niedziela, 29 stycznia 2017

Cała prawda o melonie w kroczu.

Ostatnio bliska znajoma, która jest przy nadziei, poprosiła mnie o radę.
W związku z tym, że przeżyłam oba rodzaje porodów, chciała, abym jej doradziła. Poród siłami natury w jednym z ogromnych szpitali w jej mieście (z ryzykiem podróży od Annasza do Kajfasza), lub cesarkę w prywatnej klinice...
Nie doradziłam, tylko przedstawiłam plusy i minusy obydwu wyjść, najbardziej obiektywnie, jak potrafiłam.
A pisząc Wam o tym, nie chodzi mi o rozpoczynanie kolejnej przepychanki, między zwolenniczkami jednego i drugiego rozwiązania. Uważam, że w tym temacie każda kobieta powinna kierować się rzetelną wiedzą, intuicją i zimną kalkulacją, aby wybrać mniejsze "zło".
No właśnie "zło". I tutaj na moment się zatrzymajmy.
Otóż w mojej rozmowie z kumpelą postanowiłam być szczera... Do bólu. Żeby choć w przybliżeniu była świadoma tego, co ją czeka.
Czy to dobre? Taka szczerość wobec kobiety, która już ma dziecko wewnątrz siebie i w żaden sposób nie może od tego uciec?
Uważam, że dobre.
Pamiętam siebie przed pierwszym porodem. Bałam się jak cholera, bo już znacznie wcześniej nasłuchałam się "opowieści z krypty" kobiet, które rodziły.
Te wspomnienia plątały się, nieco przykurzone już w pamięci, ale były na tyle słabe, że moje hormony ciążowe potrafiły skutecznie je odganiać.
W okresie ciąży natomiast NIKT nic mi już nie opowiadał.
Jedynie pani psycholog w szkole rodzenia... Coś tam wspominała przy okazji depresji poporodowej...
Że poród to trudne przeżycie.

Jechałam rodzić nieco wystraszona, ale bardziej podekscytowana.
Ekscytacja szybko minęła.

Urodziłam w nocy.
Gdy rano otworzyłam oczy, nie mogłam uwierzyć w to, co przeżyłam.
Zadzwoniła moja mama, a ja nie potrafiłam jej wybaczyć, że nie powiedziała mi jak wielkie cierpienie będzie mnie czekało.
Nie chciała mnie straszyć...
A ja nastawiona na rzeźnię, jednak taką w granicach rozsądku, zupełnie nie byłam przygotowana na taki bieg rzeczy.
Ani psychicznie, ani pod względem organizacji porodu. Bo nagle okazało się, że prywatna położna i polecany szpital, to jednak nie wszystko...
Dlatego obiecałam sobie, że rozmawiając z kobietami w ciąży, zawsze będę mówić prawdę.
Absolutnie nie mając na celu straszenia. Bardzo jednak zależy mi na uświadamianiu.
Stąd ten dzisiejszy temat na tapecie.

Oczywiście mój poród był podwójnie trudny, bo patologiczny, ale przecież i normalny poród to raczej nie jest depilacja brwi u kosmetyczki.
Da się przeżyć. Ten prawidłowy.
Ba, ten z komplikacjami też się da. Jasne, że tak. Tylko to tak fajnie wszystko  gra w naszej wyobraźni, gdy ćwiczymy oddechy podczas zajęć w szkole rodzenia, albo gdy oglądamy poród w amerykańskiej komedii romantycznej.
A ja powiadam Wam kobiety, gdy Wasza wagina rozciąga się tak , że lekarz może włożyć w nią rękę, to wówczas już ani nie jest śmiesznie, ani romantycznie.

Kiedy miałam siedemnaście lat, moja mama urodziła moją siostrę. Stałam na korytarzu przed porodówką i zgryzałam opuszki palców, odmawiając zdrowaśki i nasłuchując, czy mama aby nie krzyczy.
Nie krzyczała. Po godzinie usłyszałam płacz maluszka. Rozbeczałam się. Po jakimś czasie mogłam w kitlu wejść do sali. Siedemnastoletnia dziewczyna w sali porodowej. Bałam się. Na podłodze leżało trochę krwi, maleństwo w zawiniątku miało fioletową buzię. Było takie ciepłe i leciutkie...
Tyle wiedziałam wtedy o rodzeniu dzieci.
Wydawało mi się, że to bardzo dużo.

Trzy lata później rodziła moja przyjaciółka. Miałyśmy po dwadzieścia lat.
Stałam na tym samym korytarzu, czułam się niemal jak weteranka. Mama przyjaciółki pozwoliła mi wejść do niej na chwilę...
Do dziś nie zapomnę tego bólu, wyrysowanego na twarzy mojej rodzącej koleżanki. Zupełnie nie wiedziałam, jak jej pomóc. Liczyłam sekundy trwania skurczu na głos, aby miała świadomość, że to za chwilę puści. Wkrótce skurcze szły jeden za drugim...
Gdy po porodzie zapytałam jej, jak to bolało, powiedziała, że to tak, "jakby mieć straszny okres i ktoś ci wtedy otwiera w tyłku parasol..." A ona miała zwykły czterogodzinny poród.
Swoją drogą, nie wiem skąd takie akurat skojarzenie;-)

Zatem czy poród boli?
BOLI! To wie każdy.
Z komplikacjami boli strasznie, a taki książkowy?Też tak bardzo? Zapyta pierworódka...
Odpowiem najobiektywniej, jak potrafię.
Wyobraź sobie kochanie, że masz okres. Bolesny. Boli tak, że już dawno wzięłabyś tabletkę przeciwbólową, ale nie możesz. A potem boli jeszcze bardziej i bardziej i tak razy dziesięć.
Nie tak źle? Tak, ja wiem, nie tak źle, bo Ty już dawno zapomniałaś, jak boli miesiączka.
Ja w ogóle zaczynam przypuszczać, że mamy do czynienia z jakimś spiskiem. Natura pozbawia kobietę okresu na czas ciąży, żeby wyciszyć jej strach przed okresowym bólem...Mówię Wam.
Żeby nie miała odniesienia, wyobrażając sobie ból porodowy.
Zatem, jeśli nie pamiętasz już bólu miesiączkowego, to wyobraź sobie piłkę. Lekarską.
Ta piłka zaczyna przechodzić przez Twoją waginę ...
Ale główka dziecka nie jest wielkości piłki lekarskiej, powiesz.
No tak, nie jest, choć ból ten sam.
Ale spokojnie, wyobraź sobie melona. Melon ów ma przejść. W tę. Albo tamtą stronę. W przypadku ćwiczeń z melonem to nieistotne.
Do tego dziesięć okresów i ból brzucha, jak podczas jelitówki.
No i wyduszasz z siebie tego melona, oblana potem, z popękanymi naczynkami na twarzy od wysiłku. Aby przy końcu Twoja wadżajna pękła, ewentualnie została rozcięta skalpelem. Na około cztery centymetry.
Mówi się, że to nacięcie...Brzmi niewinnie, prawda?
Tylko dlaczego trzeba je ZSZYWAĆ?!
Wyobraź sobie, że teraz, na sucho bez tych wszystkich przyjemnostek,czyli okresów, melonów i innych, jakaś baba rozcina Ci krocze skalpelem...
No, a mówią, że w czasie porodu, ten etap, jest najlżejszy ze wszystkich...

Czy byłam nieobiektywna?
Nie sądzę. Tak wygląda zwyczajny poród fizjologiczny.
Ktoś zaprzeczy?

Czy jestem przeciwna porodom naturalnym?
Absolutnie nie!
Jestem za!
Ale w ludzkich warunkach, w poczuciu bezpieczeństwa, z zaufaną położną i swoim lekarzem prowadzącym. KONIECZNIE!
I znieczuleniem!
Bo nie potrafię ogarnąć umysłem dlaczego nadal, kilku fiutów w krawatach skazuje miliony kobiet na rodzenie w okropnym cierpieniu. Rzeź na żywca.
Dlatego ciężarna dziewczyno, weź teraz głęboki oddech i nie zamartwiaj się.
Wiesz, jak będzie, więc weź sprawy w swoje ręce i przygotuj się na  poród, jak żołnierz idący na wojnę.
Tyle mogę Ci doradzić, ze swojego doświadczenia...