piątek, 19 października 2018

Gówniana sprawa.

Kupiliśmy psa.
Psa dzieciom.
Mała kruszyna. Bura i puchata.
Śpi, je, szcza i sra.
Zaszczane mamy całe mieszkanie. Serio.
Psina sika jak wóz strażacki.
WIELKIE kałuże, w które permanentnie ktoś wdeptuje.
Czasem zmoczy tylko skarpety, czasem rozniesie żółte ślady po całym domu...
Albo wdepnie stopą ubraną dopiero co w świeże rajty koloru granat, który akurat najlepiej pasują do zaplanowanej sukienki...

Mamy podkłady.
Dwie ogromne paki podkładów.
Białe podkłady zdobią zatem nasze białe podłogi.
Za poradą osoby zorientowanej w szczenięcym temacie, podkłady ozdobione zostały przeze mnie osobiście plamami psiego moczu, aby psina zrozumiała.
Że TO TUTAJ lać należy.
Nie rozumie.

Nie to jest jednak najgorsze.
Najgorsza jest dwójeczka!

Śpię sobie ostatnio smacznie, gdy nagle budzi mnie psie kwękanie.
Otwieram oczy.
Druga trzydzieści nad ranem.
Psina chce się bawić.
Na łóżko już jej nie biorę, odkąd je zalała tak, że musiałam prać pościel i kołdrę.
Wstaję, biorę szczenię pod pachę i człapię do pokoju obok, gdzie w błogiej nieświadomości śpi mój mąż.
Pakuję szczocha i zamykam drzwi.
Mąż najlepiej na świecie zajmuje się szczeniętami o drugiej trzydzieści w nocy.

Wskakuję do ciepłego łóżeczka, przytulam pachnącą moją dziecinę, zamykam oczy i już, już mam odpłynąć w objęciach Morfeusza, gdy wtem!
Do nozdrzy moich dopada bezwzględna woń psiej kupy!
O nieeee! To chyba jakiś żart!
Wstaję.
Świecę telefonem po podłodze w poszukiwaniu odchodów.
Nie ma. No nie ma normalnie, jakby ktoś czapka niewidką nakrył.
Dobra.
Trudno.
Kładę się. Zawijam skostniałe stopy kołdrą, łapię dziecinę za malunią rączkę. Zamykam oczy.

No nie! Nie dam rady!
Nie cierpię smrodu! Nawet smród niewyniesionych śmieci potrafi obudzić mnie w środku nocy.
A psia kupa!? Parująca psia kupa to już dla mnie stanowczo za dużo.

Gdzie może być to cholerne gówno?
Wiem! Padam na kolana, zapalam latarkę w telefonie, przykładam policzek do podłogi.
Jest!
Wciskam rękę pod łóżko, kurrrr by to zapiał!
Za daleko.
Trzecia zero cztery.
Jezuuu, czy to się dzieje naprawdę?
Idę po miotłę. Pakuję kij pod łókżo, wygarniam kupę...

Unicestwiona.

Zasypiam spokojna...




4 komentarze:

  1. Moglo byc gorzej. Moglas w TO... wdepnac! :D
    Zdarzylo sie mojemu chlopu kiedy nasz siersciuch mial problemy zoladkowe... ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mówią, że dzieci wychowują się znacznie lepiej w towarzystwie psa. Stają się pewniejsze siebie, nie boją się kontaktów z innymi ludźmi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak! Dlatego nie wyobrażam sobie życia bez pieska w domu.

      Usuń

Ten blog jest moją własnością i to ja decyduję, co chcę na nim zamieszczać, dlatego Twój komentarz zostanie opublikowany, jeśli nie zawiera obraźliwych treści.