Moja ukochana przyjaciółka jest w ciąży.
W sobotę rano zadzwoniłam do niej z życzeniami urodzinowymi. Nie jestem najwyraźniej mocna w datach urodzinowych, bo 'kuchnia chata' znów się walnęłam . . . To zapewne wina niewyspania ;-) - tak sobie powtarzam.
Tak czy inaczej, zanim dowiedziałam się, że to nie ten dzień zdążyłam pożyczyć jej tego, czego od jakiegoś czasu bardzo pragnęła - dzidziusia. Pogadałyśmy, pośmiałayśmy się z mojego roztargnienia i pisklak zaczął płakać, więc się pożegnałayśmy. Nie minęły dwie godziny, a telefon zadzwonił tym razem do mnie. Paulunia oddzwoniła i drżącym jeszcze od łez szczęścia głosem oznajmiła, że właśnie zrobiła test i jest w ciąży! S T R A S Z N I E się ucieszyłam, bo wiem, że czeka ją najcudowniejszy czas w życiu. Czas tak bardzo przepełniony kobiecymi emocjami, że nigdy w życiu, pod wpływem właściwie niczego innego kobieta w stanie takim być nie może. Popłakałyśmy sobie ze szczęścia zupełnie jak 10 miesięcy temu, kiedy to ja dzwoniłam do niej w 2 godziny po zrobieniu mojego testu ciążowego
Z Paulą przyjaźnimy się od czasów studiów. Mamy za sobą cudowne, wspólne, młodzieńcze chwile. Kiedyś obiecałyśmy sobie, a w zasadzie podpisałyśmy niepisaną:-) przyjaciółkową umowę, że kiedy jedna z nas zajdzie w ciążę, to druga koniecznie też musi. Chodziło o to, żebyśmy razem chodziły w ciąży, aby dzielić się wrażeniami, dolegliwościami i radościami. Trochę nam nie wyszło:-) Bo Paula ciut się spóźniła;-) ale jeżeli tym razem jej maluch się nie spóźni, to będziemy miały dzieciątka z tego samego rocznika. . .
Po odłożeniu słuchawki długo jeszcze ciekły mi łzy po policzkach. Rozmyślałam o tym, ile szczęścia ją teraz czeka. Przypominałam sobie moją ciążę, mój brzuszek, nasze brzuchate poranki, kiedy przez 9 miesięcy otwierałam oczy i w momencie, kiedy docierała do mnie świadomość, że mam w sobie moje maleństwo, zalewała mnie fala szczęścia.
Myślałam tak, aż wszedł do pokoju Tatuś Maciuś i zapytał dlaczego tak płaczę. Nie zdążyłam jeszcze opanować łez i wydusić z siebie słowa, kiedy on odpowiedział za mnie - " Zazdrościsz jej?"
Tak. W póltorej miesiąca po porodzie zazdrościłam jej.
Na pocieszenie Ci napiszę, że przed Twoja przyjaciółką jest poród :D
OdpowiedzUsuńMoja koleżanka z pracy teraz jest dokładnie w połowie i czasem jak się zdzwonimy to mi też się lekko tęskno robi, ale potem przypominam sobie zadyszki i zgagę no i ja już mogę tulić moje szczęście w ramionach i ono się do mnie uśmiecha :)
...i tak się pocieszam, ale już nawijam o drugim dziecku xD
ruszyła machina :) oj chyba wszystkie teraz tak mamy :) ciąże wokół odbieram z rozczuleniem i lekką nutką zazdrości ale już nie takiej jak kiedyś "dlaczego wszyscy tylko nie ja?" ale z myślą "fajnie, ja jeszcze też kiedyś chcę"... :)
OdpowiedzUsuńA ja Wam obu zazdroszczę :-)
OdpowiedzUsuńmam nadzieję, że za kilkanaście może kilka lat nadal będę w tak dobrych stosunkach z przyjaciółkami i też kiedyś będziemy się cieszyć, że jesteśmy w ciąży ;-)pozdrawiam
OdpowiedzUsuńa ja już w końcu jestem matką spełnioną - chłopiec i dziewczynka w dużym co prawda rozstrzeleniu czasowym, ale jednak :)))) dla mnie dwójka dzieci to szczęście niepojęte, ale na tym już dość
OdpowiedzUsuńciąża i jedna i druga - były, fajne, magiczne, super extra, ale już wystarczy, dziękuję i nie tęsknię... a i wychowywanie Malucha trzeba jeszcze połączyć z osiąganiem jeszcze fajnych mam nadzieję życiowych celów, więc ja już nie tęsknię i nie zazdroszczę, ale rooooozczulam się bardzo, gdy kolejne koleżanki zachodzą właśnie w ciążę lub właśnie mają urodzić dzidziusia, bo to oznacza, że za chwile doświadczą tej samej słodyczy co ja z własnym maleństwem i wiem, jak będą je kochały, ach, ach, ach...
ach... normalne też kolezanka moja jest w ciązy i tez bym chciała znów byc to był naprawde wspanialy czas
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
www.olguska.blog.pl