poniedziałek, 27 lipca 2015

Jak ja.

Wślizgnęłam się do łóżka na palcach. Bezszelestnie położyłam głowę obok jego główki, twarzą w twarz.
Leżę niemal nie oddychając, aby się nie obudził.
Cud mój.
No taki podobny. Różny taki od swojego brata, a do mnie taki podobny.
Jak to śmiesznie w kimś widzieć miniaturę swoich cech.
Nos mój.
Oczy.
Usta.
Brewki nawet.
Te same, które co dzień  oglądam w lustrze. Niezmiennie od trzydziestu trzech lat.
Te same, jak na zdjęcia, na którym siedzę u prababci na schodach przed domem w spodniach w kurki. Na szelkach.
Te same.
A tutaj u chłopca.
Mój chłopczyk maleńki.
Całkiem jak ja.
Cud mój.



niedziela, 19 lipca 2015

Oświadczenie.

Uwaga, uwaga, oświadczam, co następuje.
Mój młodszy syn - Fryderyk - przespał dziś CAŁĄ NOC, budząc się na mleko RAZ.
Mleko z piersi, żebyśmy mieli jasność.
Po posiłku, samodzielnie wykonał kupę w trybie natychmiastowym, bez jęknięcia prawie i zasnął.
Wstał o siódmej, spożył śniadanie poprawił kupę - samodzielnie i zasnął.
A aktualnie śpi trzecią godzinę, NA BRZUCHU.
Matka natomiast:
spożyła śniadanie, wypiła kawę zbożową, nakarmiła syna starszego, zrobiła pranie, zdjęła wyschnięte pranie, poskładała, wykonała poranną toaletę i MAKIJAŻ, udała się na zakupy, powiesiła pranie, ogarnęła mieszkanie, dopilnowała ubrania się i umycia zębów małoletniego.
Obecnie pije drugą kawę i zastanawia się, czy dziecko aby zdrowe.

O ironio, gdy dziecko marudne - matka zamartwia się, czy zdrowe.
Gdy spokojne, zamartwia się nie mniej ;-P

Tak czy inaczej CHWILO TRWAJ!

wtorek, 14 lipca 2015

Dziękuję Ci mamusiu.

Rzecz się miała w codziennych ostatnio u nas okolicznościach przyrody, czyli podczas uczty niemowlaka.
Pora wieczorna. Leżymy w łóżku.
Wchodzi On.
I zaglądając w matczyny bufet, z którego aktualnie się spożywa, rzecze:
- Dziękuję Ci mamusiu, że mi ulodziłaś mojego blata.
   On jeśt taki śłotki.
I począł całować.
Matki czoło...
Nos...
Jedno oko, drugie oko, potem policzki, brodę, jedno ucho, drugie ucho. Rytuał  zakończył soczystym buziakiem w usta.
A Matka...
Z trudem przełknęła ślinę, wyprostowała usta i czoło.
- Dziękuję Ci synku... Mamusia bardzo Cię kocha, wiesz?


Cudownego, spokojnego dnia kochani...


czwartek, 9 lipca 2015

Bo po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój.

Ostatnio bywają dni, gdy już nie płaczę.
Albo płaczę tylko raz.
Kilka dni temu Nacio był tak chory, jak nigdy jeszcze od ponad czterech lat.
Dwa dni spędził w swoim pokoju i tylko tam.
Dzidziuś w drugim.
Ja biegając od jednego do drugiego.
Bo jeden niespokojny bo kolki, drugi bo w wysokiej gorączce i wynudzony jak mops w klatce.
Piekło na ziemi.
Tak, już wiem jak wygląda piekło. Według mnie piekło jest tam, gdzie moje chore dzieci.

A teraz siedzę na przeciwko huśtaweczki, w której śpi Fryderyczek.
Siedzę, gapię się i podziwiam ten cud, który stworzyliśmy.
Siedzę, analizuję i dochodzę do wniosku, że jestem słaba psychicznie.
Baaaaaaardzo słaba.
Kiedyś wydawało mi się, że twarda ze mnie baba. Nic, ani nikt nie był mi straszny.
To było przed dziećmi.
Zupełnie nie radzę sobie z lękiem, który wywołują choroby dzieci.
Umieram ze strachu i tracę zmysły.
Dlatego płaczę.
To pozwala rozładować napięcie, gdy następuje kres sił.
Najgorzej jest wieczorami.
Codziennie wieczorem czuję, że już dłużej tak nie wytrzymam, że więcej aktualnej sytuacji nie zniosę.
Tego braku kontroli nad czymkolwiek.
Zmęczenia.
Bałaganu.
Poczucia, że jestem niefajną mamą. Nerwową, zadaniową i ryczącą po kątach.
Jednak codziennie rano wstaję.
I codziennie jest jednak lepiej.
Bo nowy dzień przynosi nowe siły.
I nową kawę... ;-)
A potem siedzę tak, gapię się, tonę w zachwycie i mam ochotę skakać ze szczęścia.
Zatem odpowiadając na pewien ostatnio otrzymany komentarz...
Ostatnio siedzę nad jeziorem i karmię mojego karpika. Patrzę, a dwadzieścia metrów ode mnie kobieta tacha - tak tacha - w ramionach wielkiego bobasa, usiłując go uśpić. Po sekundzie orientuję się, że to moja kumpelka z fitnessu. Macham radośnie, ona podchodzi bliżej, żeby pogadać.
- I jak jest kochana? pytam z uśmiechem, gdy zbliża się do mnie.
- Przej.....ne. - wyczytuję z ruchu jej warg i obie wiemy o co chodzi.

Zatem gdybym dziś miała doradzić sobie sprzed roku, czy zdecydować się na drugie dziecko, radośnie powiedziałabym: TAK! Dodając, że będzie prze...e, ale to nic w porównaniu z tym, ile czeka Cię SZCZĘŚCIA!