czwartek, 29 sierpnia 2013

Nie tak miało być...Czyli o chłopcu z marzenia.

Nie tak miało być.
Nie tak...
Plaża być miała.
Pusta
Słońce.
I chłopiec.
Trzy, czteroletni.
W białych spodenkach i białej koszuli.
Biegający beztrosko i wygłupiający się przed rodzicami.
Włoski miał rozwiewać mu wiatr...

Taka wizja towarzyszyła mi od momentu, kiedy dowiedziałam się, że będę mamą chłopczyka.
Dokładnie ten obraz Synka pojawiał mi się w głowie za każdym razem, gdy próbowałam Go sobie wyobrazić.
Skąd taki akurat?
Nie mam pojęcia.


Natomiast, gdy w moim ulubionym S.H. wpadła mi w ręce wcześniej już wspominana, biała koszula, nie miałam wątpliwości...
Obmyśliłam całą sesję dokładnie...
Zaplanowałam, że tak jak w marzeniu być musi...
Plaża...
Słońce...
Synek w bieli...
A może i mama gdzieś niedaleko...

Miało być inaczej.
A wyszło jak zwykle;-)
Bo słonecznych dni zabrakło...
A jak nie było słońca, to na plaży łeb urywało...
A nawet, gdyby nie urywało, to na plaży tłumy.
No i do tego Synek w tym dniu wcale beztrosko biegać nie chciał.
Przytulać się wolał do mamy i chować od obiektywu;-)
I co z tego, że nie tak miało być...

Poniżej kilka kadrów, które udało nam się zatrzymać:














Sponsorem dzisiejszego odcinka powinna być literka H&M ;-) 
Koszula - H&M - S.H.
Spodenki - H&M - sklep
Sandałki - H&M - allegro
Sweterek - H&M - S.H.
Szaliczek - no name, przypadkowo wyszperany



wtorek, 27 sierpnia 2013

Matka odpieluchowana.

Zawiła ścieżka mego macierzyństwa nauczyła mnie już dawno luzu i dystansu do tego, co DZIECKO POWINNO.
Dzięki mojemu Synkowi wymazała to pojęcie całkowicie ze swojego słownika.
Bo to właśnie Synu nauczył mnie, że NIE MUSIMY z niczym się spieszyć.
Ufam mojemu dziecku i jego rozwojowi, i o ile nie zauważam drastycznych anomalii, idę drogą, którą mnie prowadzi.

Nie stresuję się już, że Nacio jest niższy od książkowego dwulatka, że przy tym nie wiele waży, że nadal śpi ze mną, że nad ranem wypija butlę mleka, że czuje niepokój, gdy z niewyjaśnionych przyczyn znikam z jego pola widzenia...

Uważam, że dwulatek to nadal malutkie, w dużej mierze uzależnione od opieki rodzicó, dziecko i z przyjemnością daję mu, to czego potrzebuje.
On w zamian sam rezygnuje z pewnych rzeczy, dorośleje i usamodzielnia się w łagodny sposób...

Tak samo było z odpieluchowaniem.
Od dawna planowałam, że gdy skończy dwa latka, na wiosnę rozpoczniemy misję nocnikową.
Na urodziny dostał suuuuper tron.
Na który absolutnie nie chciał usiąść.
Ani nawet o tym słyszeć.
Stwierdziłam, że nic na siłę.

Z czasem zaczęłam obserwować symptomy gotowości do zmiany. Synek nie siusiał już w nocy, informował o pełnej pieluszce, z ciekawością zaczął zwracać uwagę na to, co dzieje się z siusiakiem, gdy popuści się niechcący podczas kąpieli...

Jest gotów.
On był gotów.
Matka średnio.

Pieluszki to przecież jakby ostatni etap bycia dzidziusiem.
Przynajmniej dla prostego serca Matki.
Rezygnacja z przewijania dziecięcej dupiny, to koniec całowania gładkiego brzuszka i jakże sporych już girek...
Kolejny etap usamodzielnienia się - uniezależnienia od Matki...
Która jakże zależność tę pokochała...
No, ale Synu jest gotów.

Trzeba.

Matka w te pędy głowę swą odpieluchowała.
Uspokój się kobieto.
Brzuszek dziecięcy można całować i bez zmieniania pieluchy!
I do dzieła!

Jak to wszystkie wielkie postanowienia i to początek realizacji swej miało w poniedziałek.
Wczoraj - czyli.
Matka ostatnią - nocną pieluszkę z dziecięcej dupiny zdjęła, wyjaśniając przy tym gruntownie, że oto od dziś pieluszek używać już nie będziemy, a wszelkie "te sprawy" załatwiać będziemy na tym cudownym, dostojnym nocniczku.
Dalsza część wykładu mówiła o tym, że aby zrobić siusiu, trzeba zdjąć majteczki, spodenki i usiąść na nocniczku.
Dokładnie tak, jak to robi mamusia...
Tutaj nastąpił pokaz praktyczny.
- I Synku, gdy zrobisz po raz pierwszy siusiu do nocniczka mamusia kupi Ci nagrodę, dokładnie taką, jaką sobie wybierzesz.

Mało pedagogiczne? Trudno.

Następnie Matka założyła synowi pierwsze majtaski, które czekały już od miesięcy, i które okazały się co najmniej o rozmiar za duże...
Potem czekała cierpliwie aż Synowi się zachce.
Ten natomiast nie chciał nawet słyszeć o siadaniu na nocnik.
Jak zwykle.
Będzie ciężko...

Po godzinie nadszedł moment buntu i błagań o pieluszkę...
Synu błagał.
Matka nieugięta w swej konsekwencji.
Czekała...
Aż się doczekała.

Pierwszej plamy na dywanie...

Potem była jeszcze druga...
I trzecia...
Dywan trzeba będzie zwinąć raczej...

Następnie na popołudniowym spacerze Matka spotkała inną Matkę...
Jej córeczka już bez pieluchy.
Odpieluchowana czyli...
Ale droga była to przez mękę.
Jak długo?
Cztery miesiące to trwało...
A i do dzisiaj się zdarza...
Oj, kanapy posiusiane...
I dywany...

Koniecznie muszę ten dywan zwinąć! Jak tylko wyschnie...
Nie będzie łatwo, coś mi się zdaje...

Na wieczornych ćwiczeniach Matka nie myślała o niczym innym, tylko o tym, że zapomniała powiedzieć Ojcu Syna Swego, żeby uważał na łóżko, gdy maluch będzie nań wieczorną bajkę oglądał.
Na pewno się zleje.
Na bank!
Jezuuuuuuuuuu, żeby tylko na materac nie przeleciało!
Przeleci, na sto procent przeleci!
I wszystko prać trzeba będzie!

Z duszą na ramieniu Matka weszła do domu. Synu na łóżku ogląda bajkę.
Łóżko suche.
Nie zlał się.
Dzięki Bogu!
A siku robił? - pyta Matka Ojca z nadzieją w sercu.
Nie robił.
F......ck!

Matka w kuchni.
Ojciec w dużym pokoju.
Dziecię w sypialni.
Nagle czujne uszy Matki wychwyciły jakże niepokojący w tych okolicznościach komunikat.
- Tato, tato kuka (w wolnym tłumaczeniu kuka to czasem kupka, a czasem siusiu, w zależności od upodobań malucha).

KUPA!
Na dywanie!
Na bank na dywanie będzie!
Nie, no zrobił kupę na dywan, którego Matka nie zdążyła jeszcze zwinąć, bo ten nie zdążył jeszcze wyschnąć po poprzednim sponiewieraniu.

Biegną oboje rodziców do sypialni.
Matka pierwsza.
Synu stoi.
Bez majtek, by w razie W mniej było do prania.
Dywan.
Kupy brak.
Plam również!
Twarz dziecka.
Dumny uśmiech.
Palec dziecka.
Wskazujący.
Nocnik.
Siku!
Jest!
Jeeeeeeeeeeeeest!
A więc udało się!
Cudownie!
Synku jaki jesteś cudowny!
Brawo!
Braaaaaaaaaaawo!
Aż ręce piekły!
Wyściskali się jeszcze rodzice.
Z radości.
I ulgi.
I zwycięzcę swego małego też!
Co po raz pierwszy, sam samiuteńki odważył się usiąść na nocnikowej dziurze i zrobił doń jakże cudowne siusiu!

Rano siusiu było drugie.
Równie udane.

Potem obiecany zakup piątego Zygzaka McQueena i oczekiwanie ponowne.
Bo pora już...

Nagle Synu staje w drzwiach pokoju rodziców.
- Kuka - powiada.
I idzie okrakiem do Sypialni.
- Choś!Choś mama!

Matka zawiedziona.
A więc znów nie udało się...
Szkoda...
Ehhhh...
Synku, to nic. Następnym razem na pewno Ci się uda zrobić do nocniczka.

Wchodzi Matka do Sypialni, a tam w nocniku siusiu.
A więc udało się!
Tylko Synu zapomniał zdjąć galotków po prostu!
Jakaż ta Matka głupia, żeby tak w Syna od razu wątpić!
Kiedy On taaaaki zdolny przecież.

Tylko, że "kuka" "kuką", a kupki prawdziwej na horyzoncie brak...
A to już drugi dzień...
Ale dywan zwinięty, więc w razie W, nie będzie tak źle...

Nagle, będąc już w pracy, Matka otrzymuje MMS od Ojca Syna Swego.
Otwiera wiadomość.
A tam...
Cudowny synowy klocek w...

Nocniczku!
Fantastyczny!

Matka pękła z dumy.


niedziela, 25 sierpnia 2013

Prosto od Zezuzulli ;-)

Taka już jestem, że gdy coś mi się bardzo podoba, to chwalę.
Nie omieszkam powiedzieć kucharzowi w restauracji, że cudownie ugotował, czy kobiecie na ulicy, że ma przecudowne włosy, buty, czy torebkę.
Ale...
Gdy jestem zniesmaczona, czy zawiedziona, tym co ktoś mi serwuje...
Gdy widzę, że ktoś bagatelizuje sprawę...
Lub, gdy ktoś sprzedał mi bylejakość - też mówię, co myślę. Na szczęście coraz rzadziej...
Bo często wolę przemilczeć po prostu temat, niż psuć emocje komuś i sobie.

Nigdy natomiast nie mówię wbrew sobie tego, co ktoś chciałby usłyszeć.
Nigdy nieszczerze nie chwalę.
Nie prawię nieprawdziwych komplementów.
Kieruję się za to zasadą : jeśli masz powiedzieć coś przykrego, lepiej nie mów nic.

Dzisiaj natomiast będę mówić.
Ojjjj, jak wiele chciałabym Wam powiedzieć ;-)
Mówią, że darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda.
Otóż ja tutaj, dzisiaj owego konia zamierzam wychwalać.
Bo zęby ma przefantastyczne!

Jakiś czas temu udało mi się po raz pierwszy w życiu wygrać w konkursie, o którym już Wam wcześniej wspominałam.
Nagroda przyjechała szybciutko.
Nagroda, której autorem jest ZEZUZULLA
Z ogromną niecierpliwością otwierałam przesyłkę.
Po chwili oczy me ujrzały cudowny duet.
Całość pachnąca jeszcze nowością, niczym Barbie z Pewexu.
Ubranka tak przygotowane i wyprasowane, że żal było naruszać tę nieskazitelność.
Moje wygłodniałe oczy, oczy które kochają dobrą jakość, pożerały ukochany, szary melanż ze smakiem.
I te metki rozczulające...
Palce gładziły doskonałą dzianinę...
Tak bardzo inną od "sieciówkowej"...

Przyznam się Wam, że ze dwa tygodnie nie wyjmowałam tegoż kompletu z komody, bo było mi żal.
Bo nie chciałam zniszczyć tej idealności.
Bo nie chciałam, żeby dziecię me go poplamiło przed zdjęciami...
Potem długo zastanawiałam się, w jakich okolicznościach najlepiej uczynić kilka fotografii, aby się  moją nagrodą z Wami podzielić.

Wariatka - powiecie.
Zgadzam się.
Ale szaleństwo to zrozumie każdy, kto będzie mógł w dłonie własne chwycić te ubranka, kto własnym okiem będzie mógł je ocenić.

W końcu, po sesji skrzętnie zaplanowanej, mogliśmy się ubrankami Zezuzullowymi cieszyć do woli.
Synu wygodą ogromną.
Matka każdym nań spojrzeniem.

Teraz ubieramy je często. Może nawet za często ;-P
Bo uwielbiam.
A zwłaszcza spodenki.
Są absolutnie genialne w swej prostocie i jakości.
I gdyby Zezuzullka zechciała mamowe takież uczynić, to pierwsza bym w nich z dumą urzędowała!

Dziewczyny DZIĘKUJEMY! ;-D












Bluzeczka z liskiem - Zezuzulla - TUTAJ
Dresiaki z obniżonym stanem - Zezuzulla - TUTAJ
Bluza - ZARA - sklep
Sandałki - ADIDAS - allegro




czwartek, 22 sierpnia 2013

Koszula ;-)

W pewnym momencie zauważyłam u siebie niepokojącą skłonność...
W domu zaczęły pojawiać się kolejne chłopięce mini koszule.
Oczywiście w sposób magiczny i zuuuuuuupełnie niewyjaśniony ;-)
A z tymi koszulami to jest tak, że często zachwycają kolorami...
Albo kratka jest jakaś taka wyjątkowa...
Albo mankiety po wywinięciu mają inny, bajerancki deseń...
No i oprzeć się nie można.
Zupełnie.
No nie idzie i już ;-P

A potem...
A potem to te koszule sobie leżą.
Bo żeby dziecięciu ubrać, to wyprasować by wypadało...
A do tego to już żelazko trzeba wyjąć...

Czasem jednak nachodzi mnie ochota i wówczas efekty są na przykład takie:




















Koszula - Padi Club - łup z baby szafigu 
Spodenki - Mother Care - mój ulubiony S.H. 
tenisówki - H&M - sklep
Sweterek - no name - mój ulubiony S.H. 
Czapeczka - spontaniczny zakup na nadmorskim straganie - marki brak, 
ale za to jest cudownie przewiewna, cieniutka i wygodna ;-)
Miętowy twarzo-zakrywacz - spódnica - Mamy ;-)


wtorek, 20 sierpnia 2013

Najwspanialsza zabawka na świecie.

Każdy kandydat na rodzica ma w głowie wiele wyobrażeń.
Imaginuje sobie i kreuje różne obrazy, które zazwyczaj w zderzeniu z rzeczywistością ulatują w powietrze dużo szybciej, niż ich autor może sobie wyobrazić.

Tego lata mamy za sobą ładnych kilkadziesiąt dni wśród nadmorskich krajobrazów.
Nieświadomych jeszcze  przed - rodziców, uświadamiam, że dla każdego RODZICA w skład nadmorskiego pejzażu, w dużej mierze, wchodzą także stacjonarne pojazdy na monety oraz...;-P
Stragany.;-P
Z zabawkami...
Zazwyczaj chińskiego pochodzenia...

Jako matka kołysząca jeszcze swe dziecię pod sercem miałam bardzo silne postanowienie, że otóż MOJE DZIECIĘ będzie się bawić tylko BARDZO PRZEMYŚLANYMI zabawkami.
Głównie EDUKACYJNYMI.
Oraz oczywiście EKOLOGICZNYMI.

Wracając do straganów...
Synu wie, że z matką nie ma żartów.
Po kilku próbach negocjacji na początku lata nauczył się już, że:
Matka zabawek na zawołanie nie kupuje.
Te zabawki na straganie należą do tejże oto pani, która się do nas teraz uśmiecha.
O, tej właśnie.
I dlatego nie można ich sobie po prostu zabrać...bo Pani byłaby raczej niezadowolona.
Dzięki życzliwości ów Pani można natomiast je sobie pooglądać...
A pieska co szczeka i chodzi to można nawet pogłaskać.
I odejść.
Grzecznie.
Ewentualnie pomachać można jeszcze na pożegnanie...

Synu podporządkował się w temacie straganowym całkowicie, jednak zachwyt z jakim reagował za każdym razem, gdy w polu jego widzenia pojawiał się ów pies piszcząco - szczekająco - chodząco - oczyma świecący, był każdorazowo tak rozczulający, że w końcu uległam.
Nieproszona.
Nieterroryzowana krzykami czy pokładaniem się ostentacyjnie na chodniku.
Dobrowolnie, niczym nieprzymuszona zakupiłam psa nacji chińskiej za całe czternaście złotych.
Wręczyłam go następnie mojemu dwulatkowi, którego nigdy nie podejrzewałam nawet o tak wysoce rozwinięte pokłady opiekuńczości, czułości i empatii.

A obserwując z jakim namaszczeniem maluch układa swego chińskiego przyjaciela do snu w swych ramionach, przekonałam się, że z całą pewnością jest dla Niego najwspanialszą zabawką na świecie...
I to nic, że nie edukacyjną...;-P










czwartek, 15 sierpnia 2013

Obrazki.

Dzisiaj tylko obrazki ;-)
Czyli kilka chwil zamkniętych w obiektywie...
Ściskam Was ciepło ;-)














A gdyby kogoś zaciekawiło syna odzienie to:
bluza z uszkami - Zara - sklep (zimowa wyprzedaż)
czapka w gwiazdki - H&M - sklep
bluza w paseczki - Zara - sklep
jeansy rurki - H&M - sklep