Dzięki Ci Panie Boże, żeś stworzył Trefla i jego Bobo-Radio . . .
Krótko mówiąc jestem wielką przeciwniczką kolorowego, plastikowego szmelcu na baterie, który miga, świeci i robi hałas, którego skołatane nerwy matki kilku miesięcznego niemowlaka na bank już nie uniosą. Obiecałam sobie, że nigdy nie pozwolę, aby naszą maciupcią dziuplę z maciupcimi pokoikami zalała sterta takowych g.....ien, jak to zwykło w naszych czasach bywać w domach, gdzie pojawia się maluch. Maluch rośnie, a razem z nim rośnie góra plastikowego szmelcu, który nudzi się po godzinie, któremu coś odpadło, coś się złamało i tak dalej, a wyrzucić szkoda, bo było przecież taaaaaakie drogie.
Drewnio, sznurek, pudełko z kartonu - jednym słowem - natura. Nataszek miał rozwijać się w zabawie używając swej wyobraźni, miało to pogłębiać jego kreatywność. Miało być prosto, bezpiecznie. Miało. Dlaczego piszę, że miało. Tak będzie! Tylko, że...
No właśnie, tylko że zgrzeszyłam na chwilę i tak nam się troszkę zeszło z wytyczonej drogi. Firma Trefl zaproponowała na wypróbowanie zabawki. Zgodziłam się, bo przecież nie mogę z Szusza dziwoląga zrobić, co nigdy ambitnej zabawki edukacyjnej z plastiku nie widział.
Nie wiedząc zupełnie, co przedstawicielka firmy chciała przez to przekazać, dostaliśmy bobo radio. I jako, że Natulek muzykę pokochał co najmniej tak mocno, jak paluszków swych obślinianie namiętne, radio od razu przypadło mu do gustu. Po wciśnięciu guzika co muzyczkę i inne dźwięki wyzwala, spojrzał na mnie z zadowoleniem wielkim, potem na radio, po czym znów na mnie i "aaaaaaaa" odrzekłszy, śliny ciurek z pychola uśmiechnietego wypuścił.
Dzieciaka nie było przez minut 20. Dodam, że ostatnio przyzwyczajać się dopiero zaczynam, że syn mój potrafi sam się sobą zająć, że w łóżeczku sam posiedzieć potrafi, że matce naczynia pozmywać pozwala spokojnie bez fochów i wicia się w foteliku do karmienia, no ale to już prawdziwa rozpusta. Bo do tego dobrobytu całego wymienionego i wcześniej właściwie niedoświadczonego, jeszcze taki czasu zajmowacz się zjawił...
Cuuudnie ten ósmy miesiąc się zaczyna.
Tylko cicho sza . . . W niemalowane odpukuję razy dziesięć, co by nie zapeszyć.
Bo w końcu doświadczam jak to jest być mamą dzieciątka niewyjącego, uśmiechniętego, bezproblemowego...
PS. Radio-zajmowacz najbardziej bosko-cudowny jest o poranku, kiedy to Bejbi z uśmiechem matkę za kitę ciąga, włoski najdrobniejsze wyrywając, tudzież rzęsy w dwa palce łapie, zupełnie jakby ktoś mu wyjawił tajny sekret, jaki jest najlepszy sposób, żeby mamunia łaskawie oczęta swe już otworzyła.
Wówczas matka radio odpala, w łapcie maluchne oddaje i drzemka dwudziestominutowa gwarantowana;-D Ha!
hihi...napiszę w sekrecie, że ja również zgrzeszyłam:-) no ale przecież to nie jedzenie i kremy. prawda?;-) a z tym chwaleniem się niepłakaniem to tfu tfu tfu! oby jak najdłużej:-)
OdpowiedzUsuńfajna zabaweczka :) chyba trzeba będzie zainwestować:D
OdpowiedzUsuńNie da się zupełnie uciec od takich zabawek, przyznajemy się bez bicia, że też mamy parę sztuk tych boskich pięknie-grających-kolorowo-migoczących badziewek;) Z tej firmy, z której testujecie radio polecam piłkę:) Kupiliśmy ją parę miesięcy temu i Dziubol bawi się nią do teraz;))
OdpowiedzUsuńoj mamo tak się nie da też tak chciałam. Teraz mała ma 3 latka a zabawek multum od przybywających gości...http://catherineioliv.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńMy też mamy taki plan, ale niestety rodziny nie da się powstrzymać od kupowania takiego szmelcu (niestety do dziadków nie docierają nasze apele o niekupowanie takich niby cudeniek!!!). Znajomi mają większe dzieci i zdradzili nam, żeby wytrzymać w domu, wyjmują baterie z zabawek bo znieść nie mogą tych hałasujących zabawiaczy.
OdpowiedzUsuńNo tak... Ja co prawda ten etap mam przed sobą ALE. Mówiłam wszem i wobec NIE kupujcie. I co? Wczoraj sama kupiłam Dziecięciu kolorowe plastick shit :)a Malutka aż piszczy z radości :D
OdpowiedzUsuńJa też nie przepadam za grająco- muzykującymi zabawkami. Jeszcze jak głos można ściszyć , to się jakoś da wytrzymać, ale niektóre to tak dają czadu, że po kilku minutach głowa pęka.No ale prawda jest taka, że nie da się od tego uciec, ważny jest tylko umiar.
OdpowiedzUsuńNo to trzymam kciuki aby teraz było z górki... coby dołów już nie zaliczać :)))))
OdpowiedzUsuńJa już dawno odpuściłam niekupowanie takich rzeczy z nadzieją, że zajmie się i będę miała spokój i to się sprawdza. Jednak dziecko weryfikuje nasze "chęci" uchronienia go przed plastikiem i melodyjkami ;)
OdpowiedzUsuńMiłego słuchania Radiowego ;)
Nikt i nic nie zastąpi wspólnego czasu rodzica z dzieckiem ;-) ale prawda jest taka, że 24h z rodzicem jest nie wskazane ... i tak oto powstały zabawki stymulujące rozwój niemowlęcego świata! Hej!
OdpowiedzUsuńA i jeszcze:
OdpowiedzUsuńJeśli tylko masz ochotę, to zapraszam do zabawy:
http://sikorkawakcji.blogspot.com/2011/11/zabawa.html#more
czytam pierwszy raz ten post i co widzę? to samo radio, które zakupiłam Amelce na Car Boot Sale za 50 pensów :-)) jak widzę zrobiłam dobry zakup! Amelka je uwielbia choć jeszcze tak toszke nieporadnie uderza w nie swoimi małymi rączkami!!!
OdpowiedzUsuńradyjko wydaje sie byc superasne... moi mieli i maja pianinko i niestety u nas mam plastiku w domu mase ale zepsute odrazu usuwam z domu i nie jest mi zal.. a z tych co wyrastaja to sprzedaje...:) u nas niestety nawet jak chrzesni odwiedzaja to kazdy nie kupuje tlykodla swojego chrzesniaka tylko dla kazdego z trojcy hehe...:) mam 6 chrzestnych i jak wizytuja razem to pomysl co ja mam w domu...:) a jeszcze w pracy dostaja zabawki od naszej fimry i tez razy 3...:)
OdpowiedzUsuńciekawe radyko :-) dzieciaki uwielbiają grająco świecące zabawki ;-) Norb ma Vteha i kierownicę i Telefonik i cały czas się nimi bawi :-)
OdpowiedzUsuń