poniedziałek, 30 września 2013

Baby Szafing - relacja.

Wczoraj było mi dane kolejny raz uczestniczyć w Baby Szafingu ;-)
Niestety tym razem jedyne, co udało mi się zdobyć, to kilka poniższych zdjęć...
Buszujących mam było mnóstwo. Tłumy całe. I dzieci i tatusiów też.
Wystawiających około setki.
Ja sama z synciem, który choć początkowo wykazywał się ogromną cierpliwością, z czasem jak na prawdziwego faceta przystało, jęczeć począł.
A do tego rozmiaru chłopięcego 92, w stertach różowych falbanek, dość mało...
No nie udało się;-(
Ale przynajmniej refleksja zdobyta, że aby szperanie owocne było należy:
1. Wybrać się samotnie, ewentualnie wziąć pod pachę  koleżankę.
2. Wyczyścić myśli i oddać się bezwzględnie szperaniu.
3. Pytać każdą osobę wystawiającą, czy posiada coś w poszukiwanym rozmiarze.
4. Przyjechać ciut później, gdy największe tłumy już przejdą .

Jeśli będziecie miały okazję, to szczerze polecam.
A poniżej kilka zdjęć dla tych, którym ciężko sobie owo szafowanie wyobrazić;-*


















czwartek, 26 września 2013

Taki poranek.

Uwielbiam takie poranki, jak ten wczorajszy.
Kiedy przez okno słonce zagląda nieśmiało, dodając energii.
Kiedy od rana się chce.
Kiedy poranne czynności układają się bez oporu.
Kiedy dzień zaczynamy od spaceru...

W zeszłym roku bachutałam ciepło malucha w wózku i szliśmy.
Przed siebie, zbierając liście i kasztany.
Z kubkiem ciepłej kawy w ręku.

Ostatnio upodobaliśmy sobie pewien staw...
Staw w zasadzie w centrum miasta, cudownie zaaranżowany.
Z szerokimi pomostami, mostkami, placem zabaw.

Bierzemy bochenek chleba.
Pakujemy się we trójkę do auta i jedziemy.

Wczoraj było wyjątkowo.
Powietrze takie jędrne, kryształowe...
A słońce cudownie ogrzewało poliki.
Wielkie moje szczęście, że mogę przed obowiązkami poza domem, spędzać tak doskonałe poranki ;-)















Buciki - Elefanten - Deichmann (obecna kolekcja)
Kolejny już nasz model, bardzo lubimy tę markę za wysoką jakość i rozsądną cenę;-)
Rurki - H&M - sklep
Kurtka - F&F - Tesco - aktualna kolekcja
Sweterek - no name - nasz ulubiony S.H.
Szalik - no name - spadek po sklepie taty.

poniedziałek, 23 września 2013

Matka małego dziecka

Poniżej podkład muzyczny do lektury;-)
Piosenka, którą przypomniał na facebooku kolega ze studiów.
Nie mogłam się oprzeć;-)
Uwielbiam.



Zgodnie ze stereotypem MATKI MAŁEGO DZIECKA raczej nie bywam towarzysko.
Pomijając oczywiście spotkania rodzinne.
Początkowo - bo się nie dało. Ze ssakiem u cyca.
Aktualnie - bo się przywykło.

Kiedyś...
Achhhhhh...
Kiedyś to się bywało.
Często i intensywnie.
Dokładnie tak, jak archetyp studenta wskazuje.
Do świtu.

Ostatnio stwierdziłam, że wyjdę.
I wyszłam.
Wynurzyłam się zza domowych murów i wyszłam.
Do ludzi.
Po zmroku.
Bez męża.
Koncert był.
Lało, jak z cebra.
Ja - uzbrojona w kaloszki.
I parasol.
Żeby się nie zaziębić.
Jak na matkę małego dziecka przystało.

Jedno piwko.
Pyyyszne.
Deszcz leje.
Zimno jakoś.
Ludzi pełno.
Ciasno...

Drugie piwko.
Mmmmmm.
Deszcz leje jeszcze?
Cieplej jakoś.
Jacy Ci ludzie faaaajni.
Uśmiechnięci.
Młode dziewczęta piękne takie.
Takie piękne są!
Młode...I jędrne...
I bez parasoli...
A Ci chłopcy...
Na te dziewczęta tak zerkają.
Zerkają tak, że achhhhhh.
Zapach papierosa unosi się w powietrzu.
Mmmmmm.
Znam ten zapach.
I kocham...
Choć tak dawno...
Zapach miesza się z perfumami.
Ładne.
Muzyka ładna też jest.
I deszcz przestał padać.
Rytm czuję w sercu.
Krew w środku smakuje tak inaczej.
I wiatr głaszcze policzek. Chłodno. Przyjemnie.
Ten wiatr...
Ta przestrzeń...
Czyste myśli...
Wolność czuć w powietrzu.
I świat taki miły...
Jak mnie tu dawno nie było!
Jak ja tęskniłam!
Ale w końcu znów jestem!
JESTEM!
Stoję w tym tłumie z bananem na twarzy i oddycham całą sobą...

Nagle pojawia się myśl.
Syn.
Mój synek!
Śpi pewnie już smacznie.
Maleństwo moje.
Serduszko najsłodsze.
Jak ja za nim tęsknię!
Dwie godziny rozłąki, a tęsknota tak boli.
Ale cieszę się, że już za niedługo wrócę do domu.
Grzecznie - jak na matkę małego dziecka przystało...
Bez cienia żalu...

A teraz jeszcze przez małą chwilkę pooglądam ten drugi świat ;-)
Żeby zapamiętać.

PS.
Poranek nazajutrz nie był natomiast już godzien zapamiętania.
W ogóle nie rozumiałam o co mi wczoraj chodziło.
Przecież ja się nie nadaję już na takie imprezy... ;-)

środa, 18 września 2013

Wystarczy uwierzyć...

Nie mogłam  się z Wami tym nie podzielić...
Otworzyłam dziś wiadomość od siostry.
Obejrzałam.
Ryknęłam sobie okazjonalnie o poranku.
Otarłam łzy.
I pomyślałam.
Kurcze, MOGĘ WSZYSTKO!

Dlatego, jeśli właśnie wątpisz - zobacz.
I uwierz ;-*



poniedziałek, 16 września 2013

Plaża?

Wiem, wiem...
Wieje chłodem...
Deszczem podlewa...
A ja tu z plażą wyskakuję.

Ale po prostu nie mogłam sobie odmówić podzielenia się z Wami kilkoma jeszcze letnimi fotkami, które gdzieś się wcześniej zawieruszyły...
Bo czy widzieliście kiedyś dziecko śpiące na stojąco?

Ja widziałam, na jakiś prymitywnych filmikach.
Zawsze mnie to wkurzało.
I zawsze zastanawiałam się, co to za wyrodni rodzice, którzy pozwalają na coś takiego i jeszcze to filmują...
Otóż zarzekała się żaba błota, moi drodzy.

Synu zasnął tak nagle, że nawet się nie zorientowałam.
No i absolutnie nie mogłam się oprzeć, aby nie zatrzymać tych kilku chwil ;-)
Ku pamięci...













czwartek, 12 września 2013

Co to za pokolenie?!

Matka też ma czasem przemyślenia.
Czasem, bo w całym domowo-wychowawczym zgiełku mało jest chwil sam na sam.
Sam na sam ze swoimi wolno przepływającymi myślami, których nie zaburza ukochane "Mamo!Mamo!".
Jednak jeśli już chwila tak bezcenna następuje, wówczas umysł skrupulatnie układa, przerabia i w segreguje obrazy w biegu, przy okazji uchwycone...

Lubię starych ludzi.
Celowo mówię starych - nie starszych.
Lubię ich mądrość.
Pokorę.
Wyważenie.
Ciepło.
Spokój.
Chęć pomocy.
Oddanie.
Lubię to nawet za mało powiedziane, ja ich uwielbiam!
Bo noszą w sobie wszystkie cechy, do których dążę i których poszukuję w drugim człowieku.
Starzy ludzie noszą w sobie ogromne bogactwo.
Nazbierane przez całe życie...
Zupełnie jak stary, przedwojenny stół.
Tylko on pamięta, ile osób przy nim jadło.
Jakie rozmowy się przy nim toczyły.
Jakie domowe sceny widział...
Zupełnie inaczej niż taki nowy, modny, idealny i...
Pusty...

Mam trzydzieści jeden lat.
I sama jestem zaskoczona, że już mnie dopadło...
To, co jako dzieciak obserwowałam u "starszych ludzi".
Otóż obserwuję i zaczynam zastanawiać się co to za pokolenie?
Młodzi.
Piękni.
Z perfekcyjnie wyszesanymi grzywami, które ani drgną na wietrze.
W najmodniejszych butach za kwotę, która odpowiada jednej czwartej średniej krajowej.
Dążący do ambitnych celów.
Po trupach.
Młodzi, dla których JA I MOJE POTRZEBY to najwyższa wartość.
Pokolenie, dla którego rodzic, czy dziadek to tylko stary tępy pierdziel.
Bo przecież to ONI wiedzą najlepiej!
JA!Ja!Ja!
MÓJ TELEFON!
MÓJ LAPTOP!
MOJE BUTY!
Me, myself and I!

Pokolenie, które nie wie jak umyć naczynia.
Która stroną gąbki...
I że w ciepłej wodzie trzeba...
Bo przecież jest zmywarka.
Pokolenie, które nie wie, że od stołu odchodzi się, gdy wszyscy już zjedzą.
Pokolenie, które nie zagląda do kościoła.
Bo tam się krytykuje konsumpcjonizm i nawołuje do pokory i umiłowania drugiego.
Pokolenie, które zapytane, czy może pomóc, odpowiada "za ile?".
Pokolenie, które w momencie, gdy doświadczone przez los, przestaje być pępkiem świata, dostaje szału.
Bo nie umie inaczej...
Bo przecież rodzice przez całe dotychczasowe życie, zapewniali że jest NAJWAŻNIEJSZE i skrupulatnie zaspokajali wszystkie jego potrzeby, rezygnując z siebie. W imię "żeby miało lepiej, niż ja". Choć nie o to przecież chodzi.
Poświęcają się, aby potem to wykrzyczeć...
Z bezsilności.
Gdy nie widać wdzięczności...
Bo sami wychodowali sobie darmozjada, który nawet nie wie co to wdzięczność?
Przecież wszystko się po prostu należy.
NAJWAŻNIEJSZEMU...
Żal mi czasami tych najważniejszych dzieci.
Żal, bo idąc tą wyuczoną przez rodziców drogą, nigdy nie zasmakują prawdziwego szczęścia.
Bo za chwilę znajdą się sami w dorosłym świecie i niestety życie pokaże im, że nie wszystko do nich należy...

Oczywiście jest wiele wyjątków.
Mnóstwo fajnych i wartościowych dzieciaków, których nie zepsuła głupota rodziców.
Jednak mam wrażenie, że to raczej mniejszość, a nie norma.

Chyba robię się już stara...
I dochodzę do wniosku, że to dobrze ;-)
Nie uważam się za ideał.
Mam wiele wad.
Duuuużo!
Nie lubię ich, natomiast akceptuję je i staram się nad nimi pracować.
Mam za to nadzieję, że mimo to uda mi się NIE wychować PĘPKA ŚWIATA.
Wiem, że łatwo się mówi, gdy jest się na wychowawczym starcie, ale będę się starać z całych sił, by unikać błędów.
Mój Syn wie, że jest dla mnie bardzo ważny.
NAJWAŻNIEJSZY NA ŚWIECIE!
Chcę, aby wierzył, że jest świetny.
Żeby wiedział, że jestem z niego dumna.
Staram się zaspokajać jego potrzeby.
Ale rozsądnie.
Bo musi wiedzieć, że mimo tego, że dla mnie jest najważniejszy, pójdzie za chwilę w świat i tam
nie może być pępkiem świata.
Musi wiedzieć, że trzeba się dzielić.
Że trzeba pomagać.
Słabszym i potrzebującym.
Nie raz rezygnując z siebie
Dawać, nie licząc na rewanż.
Bo tak trzeba.
Bo nie ważne w życiu jest mieć.
Ważne jest BYĆ.




poniedziałek, 9 września 2013

Pochmurnie...

Nie wiem, jak dla Was, ale dla mnie ubrać dziecko ciepło, funkcjonalnie i atrakcyjnie to prawdziwa MISSION IMPOSIBLE.

Niestety aura nakłania, aby zacząć trenowanie...
Wierzę, że trening czyni mistrzem... ;-P













Czapka - H&M - sklep
Kurtka - 5. 10. 15. - kupiona z drugiej ręki przez allegro.
Absolutnie genialna, z impregnowanego, mięciutkiego materiału, z polarkiem od spodu.
Taka nie za ciepła, nie za zimna. Idealnie sprawdziła się na wielu naszych wojażach. 
Gdybym trafiła na taką samą w większym rozmiarze, na milion procent bym ją zakupiła.
Bluza - Zara - sklep
Spodnie - Kappahl - kupione w moim ulubionym S.H.
Kalosze - Coccodrillo

środa, 4 września 2013

Jadłodajnia.

Jest w moim mieście taka jadłodajnia.
Jadłodajnia, w której czas zatrzymał się niemalże w każdym kącie.
Jadłodajnia, w której kupisz najlepszą pod słońcem kapustę zasmażaną ze schabowym za cztery złote.
Jadłodajnia, w której jadałyśmy na studiach z moją przyjaciółką najlepsze, zaraz po naszym sadzonym z ziemniakami i mizerią, obiady za sześć złotych.
Jadłodajnia, w której wprawną ręką gotują grube, cycate kuchary w jakże szlachetnym wieku.
Kucharki, które gotują tak, jak kiedyś...
Tłusto, kalorycznie i od serca.
Jadłodajnia, do której jako dwudziestoparolatka zabierałam swoją małą siostrzyczkę na frytki za uszperane grosze, żeby miała frajdę, że jadła poza domem.
Jadłodajnia, do której i dziś wpadam, gdy mnie lenistwo ogarnie po ruskie, bo Synu uwielbia...
Zawsze tylko na wynos...
Dwie porcje za sześć osiemdziesiąt.
Na wynos, bo nic nie przeszłoby mi tam przez gardło...
Choć jedzenie smaczne.

Zamawiam na wynos.
Siadam przy stoliku poplamionym od zupy.
Rozglądam się.
I zawsze jest tak samo...

Po prawej starszy pan. Chlipie jakąś zupinę.
Czysty. Schludny.
Pół porcji zamówił. za siedemdziesiąt pięć groszy.
Trochę ciepła za niecałą złotówkę.
Smutne ma oczy.
Szare.

Odrywam zaszklony wzrok.
Po prawej młoda dziewczyna.
Frytki!!!- dobiega donośny żeński głos z okienka wydawczego.
Dziewczyna wstaje od stolika.
Skromnie ubrana. Z widocznym już ciążowym brzuszkiem.
Jak ja jej zazdroszczę tego skarbu pod sercem.
Siada przy stoliku z frytkami.
Je powoli.
Tępo patrzy przed siebie.
Żal mi jej...
Łapię się na tym, że gapię się jak głupia jakaś.
Dojada ostatnią frytkę i wychodzi.
Skromna i smutna...

Przy stoliku obok małżeństwo.
I synek.
Kilkulatek je naleśniki.
Brodę ma brudną od śmietany.
Rodzice czekają...
Widać po nich, że się tam nie przelewa.
Ale chłopiec ma frajdę, że jadł poza domem...

Kolejny starszy pan trzęsącą się ręką niesie talerz zupy. Siada przy stoliku...
Jak dużo tutaj tych samotnych staruszków...
Po sekundzie z talerzem pojawia się przy nim starsza pani.
Uffff...
Chociaż Ten ma jeszcze bliską duszę przy sobie...

Ale inny...
Stary.
Wysoki.
Zgarbiony.
W przykrótkich spodniach na szelkach.
Pomiętej koszuli...
Chudy jak z Oświęcimia.
Ubrania wiszą na nim, jak na wieszaku...
Bardzo chudy jest.
Jego powieki w połowie opadają na brązowe oczy.
Oczy, które tak wiele już widziały...

Z kuchni pachnie smażoną cebulką i sosem pieczeniowym...
Takim prawdziwym, domowym obiadem.
Jak u mojej babci...
Babcia robiła przepyszne mielone.
Gołą ręką przekładała je na patelni.
Miała w kuchni biały kredens. Z szafeczka na pieczywo, która gdy się ją otwierało, wydawała śmieszny dźwięk. Pachniało z niej bułkami.
W otwieranym taborecie schowane były nasze dziecięce "grajoty"...
Za każdym razem na nowo odkrywaliśmy je na nowo.
I zawsze były super.
Małe myszki w pudełku od zapałek.
Biała.
Czarna.
Biała...
W zależności od tego, który koniec pudełka się wysunęło.
Lubiłam je wyjątkowo.
W szafce, na drzwiczkach zawsze równo pozawieszane były pokrywki na garnki.
Wyfroterowana dokładnie podłoga.
Kompot.
Świeżo upieczone w prodiżu ciasto.
Nakrywając do stołu, babcia wyjmowała ze starej szafy taki fajny ceratowy obrus. Na brzegach miał kreseczki...Na koniec wycierała go wilgotna ściereczką.
I serwetki z materiału pamiętam...
Ogórki kiszone zawsze były bardzo kwaśne.
A kiełbasa na ciepło najlepsza na świecie.
Ciocia obierała z kolejnych kawałków flaczek...
Tak, jak ja dzisiaj to robię dla mojego synka.
Babcia miała zawsze ładnie uczesane włosy. Równiutko przypiłowane paznokcie.
I spinki.
Takie ładne srebrne spinki przytrzymywały krótkie, falowane włosy za uchem.
Spinki zawsze były takie same.
Przez tyle lat.
I łańcuszki na szyi.
A na nich Matka Boska i Krzyżyk.
Dzisiaj i ja noszę...
A herbata była w szklance z koszyczkiem...
Herbata a do niej ciasteczka.
Babcia nauczyła mnie moczyć w niej biszkopty.
Trzeba było szybko łapać ze szklanki do buzi, bo czasem odpadał namoczony kawałek...

Tęsknię za tamtym domem.
Czystym.
Zadbanym.
Zaopiekowanym.
Za zapachami.
Smakami.
Za Nią.
Mocno...

- Podwójne ruskie na wynos, proszę!

niedziela, 1 września 2013

Post na kolanie pisany.

Dzisiaj post pisany na kolanie.
Rozwodzić się z resztą nie ma nad czym.
Kolejna miłość odzieżowa Matki i tyle.

O koszulach było niedawno.
Bzika mego już znacie.
Koszula, którą poniżej widzicie jest jednak wyjątkowa.
Po pierwsze i najważniejsze to prezent od mojej ukochanej przyjaciółki.
Po drugie natomiast jej kolorystyka jest absolutnie obłędna. I nie mogę być w swym zachwycie powściągliwa, bo otoczenie wielokrotnie mnie w tym zachwycie utwierdziło...
Dlatego jestem pewna jej uroku, jak niczego innego;-)
Przyrzekam, że gdybym tylko na takową natrafiła w swoim rozmiarze, na milion procent byłaby moja...

W zasadzie koszule wolę gdy noszone są niedbale, niż elegancko.
Być może łącząc ją z ukochanymi dresiakami od Zezuzulli (TUTAJ) lekko przesadziłam, ale nieśmiało wyznam, że mnie się Synu w wersji tej podobał bardzo...













koszula - Kappahl - prezent
spodnie - Zezuzulla - nagroda - znajdziesz je Tutaj
sweterek - H&M - Second Hand
body - H&M - sklep
sandałki - Adidas - allegro