Jestem, jestem. I wszystko w porządku. Tyle tylko, że stałam się nadworną karmicielką i oddałam się dziecięciu memu bez granic. Koty (kurzowe) biegają po chacie, w zlewie piętrza się sterty naczyń, łyżeczki czystej do herbaty już od dwóch dni nie znajdziesz, a ja karmię...Ha ha ha. Śmiać mi się chce, bo czasem czuję się jak taka gorylica z małym, wiszącym na wyciagniętym cycu małpiszonem:-)
Moje baby ukochało sobie cyce mamuski swej i koniec. Często jest tak, że karmimy się co godzinę. Pisklak łyka mleko haustami niczym spragniony Niemiec piwo. Owe opijanie się mlekiem trwa 5 minut i koniec. Cyc zostaje wypluty i wysłany na godzinny urlop :-) Czasem to już głupieję. Bo nie wiem, czy ssak mój taaaakim głodomorem jest, czy po prostu potulić do cycusia się lubi i tak sobie w konia matkę swą robi. No ale karmię, bo tak natura mi podpowiada.
Najważniejsze, że rośnie jak na drożdżach a nawet nad to ;-)
Ostatnio przekomarzaliśmy się z tatusiem Maciusiem kogo bardziej kocha NASZ Natanek. Zamknęłam Maciusiowi buzię jednym argumentem - JA MAM CYCKI!
A tak wygląda okaz najedzonego ssaka.
uroczy maluch! :-) jej jak dobrze, że nie macie problemów z karmieniem!!! eh, ja też już chcę być nadworną karmicielką!!! :-)
OdpowiedzUsuńA ja się zastanawiam, jakie to będzie uczucie: karmić piersią. Zupełnie nie potrafię sobie tego wyobrazić. Może za dużo się naczytałam fachowej literatury i dlatego trudne mi się to wydaje.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam na mojego bloga w nowej, bloggerowej odsłonie: http://morganproject.blogspot.com/
:)
hihi u nas podobnie ale to chyba norma, że cyc jest bezkonkurencyjny i mama dzięki temu przez dłuższy czas pozostaje jedynym i najważniejszym obiektem ukochania :)
OdpowiedzUsuńmój ssak oprócz żarcia i ciumkania na deser upodobał sobie spanie na piersi. niby czekamy na odbicie i niby to na chwile a potem się orientuję, że już 2 godziny siedzę z nim na kanapie a on chrapie...no i jak takiego gościa potem odłożyć :)