czwartek, 29 maja 2014

Sandałki dla trzylatka?!

Nacio należy do kurczaków.
Nie dość, że nieopierzony, to jeszcze malutki.
Kurczaczek taki.
Girki też kurczęce.
Chudziutkie i z lekka koślawe ;-(
W zasadzie jedna.

Zimą jeszcze chyba dostałam cynk od mojej modowej mentorki Evelio o cudownych sandałkach "dziadziusiowych". Że są tu i tu i że okazja i że styl ten, co wielbię. Świetny dezajn, genialna cena. Kupiłam. Tak zimą. Sandały.
Czyny takie szczerze polecam, bo radocha ma była nieokiełznana, gdy w pierwszy dzień letni, zwarci i gotowi, mieliśmy gotowy obuw dla Syna.

I byłoby super, gdybym nie odkryła nagle, że model mój, zupełnie nie modowo, girkę jedną krzywi nieco do środka.
Po matce odziedziczył tę przypadłość...
Dlatego za cel namber łan postawiłam sobie znalezienie obuwia profilowanego, aby krzywiznę skutecznie korygować.
Poczęłam pytać...Szukać...Zaglądać...I oglądać...
Utonęłam.
Z pluskiem.
W swoim niezdecydowaniu...



BIRKENSTOCK
Absolutnie genialne, polecone przez Zezuzullków.
Świetny kolor, krój, wykonanie.
Wkładka - kosmicznie wygodna. Poczytajcie... Genialne właściwości.
Cholewa zamszowa!
Cena - powala ;-(
Kupisz je tutaj KLIK

RESERVED
Zdjęcie zupełnie nie oddaje ich uroku.
Polecone przez Evelio
Przepięknie wyglądają na nóżce!
Skóra!!!
Za 59,90zł!!!!!!!!!!!!!!!!
Profilowana wkładka...
Już miałam je przy kasie, 
kiedy czujne oko perfekcyjnej części mej osobowości, 
dostrzegło, że ciut odkleja się podeszwa.
Zrażona bylejakością zakupów w Reserved, zawiesiłam zakup.
Kupicie je tutaj KLIK


Crocs
O kroksach chyba pisać wiele nie trzeba.
Genialnie wygodne. Świetnie sprawdzają się u małych chłopców, 
którzy kochają kombinować z wodą i piaskiem.
Codziennie wieczorem można je umyć wodą z mydłem i włala!
Czyste i higieniczne!
Fajny dezajn i kolorystyka.
Cena względnie do zaakceptowania.
Ale czy wkładka aby poważnie profilowana?
Powiedzcie... 
Kupicie je tutaj KLIK

NIKE
Dwa lata z rzędu mieliśmy sandałki piankowe adidasa, nieco inne niż te.
Sprawdzały się dobrze.
Bardzo wygodne, nigdy nie obtarły nóżki.
Łatwo można wymyć wkładkę i zawsze wyglądają jak nowe.
Wkładka dość dobrze profilowana.
Dezajn...
Mam mieszane uczucia.
Z jednej strony kolorystyka urzeka.
Z drugiej zobowiązuje...
No i zawsze to już tylko sandałki sportowe.
Cena ok.
Kupicie je tutaj KLIK


Citrouille et Compagnie
Świetne z wyglądu - czarny mat - myślę, że baaardzo stylowo i uniwersalnie.
Bardzo dobrze profilowana, skórzana wkładka, podobnie jak w birkensztokach.
Dobrze, że wkładka jest lekko rudawa, bo przybrudzenia, nie będą aż tak widoczne, jak przy jasnej.
Pełna regulacja...Choć nie ufam do końca tym zapinkom.
Na zdjęciu wyglądają super, minus za to, że nie miałam ich w ręku.
Dobra cena...
Ale minus za cholewę z syntetyku.
Choć podszyta materiałem, więc może nie będzie to bardzo odczuwalne.
Kupicie je tutaj KLIK

Doradźcie!
Aa może macie jakieś swoje sprawdzone już typy?;-)



poniedziałek, 26 maja 2014

Polne kwiaty.

Były takie poranki, kiedy jako mała dziewczynka nastawiała sobie budzik, aby wymknąć się z domu, zanim mama wstanie.
Budzik był z tych prawdziwy.
Klasyk z dzwonkiem co tak potwornie dzwoni, ze zmarłego by obudził.
Słońce świeciło głaszcząc delikatnymi promykami poliki.
Rozświetlało TEN dzień, nadając mu wyjątkowy, letni klimat.
Mieszkała w blokowisku, ale nieopodal był las.
Przy lesie łąka.
W pośpiechu biegła na tę skąpaną we wczesnym, świeżym słońcu łąkę.
Zapach rosy, traw, ziół i kwiatów będzie pamiętać już chyba zawsze
Nie miała pieniędzy.
Ale przecież był DZIEŃ MAMY...
Postanowiła nazbierać więc polnych kwiatów.
Kaczeńce, koniczyny, niezapominajki, chabry, takie malutkie niebieskie bratki i wiele innych, których nazw wcale nie znała.
Nie poznała do dziś w zasadzie.

Nazbierać taki porządny bukiet z tych drobnych kwiatów wcale nie było łatwo.
Ale to było przecież dla mamy!

Po wykonaniu tego długo obmyślanego z dziecięcej głowie planu, wracała, niczym agent specjalny do domu...
I tak strasznie była szczęśliwa, że ma co swojej mamie ofiarować.
Mama cieszyła się takie pięknie...

Gdy sama została matką, poczuła z czego tak naprawdę cieszyła się jej mama.
Było to coś o wiele ważniejszego, niż polne kwiaty.
Ważniejszego nawet, niż gwiazdka z nieba...

Mamuś nie miałam dziś dla Ciebie polnych kwiatów...Może i dobrze, bo one strasznie szybko więdną;-)
Ale za to kocham Cię tak samo mocno ;-*

sobota, 24 maja 2014

Syty głodnego nie zrozumie.

Jak dawać gwiazdkę z nieba i nie wychować snoba, któremu wszystko się należy?
Jak ulegać złożonym w prośbie rączkom, tak rozkosznym,  nie dając poczucia, że każdy zawsze ulegnie?
Jak nagradzać tę miłość cudowną, bezwarunkową, nie ucząc, że za miłość się płaci?
Jak móc pozwolić sobie na tę przyjemność dawania i wywoływania dziecięcej radości, unikając jednocześnie wrażenia, że wszystko już było i nuda, chyba że samochód osobowy na komunię.
Jak dawać poczucie finansowego bezpieczeństwa i uczyć jednocześnie zaradności?

Od dawna noszę w sobie refleksję, że bieda hartuje.
Uczy szacunku do pracy i pieniędzy.
Motywuje do kreatywności i odwagi.
Starsze pokolenie do dziś wspomina jak to trzeba było z kumplami butelki zbierać i sprzedawać, żeby zarobić na lizaka.
Ja sama już jako nastoletnie dziecko zaczęłam pracować, aby zarabiać na swoje wydatki.
Znałam wartość butów, które sobie kupiłam i zawsze przynajmniej cztery razy przemyślałam chęć kupienia sobie czegokolwiek, zanim uległam spontanicznej pokusie.
Widziałam jak ciężko muszą pracować moi rodzice, aby nas utrzymać.
Wiedziałam także, że muszę dobrze się uczyć, aby mieć w życiu lżej.

Rozumiem ludzi, którym ciężko się żyje, bo brakuje do pierwszego.
I to nie jest tylko slogan. Oni często już od dwudziestego mają światło w lodówce. No czasem jeszcze dżem i musztardę.
Rozumiem co czują dzieci, które nie mogą jechać na biwak z resztą klasy, bo mama nie ma z czego zapłacić.
Bardzo współczuję pani, która przechodzi deptakiem, zaglądając do każdego śmietnika.
Serce mi pęka, kiedy w każdą niedzielę przed naszym kościołem widzę pana z kartką i kapeluszem. Skromny. Czysty. Smutny. Na kartce napisał, że ma kilkoro dzieci. Jest sam. Zawsze tak bardzo serdecznie dziękuje za każdą złotówkę. Tak serdecznie, że człowiek po prostu wie, że to prawda...

Nie chcę, aby mój syn tego doświadczył. Chcę, aby będąc dzieckiem, o nic nie musiał się martwić. Pragnę sprawiać mu niespodzianki. Uwielbiam ten błysk w jego kryształowych oczkach, gdy dostaje torebkę z prezentem. Tak pięknie potrafi dziękować...
Chciałaby równocześnie, aby nauczył się tych wszystkich wartości, które ja w sobie noszę.
Marzę, aby potrafił współczuć i zawsze chętnie pomagał.
Aby potrafił wczuć się w czyjąś sytuację.
Aby szanował ubogich oraz ludzi, którzy wykonują trudne, czasami przykre prace.
Aby dobro i szczęście innych stawiał na równi ze swoim, a czasami wyżej.
Aby był pracowity i miał poczucie, że może osiągnąć wszystko.

Tylko czy samym tłumaczeniem to się uda?
Czy teoria i bycie przykładem będzie wystarczająca?
Patrzę na to nowe pokolenie i momentami mocno drżę z przerażenia.
Nie darowałabym sobie, gdyby moje dziecko stało się jednym z tych pępków świata o sercu z kamienia...

wtorek, 20 maja 2014

Czapka od MAMUKI.

Ta czapka to strzał w dziesiątkę.
Taką sobie wymyśliłam, a Evelio od MAMUKA, genialnie nam ją pochlapała.
I niby tylko chlapnięta...Niby tylko czapa...
A budzi ogólny zachwyt i entuzjazm przechodniów, jak żadna inna.
Że już nie wspomnę o matczynej reakcji, gdy otworzyła kopertę;-)
Dziękujemy MAMUKA!










A z bliska udało mi się ją złapać tutaj;-)

czapa - MAMUKA
katanka - ZARA - mój ulubiony S.H.
szalik - LINDEX - mój ulubiony S.H. - najnowszy łup;-)
top - LINDEX - MAMUKA
legginsy - ZARA - SKLEP
trampy - ccc - aktualna kolekcja



poniedziałek, 19 maja 2014

Kalina.

Nigdy nie pragnęłam fortuny.
To znaczy czasami wyobrażałam sobie jak to jest wygrać milion...
I móc ot po prostu sobie kupić torebkę od Luisa Vuittona.
Nigdy natomiast nie żyłam w nastawieniu na bogacenie się.
Nawet w pracy zawsze bardziej zależało mi na pochwale od szefa, niż premii.

Lubię zakupy.
Uwielbiam buty, kosmetyki, ciuchy - to prawda.
Ale wszystko w granicach rozsądku.
Jestem szczęściarą, bo dzięki mojemu mężowi możemy żyć na wygodnym poziomie.
To jest przyjemne.
Daje luz psychiczny. Poczucie bezpieczeństwa.
Bardzo to doceniam i wcale nie ubolewam, że nie jesteśmy bogaczami.
Bardzo współczuję natomiast ubogim ludziom. Zwłaszcza dzieciom, ludziom starszym, lub takim którzy pomimo swej ciężkiej pracy, a przy tym słabego zdrowia, pomimo spracowanych dłoni i hektolitrów wylanego potu, mogą pozwolić sobie na bardzo niewiele.
Wstyd mi wtedy, że ja mam.
Czuję tę niesprawiedliwość.
Staram się dzielić, jednak zawsze czuję, że robię za mało.
Podziwiam natomiast tych, którzy mając bardzo mało potrafią się podzielić.
Jakiś czas temu usłyszałam w moim kościele, że łatwo pomagać, gdy się ma dużo, jednak prawdziwa sztuka to pomagać, gdy się ma niewiele...

Pewnego dnia, całkiem niedawno, nasz domowy gwar przerwało ciche pukanie do drzwi.
Zdziwiona pobiegłam, aby otworzyć.
W pierwszej kolejności wzrok mój zatrzymał się na pęku pięknych, białych kwiatów kaliny.
Trzymała go stara, spracowana dłoń mojej sąsiadki.
- Dzień dobry. Przyniosłam Pani kwiatki.
Zamurowało mnie. Spojrzałam w te błękitne, lekko zamglone, serdeczne stare oczy i zamurowało mnie.
- To jest kalina.
- Ojejjj dziękuję! Jaka Pani kochana!  Nie trzeba było...
- To ja dziękuję, do widzenia... - odpowiedziała z uśmiechem babunia i zwróciła się w kierunku schodów.

Zamknęłam drzwi.
Stałam tak przez chwilę oniemiała, a w myślach przewijały się obrazy z wieczoru, gdy ta sama sąsiadka zeszła do nas, prosząc o pomoc, bo bardzo źle się poczuła. Wezwaliśmy pogotowie. Czekając trzymałam ją za starą rękę i głaskałam po ramieniu, żeby się nie bała. Sama bałam się jak cholera. W końcu oddałam ją w ręce lekarzy i wszystko dobrze się skończyło.
Nie zrobiłam nic wielkiego, a Ona podziękowała mi najpiękniejszym podarunkiem, jaki od dawna dostałam.

Kalina jeszcze długo stała w wazonie, a mnie za każdym razem robiło się ciepło w sercu, gdy koło niej przechodziłam...




wtorek, 13 maja 2014

Cel - mięta.

Tuż po upolowaniu czerwonych rurek, w matczynej głowie pojawił się nowy cel - mięta!
Był to jeden z tych celów, co to muszę! muszę! muszę! i jak nie będę miała to umrę i koniec będzie i już!
Znalazłam.
Prześwietne rurki - wycierusy, w genialnym kolorze pastelowej mięty, fantastycznej marki Lindex,  za uwaga 12 zyli!
Misja wypełniona ;-)
Zdjęcia nadal na cebulę. Zimno u nas cały czas. Popaduje non stop, wiatr łeb urywa ;-)Czekamy na ocieplenie z utęsknieniem.
















Katana - Zara - mój ulubiony S.H.
Kardigan - H&M -  mój ulubiony S.H.
Koszula - Kappahl - prezent
Spodnie - Lindex - mój ulubiony S.H.
Trampki - Reserved - sklep 
Bezrękawnik - F&F - Tesco
Sweter - Zara - sklep
Czapka - H&M - sklep

poniedziałek, 12 maja 2014

Dziecko uczepione spódnicy.

Matka M. zakupiła sobie drogą wysyłkową spódnicę.
Suto marszczoną, długą do ziemi spódnicę z szarej dresówki.
Absolutnie przeboską!
Tak już Matka ma, że jak już sobie coś wyśni, ubzdura, upatrzy, a potem w końcu nabędzie, to cieszy się jak dziecko.
Chodzi taka przez dni kolejne trzy w takowym odzieniu, regularnie podziwiając swój nabytek w lustrze.
Co najmniej kilkakrotnie w ciągu dnia.
Ale nie o spódnicy być miało.

Raczej o synu.
Wspominałam Wam kiedyś, że marzyłam o córeczce?
Co było, a nie jest - nie pisze się w rejestr!
Otóż...
Stoi oto Matka w swej spódnicy w popołudnie weekendowe w scenerii kuchennej.
Nagle wbiega Pierworodny. Spódnicy się czepia, zawisa prawie (ach...iście poetycki przecież gest czyniąc), cmoka matczyne udo na wysokości wzroku swojego i rzecze:
- Moja Ty ślićna lalećko!
Matka rozpłynęła się ze wzruszenia, rozkoszy i szczęścia przeogromnego...

Córeczka?
Jaka córeczka?!;-)

Na zdjęciu zajawka kolejnego - miętowego wpisu;-)


Gdzie ta mięta? Będzie;-)

piątek, 9 maja 2014

Matka w kąpieli.

Tata wyszedł z kumplami na "reset zmęczonego umysłu"...
Matka została z Synem swym w domu.
Z Synem, który o masz Ci los, dzisiaj akurat zrezygnował ze swej drzemki.
Niestety w postanowieniu swym wcale się nie ostał, gdyż akumulator padł mu na jakieś dobre dwie godziny około osiemnastej.
Więc doopa.
I nici z tajnego planu Matki...
Plan przewidywał ekspresową obsługę dzieciaka.
Siusiu, paciorek i nyny.
Dla Matki RELAX.
Sama jeszcze nie wiedziała jaki, ale RELAX.

No trudno.
Ten wieczór będzie nasz.

Matka wytrenowawszy swe pośladki i brzuch na blachę  z Ewką Ch., już "po krzyku" postanowiła zażyć kąpieli.

Syn koloruje Peppę z gazetki.
Matka w wodzie.
Noga napieniona, w celu pozbawienia owłosienia.
Wchodzi Syn.
Tłumacz coś o jakimś "pyka ciachu cio jeś oklogłe i je ciem".
Wychodzi.
Drzwi na oścież, niczym wrota prawdziwe.
Matce przebiega dreszcz. Noszszsz żeszszszsz.
- Naaacio! Synku!
- Cio mamcia!
- Chodź na chwilę kochanie.
- Juś ide.
I przyszedł.
- Przymknij mamci drzwi proszę.
- Okej.
I przymknął.


Kurcze. Przymknął.

A Matce przypomniał się czas, kiedy w tej samej wannie stała, co chwilę przykręcając kurek i nasłuchując czy nie płacze.
Do tej samej wanny wskakiwała susem prawdziwym, aby z prędkością światła ochlapać się tu i ówdzie i jeszcze szybciej wyskoczyć, bo dobrze by było jeszcze zdążyć zęby umyć i zjeść śniadanie. A włosy to się przylakieruje i cicho sza.
W tej samej wannie Matka twarz zmywała płynem do higieny intymnej, przez zmęczeniowe roztargnienie.

Tylko, że tamtej Matce nawet przez sekundę nie pojawiła się w głowie zbłąkana myśl, że kiedyś zatęskni za tamtymi, hmmmm, nazwijmy je - wygibasami...


środa, 7 maja 2014

Burak jej kupi.

Wybrała się Matka z pierworodnym swym synem swym do galerii handlowej.
Autobusem dla frajdy. Przez miasto całe.Na luzie zupełnym.
Popołudnie ospałe strasznie, więc kubek kawy dla Matki.
Przejażdżka terenówką za dwa zyle dla Syna.
Potem sklep z zabawkami.
Człapała tak Matka z dzieciem swym między regałami, entuzjastycznie podziwiając kolejny obiekt chłopięcego zachwytu.
Przy stoliku z lego, przycupnęła Matka i czeka, aż spryciarz swą wieżę zbuduje.

Siedzi tak Matka w kucki i łypie okiem po otoczeniu.
Przy regale z odzieżą ON i ona.
ON typ wysokiego spaślaka.
ona drobna i skromnie ubrana. Bardzo skromnie.
Debatują nad dresami.
A może negocjują bardziej.
W zasadzie to ona negocjuje, a ON burczy z pozycji siły.
- Te nie.
- Dlaczego? Śliczne są przecież.
- Nie - powiedziałem.
ona w milczeniu przesuwa kolejne wieszaki.
ON nad nią. Sapie. Przewraca oczami.
- A te?
- Nie. I w ogóle to chodźmy stąd.
- No ale poczekaj. To może pójdźmy jeszcze do... - odpowiada ona cały czas  nad wyraz uprzejmie i  cierpliwie.
- Boże! Powiedziałem, że te w Coccodrillo były najlepsze. - ON wyraźnie czerwony na twarzy.
- No proszę Cię... - ugłaskuje olbrzyma po ramieniu ona i staje się jeszcze mniejsza, niż w rzeczywistości.Calineczka prawdziwa.
- Dobra!!!
  Dobra!
  Ale idziemy tam i wybierasz je w dwie minuty. Tylko wtedy CI je kupię. Inaczej wracamy do domu!

"Ci je kupię?!".
"Ci je kupię?!- do cholery! - Matka miała ochotę podejść do buraka tego cukrowego i oznajmić mu, że jest burakiem.
W ogóle przez cały ten czas, kiedy mimowolnie była świadkiem tej przykrej sytuacji, miała ochotę... Ochchchhch, sama nie wie co chciała by mu zrobić. Bo tak jej było żal tej drobnej dziewczyny...
Standardowy scenariusz - ona TYLKO urodziła mu dziecko, siedzi w domu i przecież NIC NIE ROBI, a on - PAN MĄŻ haruje na nią, więc "ci je kupię".

Jak mnie wkurza to powszechne buractwo facetów.
Jak tak można? - ja się pytam. Jak można tak tępo i egoistycznie patrzeć na świat?
Czego winne są te kobiety? I czym sobie zasłużyły na takie traktowanie?
Tym, że "nie robią nic", czyli robią wszystko, bez ustanku widząc nowe domowe zadania do wykonania?
Przecież dom to nie muzeum! W domu się żyje! Codziennie. Dlatego codziennie są do zrobienia te same czynności. To syzyfowe prace przecież.
Ścielenie łóżek, przygotowywanie śniadania, robienie prania, wieszanie go i składanie, prasowanie, odkurzanie, sprzątanie bajzlu po dziecku, gotowanie, po gotowaniu sprzątanie w kuchni, mycie naczyń, zlewu w łazience i kibla!
Ale nie! Przecież te bidne kobity NIC NIE ROBIĄ. Przecież kibel myje się sam!
Nieeeeee, w zasadzie to kibel w ogóle się nie brudzi, i zawsze jest pachnący cytrynką.
Chciałabym, ojjj chciałabym bardzo zobaczyć choć raz jak jeden z tych Panów Mężów szoruje resztki, wiecie czego z wnętrza kibla.

I wiem, że obojętnie jak kochanych mężów mamy, prędzej czy później każda z nas usłyszała, a jeżeli nie usłyszała to poczuła, że "WŁAŚCIWIE TO NIC NIE ROBI".

Wkurza mnie to! Bo wiem jak często borykamy się z wyrzutami sumienia, kiedy włączamy dziecku bajkę, żeby móc ogarnąć chatę. Wiem jak musimy żonglować czasem, żeby starczyło go na domowe obowiązki, zakupy, kreatywną zabawę z dzieckiem, nie mówiąc nawet o pracy.
A wobec tych wszystkich naszych wysiłków, rozterek, smutku wewnętrznego, że nie dajemy rady, że jesteśmy tylko sprzątaczkami i służącymi, taki oto burak - placek zwykły (jak by to rzekła moja przyjaciółka) będzie "Ci je kupię".
Cholera!


poniedziałek, 5 maja 2014

Grunge boy.

Wybrali się na wycieczkę majówkową do parku dinozaurów i nie tylko.
Półtorej godziny jazdy (szybkiej, a nawet bardzo) od domu.
Wycieczka prawdziwa.
Kanapki zapakowane. I kabanosy i picie też.
Dziecko w odzieniu obmyślonym.
Szczegółowo.

Na miejscu.
Mina Matki M. po uruchomieniu aparatu i odczytaniu wstrząsającej informacji "NO CARD" na wyświetlaczu...
Iście koślawa.
Mieszanka uczuć w jej sercu i myśli we głowie - że sama siebie Matka nie podejrzewała nawet.
Jak bez ręki się poczuła, albo dwóch.
Niee. Bez rąk, nóg obu i głowy raczej...

Radość z podpowiedzi ojca syna, że komórką może warto...
Nieokiełznana.
















A ten tryb wygładzający to by Matka chciała na co dzień... ;-)

czapa - Little Rose&Brothers
swetry obydwa - Zara - %
spodnie - mój ulubiony S.H.
rajty - Calzedonia 
buty - Zara - %