środa, 31 lipca 2013

Like million dollar...

Koszulki polo zawsze jakoś zalatują mi angielskim snobizmem. Podobnie jak gra pod tym samym tytułem...
Mimo tego, a może także dlatego właśnie, zgodnie ze swą babską próżnością, polówki uwielbiam!

Już w zeszłym roku, za sprawą cioci Agi, staliśmy się z Synem dumnymi posiadaczami rampersa polo zza oceanu...
Ale to jeszcze nie wszystko...
W tym przypadku nasz snobizm nie zna granic...
Bo nie dość, że polo, i to zza oceanu, to jeszcze marki nie byle jakiej...
Sam Ralph Lauren na metce widnieje...
A co!

A tak serio, to ciesze się bardzo, że Nacio w końcu do niego dorósł i mimo, że zapięcie w kroku może już średnio dwulatkowi przystoi...Wielbię owe wdzianko namiętnie ;-)













Rampers - Ralph Lauren - prezent
Biała czapka - no name polskiej produkcji, kupiona nad morzem.
Bluza - Zebralino -  jeden z naszych najnowszych nabytków z s.h.
Tenisówki - H&M - sklep.
Sandałki - H&M - sklep.

wtorek, 30 lipca 2013

Tak będę jadł!

A więc Synu!
Jeśli czytając ten historyczny wpis maminy, masz właśnie trzydzieści dwa lata i  pojutrze będziesz odbierał swego trzeciego Nobla, to musisz się w końcu dowiedzieć, że to JA - Twoja dozgonnie wielbiąca Cię mamusia, to JA - powtarzam, jako pierwsza dostrzegłam Twój wizjonerski talent.

Oj tak.
Bo nie może być inaczej, nie może okazać się los inny, gdy dwulatek dnia pewnego wpada na tak błyskotliwy pomysł, jak jedzenie swych ulubionych borówek stopami.
Matka obezwładnięta absolutnie, padła na twarz z wrażenia...
Podniosła się...
Otrzepała...
Poprawiła włosy...
Po czym poczęła chwilę tą wiekopomną dokumentować.











Zastrzegam sobie wyłączność do kopiowania i przetwarzania powyższych zdjęć, gdyż są 
MOJĄ WŁASNOŚCIĄ.










It's hard work being this cool...

Już długi czas chodziły za mną crocsy dla Natanka.
Sama kiedyś takowe miałam i wiem, że tak, jak emu, czy japonki, crocsy są absolutnie genialne.
Wygodne i już!
Brakowało nam takich bucików, co by je można było ot tak w biegu wrzucić i lecieć na spacer, plażę czy basen.
Co szybko przepłukać z piasku można...
I schną w pięć sekund.

Cały czas miałam jednak obawę, że Nacio sobie nie poradzi z takimi "dziwnymi bucikami", bo nie da się ukryć, że są dość specyficzne.
I pewnie sama do dzisiaj bym tak dumała, gdyby z prezentem nie przyjechała ciocia z Ameryki ;-)
Tak, tak - Nacio ma ciocię z Ameryki! I to jaką kochaną!!!
Oliwciu jeszcze raz DZIĘKUJEMY!!!
No i mamy!
Krokodylki są super!
Fantastycznie lekkie.
Super wyprofilowane i przewiewne.
I-de-al-ne ;-)

A poniżej nasza poranna, bardzo spontaniczna "sesja" spacerowa;-)
Miłego oglądania...



























Bluzeczka - świeże łowy z naszego s.h - GEORGE
Spodenki - H&M - sklep
buciki - Crocs - od cioci Oliwii
Podobne kupisz TUTAJ ;-)
katanka - ZARA - nasz  s. h.

czwartek, 25 lipca 2013

Siła.

Żeby nie było, że teraz to już tylko łaszki nam w głowie;-)

[...]
I weszła w sam środek burzy.
Niechcący.
Ciemno.
Wieje strasznie...
Aż myśli ten wiatr z umysłu zabiera.
I uciekają.
Pędzą.
Jak liście, co je jesień zaczęła już trawić.
I kurz.
Piach w oczy.
Taki, że nie wiadomo, gdzie iść.
Gdzie iść?!
Którędy pójść, żeby dojść?
Strasznie jest.
Ciemno.
Przerażająco.
Chce uciec, ale nie ma jak.
Bo jak uciec od losu?
I miota się w tej burzy.
Wyrywa złej mocy.
Z sił całych.
Jak ptak schwytany w sidła.
Jak ryba w sieć złowiona.
Tchu nie może złapać.
Powietrza!
Powietrza!...

Nacisnęła klamkę.
Weszła.
Klatka stop.
Rzeczywistość zawisła nad jej głową.

Liście zatrzymały się w przestrzeni.

I ziarna piasku też.

W bezruchu.

W powietrzu.

Na samym środku Ona.

Cicho...
Poczuła jak ciepło głaszcze jej ramiona...
- Mama? - zabrzmiał w jej uszach krystaliczny głosik...- Tato! Mama! Choś...Choś...
I chmury rozeszły się.
Ustępując miejsca słońcu, które tak błogo grzeje policzek...
Stoi twardo.
Stabilnie.
Wszystko widać dokładnie.
Przejrzyście.
Jak w krysztale.
Tu jest jej miejsce.
Tu jest jej szczęście.
I nic innego nie jest ważne...
Nigdy nie było.

A burza?
Jaka burza...



Z porannego spaceru zdjęciowego...
Którego owoce już niebawem ;-)

środa, 24 lipca 2013

Ajo tato...

- Ajo tato. - rzekł dwuletnie Syn do podanej przez matkę słuchawki, po czym odbył długą, bardzo wyczerpującą i pełną emocji rozmowę w tylko jemu bliżej znanym języku...
Męską...
Ze swym ojcem...

I choć wydarzenie miało miejsce jeszcze podczas naszego czerwcowego wyjazdu mamowego, Matka do dziś zapomnieć i wyzbyć się wzruszenia na samo wspomnienie nie może.
Poruszenie w dziecięcym głosie, tęsknota oraz reakcje przypadkowych przechodniów - nie do powtórzenia.
Resztę niech opowiedzą zdjęcia.












Ubranka widoczne na zdjęciach omawiałam już Tutaj ;-)