poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Wadera - czyli rzecz o ojcach porzucających rodziny.

Kiedy przy pierwszej ciąży chodziliśmy do szkoły rodzenia, kilka razy odwiedziła nas pani psycholog. Któregoś razu poprosiła, aby każde z nas - mąż i żona - osobno wypisało w punktach, co lubi ze sobą robić. Potem poprosiła, abyśmy podkreślili te czynności, których nie będzie nam utrudniało dziecko, gdy się narodzi. Zostało zaledwie kilka... Pani psycholog zaleciła schować te kartki i koniecznie skorzystać z nich w przyszłości, aby uniknąć kryzysu małżeńskiego.
Wtedy to całe zadanie wydało mi się strasznie naiwne, a wizja wspomnianego kryzysu przerażająca, ale w zasadzie również nieprawdopodobna. W ogóle bez sensu.
Ostatnio znalazłam te kartki...

Gdy wadera- samica wilka rodzi małe, wilk staje się czujny za dwoje. Do tej pory silna i niezależna samica staję się słaba. Wpływają na to fizjologia - ciąża, poród, połóg, ale także fakt, że od tej pory "obciążona" jest młodymi i do momentu, gdy one nie staną się dorosłymi osobnikami, oprócz siebie musi myśleć także o nich. Aby młode przeżyły, musi przeżyć wadera. Dlatego wilk "dba" o nią, zapewniając pożywienie, bezpieczeństwo i spokój.
Tak działa natura...

Niestety z moich obserwacji wynika, że ostatnio zwierzęta bardziej ludzkie są, niż ludzie... I mimo tego, że coraz częściej słyszę o znudzonych obowiązkami, które za sobą niesie rodzina, facetach, którzy kilka miesięcy po narodzinach planowanego dziecka, stwierdzają, że ten wieloletni związek, to jednak nie to i porzucają swoje słabe i bezbronne "samice", które nagle z maluszkiem wiszącym na cycu, mają zapewnić byt sobie i dzieciom, wtedy za każdym razem jestem w strasznym szoku.
Bo do tak perfidnego, nieludzkiego zachowania, nie można przywyknąć, prawda?
Bo niby jak dać sobie wmówić, że takie zachowanie jest normalne?!
Podłe - to jedyne, co nasuwa mi się na język. Krzywdzenie ludzi jest złe, a już dzieci, staruszków, kobiet w ciąży albo z maleństwem przy piersi jest podłe podwójnie.
Co to za facet, który porzuca żonę z niemowlęciem, bo "JA"? Żonę, która poświęciła swoje ciało, aby dać mu dziecko. Żonę, która zniosła cały ten ból związany z porodem, połogiem. Która przez kilka miesięcy nie śpi w nocy, a w dzień funkcjonuje w zasadzie tylko dla potrzeb dziecka, całkowicie rezygnując z siebie, ze swoich zainteresowań i najmniejszych choćby przyjemności. Kobietę, która przez sytuację zmuszona jest do zależności od swego "samca", tak jak zależna od lwa jest lwica. Wreszcie kobietę, która nie może spakować się, powiedzieć znudziłeś mi się, wkurzasz mnie i już Cię nie kocham, więc ciao, wyjeżdżam! Sama!
Ehhhhh.
Tak strasznie żal mi tych oszukanych kobiet. I choć wiem, że często wina leży po dwóch stronach, że i białogłowe potrafią dopiec, zwłaszcza niewyspane, wymemłane i zdziczałe, to gdy słyszę o takich "męskich akcjach" serce mi pęka i rozpada się na milion kawałków. Bo jak można? Choćby żona była największą jędzą. Przecież przysięgali sobie w szczęściu i nieszczęściu...
Jejku jak ja wtedy dziękuję Bogu, że obdarzył mnie szczęściem posiadania normalnego, ludzkiego męża... W tych czasach to prawdziwy fart.

Miałam taką znajomą. Mama bliźniąt, więc podejrzewam, że jazda musiała być bez trzymanki. Pewnego dnia nie poznałam jej na ulicy. Cień człowieka. Była tak potwornie chuda, że stwierdziłam, że to na bank rak. Otóż jej rak miał na imię Przemek i porzucił ją, z dwójką malutkich dzieci, a sam zaczął wozić się z nową zdobyczą. Mama bliźniąt wykończona nerwowo leczyła głęboką depresję na terapii u psychologa, a były małżonek się woził...
Nawet nie wiedziałam, co jej powiedzieć. Jedyne, co nasunęło mi się na myśl, to to że karma zawsze wraca. ZAWSZE. Ona wkrótce nabierze sił, cierpienie ją wzmocni i rozkwitnie na nowo, a on...  No cóż, co może spotkać w życiu samolubnego człowieka bez honoru, bez żadnych wartości i najmniejszej empatii...

Dlatego, jeżeli teraz czyta "mnie" jakaś porzucona wadera... Czyta ze łzą w oku...
To proszę otrzyj tę łzę.
Bo nawet jeśli teraz jest strasznie trudno i serce krwawi z żalu...
To prawda jest taka, że każda szczenna wadera w końcu odzyskuje siły.
Młode rosną szybko. A wtedy jest dużo lżej.
I nagle okazuje się, że w momencie, gdy zamknęły się drzwi - otwarte zostało okno.
Frajer odszedł, żeby zrobić miejsce normalnemu, kochającemu facetowi.
Który będzie dbał.
Szanował.
Zabiegał.
W dodatku nie tylko wtedy, gdy TY zasłabniesz.
A wtedy pamiętaj tylko  o jednym:

Na pierwszym miejscu jesteś TY.
Potem są Twoje dzieci.
A na końcu Twój mąż.
Inaczej już po Tobie.

Tak powiedziała mi kiedyś moja babcia.