Najpierw ciąża. A właściwie, to powinno być: "najpierw CIĄŻA". Weryfikacja wytrzymałości emocjonalnej ONEJ i nerwowej ONEGO; na owąż emocjonalność oraz emocjonalności na owąż nerwowość..
Potem poród. Weryfikacja JEJ wytrzymałości fizycznej tudzież krocznej, oraz ocznej-wzrokowej JEGO.
Pierwsze 3 miesiące życia potomka. Weryfikacja:
- wytrzymałości nocnej ICH obojga
- wytrzymałości cycowej tudzież łzowej JEJ
- wytrzymałości na odrzucenie przez nią JEGO na rzecz bezzębnego
- wytrzymałości usznej oraz mięśniowej tzw. lulającej ICH obojga
- wytrzymałości na ograniczenia dietowe JEJ oraz na brak wyżywienia JEGO.
Pierwsze pół roku. Weryfikacja:
- wytrzymałości na brak rozkoszy seksualnych (nie powiem kogo, żeby nie było, żem seksistka jest)
- wytrzymałości na naciski, aby krocze swe (bądź co bądź niedawnoż sponiewierane i przewalcowane przez zacną głowiznę Synowca się wydostającego) przepychaniu poddać, ku przerażeniu swojemu.
- wytrzymałości na przebywanie w czterech ścianach w towarzystwie jeno śliniącego się małego człowieka oraz owych ścian.
- wytrzymałości na życie pozbawione wyzwań ambitnych, uciech towarzyskich,a w zamian wypełnione KUPAMI, ślinotokiem, pawikami , a także praniem, gotowaniem, sprzątaniem, prasowaniem itd itp..
- wytrzymałości na stanie przy oknie i czekanie, aż przyjdzie ktokolwiek, aby gębę można otworzyć było w sposób inny niż klumkanie, brumkanie czy śpiewanie.
- wytrzymałości na wysłuchiwanie codziennych sprawozdań z ilości kupek, jakości siuśków oraz pawików, rodzajów zjedzonych porcji papek tudzież reakcji mimicznych na nie.
I w końcu rok co najmniej trwająca weryfikacja:
- czy da się wytrzymać z położoną na kark odpowiedzialnością za utrzymanie i przetrwanie swego stada zwanego rodziną.
oraz
- czy da się i jak długo wytrzymać całkowitą zależność przetrwania swojej osoby oraz dziecięcia swego od drugiej, jakże różnej od gatunku naszego własnego osoby.
Jak widać weryfikacja długa i mozolna. Największy chyba egzamin w życiu ich obojga. I nawet jeśli kolejne punkty zaliczą pozytywnie, to na kolejnych tak łatwo się wyłożyć.
Dlatego tak wielu polegnie.
Część się pozabija po drodze.
Przetrwają jednak najlepsi.
Po prostu bezbłędne :)
OdpowiedzUsuńDobrze napisane:) A teraz wszyscy powinni zanucić "..a miało być tak pięknie.." ;) Oczywiście z lekkim przymróżeniem oka i przekpiewszym uśmieszkiem =]
OdpowiedzUsuńsama prawda... sama prawda
OdpowiedzUsuńPodpisuję się szczególnie pod słowami na końcu ;-) A u nas już niedługo razy 3, więc może jednak mamy szansę na szczęśliwy Happy End ;D za X lat - nikt z nas nie wie ile przed nami,ale w miejsce X należy podstawić jak najbardziej optymistyczną liczbę ;-) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJesteś super, tak idealnie ubrałaś to wszystko w słowa.
OdpowiedzUsuńOczywiście, że przetrwają najlepsi, bo w życiu trzeba dążyć do Doskonałości, choć przecież zwykle się jej nie osiąga, tylko cała frajda z różnych form dochodzenia Doń :))))
OdpowiedzUsuńBardzo trafnie ten stan zmienności życiowej w rodzince z małym dziecięciem opisałaś!
oj tak. zastanawiam się, komu pierwszemu moglo ubzdurać się ze dziecko może uratować sypiący się związek...W naszym małżeństwie była przed ciążą niemalże sielanka...teraz musimy się na nowo uczyc...i niestety spięcia też bywają..
OdpowiedzUsuńpodpisuje siię czym moge pod Twoim postem i jego trafnością.
posiadanie dziecka jest dla twardzieli zupełnie jak KravMaga i skoki z mostów :D ale jak rodzice się kochają to dziecko zbliża do siebie jeszcze bardziej - nas przynajmniej zbliżyło :)
OdpowiedzUsuńCóż - samo życie, a przecież macierzyństwo, tacierzyństwo i rodzina to najlepsze, co mogło nas spotkać :)
OdpowiedzUsuńbardzo trafne spostrzeżenia.
OdpowiedzUsuńprawda całkowita ! do tego humorystycznie przedstawiona :D :) to lubię
OdpowiedzUsuńDziecko NIE jest lekiem na mierne relacje partnerskie. Wręcz przeciwnie. Jak to napisałaś Dziecko wystawia Nas na próbę którą albo przetrwamy i zwyciężymy albo polegniemy. Sprawdzian z którego ocenę wystawi Nam nasza pociecha...
OdpowiedzUsuńsuper post! samo życie:)
OdpowiedzUsuńTrafiłaś w sedno! Myślę, że rodzicielstwo pozwala rodzicom dorosnąć i zweryfikować co naprawdę w życiu się liczy
OdpowiedzUsuńZgadzam się w stu procentach!
OdpowiedzUsuńTia...jazda bez trzymanki dla wytrwałych. A kiedyś dziwiłam się, że ludzie rozwodzą się, gdy ich dzieci są malutkie. Czasami już się nie dziwię:-) ale mimo tylu spięć podczas macierzyńskich miesięcy ja czuję, że są momenty, gdy zakochuję się w Krisie na nowo. Takie chwile są w każdym związku potrzebne...wtedy jak w lustrze można w partnerze zobaczyć swoje emocje i potrzeby.
OdpowiedzUsuńMożna też dodać weryfikacja:
Ona nie może pogodzić się, że jej świat zmienił się całkowicie, a On funkcjonuje jak zawsze. selawi:-)))
Świetny post!:)
OdpowiedzUsuń