pół roku temu przysięgaliśmy sobie patrząc głęboko w oczy...
PS.
Do Maciusia :-)
Ale żebyś w piórka nie obrósł :-) - nie zapominam też o braku czasu, o braku czasu, o braku czasu, o walce o każdą godzinę z Tobą, o moim tęsknieniu wielkim i w dzień i w nocy, o proszeniu o dotykanie brzuszka, o braku erotycznego entuzjazmu :-) , o samotnej pasterce. Ale staram się to zrozumieć, bo i Ty mnie zrozumiałeś.
PS
Do Was babki kochane :-)
Pamiętajcie, że nasi Panowie też potrzebują czasu, żeby nauczyć się bycia tatą. Żeby uwierzyć, że w tym płaskim jeszcze brzuszku jest już dzidziolek, żeby zapomnieć trochę o samych sobie... A nie jest to łatwe, bo przecież oni też są jeszcze czasem małymi chłopcami ...
To prawda...wiele mężczyźni muszą przejść...ale jak to dobrze, że są takie kobiety jak Ty, które potrafią to docenić! U nas etap nudy na zwolnieniu...czyli zaczynamy porządki:-)
OdpowiedzUsuńtak więc u mnie umyta właśnie dziś lodóweczka :)
OdpowiedzUsuńa post pochwalny na cześć męża piękny :)
wot i dlaczego małżeństwo jest takie fajne - nigdy nie wiesz, czym Cie zaskoczy... a dziś tyle par trzyma ze sobą ten dystans w nieskończoność, chcąc być "na siłę" osobnymi odrębnymi ze swoimi światami...
fajne refleksje :)
ach. widzę, że nie tylko ja trafiłam na Skarb :) cieszę się, że u Was wszystko dobrze :) oby tak było do końca życia i jeden dzień dłużej. Najważniejsza jest zgodna, kochająca się rodzina :) a Wasz Szkrab taką właśnie będzie miał :) pozdrawiamy ciepło :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą Martusiu w 100%. Ja potrzebowałam zaakceptować zmiany jakie we mnie zachodzą wraz z ciążą, a co dopiero Panowie. Oni też muszą oswoić się z całą sytuacją, muszą porzucić dotychczasowe myślenie i przestawić się na "tatowe". Czasem nie wiem co myśli mój facet bo to dość małomówny typ (ale umie słuchać :) bo ja gadam dużo), ale po jego czynach domyślam się, że będzie cudownym ojcem dla naszego Maleństwa. Jeszcze jakiś czas temu myślałam, że fajni faceci odeszli w zapomnienie, ale trafił mi się taki super model i bardzo się cieszę, że Tobie również :). I oby Ci nasi panowie zawsze byli tacy wspaniali. W Nowym Roku życzę tego sobie i Tobie. Buziaki Gosia
OdpowiedzUsuńGosiu mój też bardzo mało mówi o sobie...I duuuużo słucha mnie i o mnie:-)Aż czasem strach bierze, co tam w jego głowie siedzi...
OdpowiedzUsuńwzruszająco to napisałaś :) momentami miałam wrażenie, że trochę o sobie i swoim M. czytam: tak podobni jednak w tych ciążach jesteśmy :) fajnie, że ludzie są ze sobą szczęśliwi - czasem jak się rozglądam to mi się smutno robi, że pary nie mogą się jakoś ze sobą dogadać i odpukuję wtedy, że ja mam szczeście ale ciiiiiichooooo żeby nie zapeszyć na przyszłość :)
OdpowiedzUsuń