poniedziałek, 6 lutego 2012

Mamusia wróciła.

Wróciła. Z ciemnego kręgu zgryzoty ;-P Przetrwała. Odżyła. |I cieszy się z tegoż.

Bardzo dziękuję za wszystkie dobre i ciekawe rady, którymi mnie obdarowałyście przy ostatnim wpisie.Dziękczynny całusek posyłam ;-*

W piątek czułam już, że jeżeli nie podejmę jakiś konkretnych kroków, to palnę sobie chyba w łeb, a że panicznie boję się śmierci, to raczej poproszę o kaftan i pokój bez klamek. Krótkie relaksiki typu kąpiel, spacer czy kupienie sobie czegoś dla poprawy humoru, a nawet rozładowanie nerwa na mężu, przestały skutkować. Trzeba było uderzyć z grubej rury.
I tak oto zapewniając Maluchowi opiekę Tatusia uciekłam z domu.

Uciekłam i pobiegłam na saunę, do pobliskiego centrum odnowy. Wypociłam tak jakąś połowę smutków. Wyleżałam się też, nasłuchałam relaksacyjnej muzyki, wyciszyłam, a momentami nawet mi się chrapnęło. A wszystko za tak przystępną cenę |(jeden dziecięcy bodziak ;-P ), że obiecałam sobie taki czilałt co najmniej raz w tygodniu.
Po prawie trzech godzinach wróciłam.

Ale tylko na moment, bo zaraz poleciałam na fitness. Tam wypociłam smutków jeszcze jedną czwartą.  Kolejną małą część zostawiłam na jakże niezdrowym solarium. Dzień minął bosko! Odpoczęłam.

Ale rano. . . Rano znów zaczęło się synowe wycie, a ja poczułam, że zgryzota wraca. Za mało! Za mało przyjemności się okazało!
Dlatego, żeby zgryzotę ową dobić wybraliśmy się z Tatusiem Maciusiem do Poznania, do naszych dawno niewidzianych przyjaciół. Jakże mi było cudownie tak się rozgadać, wygadać, posłuchać, pośmiać i zainspirować. Tak! Tego mi trzeba było najbardziej. Luuuuudzi! Towarzystwa, które się nie ślini, nie jęczy, nie  wisi u mojej nogawki od spodni i nie robi publicznie kupy!
Wróciłam w wyśmienitym humorze, a zgryzota zginęła, zaginęła, przepadła bez śladu i oba na jak najdłużej ;-P

Tymczasem Synu też jakoś lekko zaczął odpuszczać. I humor jego jakby lepszy ciut. Ciut, bo w kość nadal momentami daje, ale mnie to już "nie rusza". Znów chce mi się powalczyć z jego nastrojami. Znów mam siłę tulić, nosić i zabawiać tego mojego rumburaka, bez złości. I uśmiechnąć się też znowu potrafię.




PS. No i oczywiście teraz nastąpił etap wyrzutów sumienia, co do zachowania mego wobec Synka. Te reprymendy, głośniejsze upominania, skwaszona mina mamina, a czasem nawet całkowite milczenie. Jak ja tak mogłam?! Głupia ja jakaś?!
Moje biedne maleństwo... ;-P

21 komentarzy:

  1. Marti poczucie winy to rzecz normalna...tylko nie trać teraz na to czasu a wyciągnij jedynie wnioski dla siebie i Natanka. Czyli obiecaj sobie i jemu, że już nigdy nie doprowadzisz do takiej sytuacji! dbaj o niego i siebie! rozpieszczaj i synka i siebie! wtedy będzie grało:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko widzisz kochana, ja nawet nie wiem, kiedy ta zgryzota roszalała się na maksa. Starałam się być dzielna i jak najwięcej dawać z siebie maluszkowi, ale w pewnym momencie "materiał" nie wytrzymał.

      Czuję wewnętrznie, że nie da się tego uniknąć i będzie się zdarzało co jakiś czas...Ale już wiem co na tą zgryzotę działa:-P

      Usuń
  2. ach Ty, Ty niedobra Ty :)))) no, no, no, jak mogłaś dać sobie tę odrobinę egoizmu, a to przecież jak już nie raz dowiedziono na dobro - świetny humor, który daje moc dla Ciebie, by potem być lepszą dla innych, w tym dla słodkiego Rumburaczka :)) Dobrze, że tata Maciuś zrozumiał, czego zonie trzeba i da Ci taka dyspensę czasowa, ale właśnie, własnie - spotkanie z ludźmi i wyluzowanie, to największy zastrzyk energii!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda kochana. No i rzeczywiście mam ten luksus - tak to prawdziwy luksus! - że mam męża co najmniej czasami rozumnego i wyrozumiałego. Szkoda tylko, że dopiero w takich patowych sytuacjach.

      Usuń
  3. ech pewnie synuś postanowił się poprawić skoro mamie humor wrócił :). Jak to mówią: "szczęśliwa mama, szczęśliwe dziecko" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może coś w tym jest, ale tak też się składa, że w czwartek odkryłam, że istnieją krople na niemowląt hamujące katar, a nie tylko woda morska i sól fizjologiczna, którą katowałam maluszka od tygodnia. W ciągu 3 dni gluty zginęły;-)

      Usuń
  4. a ja nawet na 1h nie mogę wyjść :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo, bardzo, bardzo Ci współczuję!Ale może chociaż Twoje maleństwo troszkę grzeczniejsze od mojego...;-P

      Usuń
  5. Nie ma tak że Matka musi być uwiązana do Dziecka a Macierzyństwo ma być przysłowiową kulą u nogi, ciężarem od którego umysł siada. Nie znam takiej matki która byłaby szczęśliwa przy każdym Dziecku, non stop. Odskocznia, alternatywa musi być.
    Bardzo mnie cieszy Marto że udało Ci się podnieść poziom endorfin :)
    Jakie wyrzuty sumienia? Następnym razem trzeba zgagę pogonić w zarodku zanim zacznie palić :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A Ty wiesz, że ja czasami napotykam na takie bohaterki zakochane w swoich dzieciach po uszy, nawet jak kolkują lub ząbkują. Takie dzielne są te mamy i wszystko znoszą z uśmiechem na twarzy i nie potrzebują w życiu nic innego poza towarzystwem swego bobasa.

      Straaaaasznie im zazdroszczę!;-P

      Usuń
  6. I bardzo dobrze, że do ludzi wyszłaś!!!:) A wyrzuty sumienia precz, do kosza!:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda, że tak rzadko...
      Szkoda, ze nie mam sąsiadki jakiejś fajnej...
      Moja mama miała całe stado sąsiadek kawkujących, wspierających.
      A tu u mnie dupa!;-)

      Usuń
    2. Jak jestem u rodziców, to mam wokół siebie dużo ludzi, znajomych. Ale jak wrócę do Szczecina, to u mnie też będzie dupa...Wtedy ja będę jęczeć...Szkoda, że nie jesteśmy sąsiadkami:)

      Usuń
  7. Trzeba też pamiętać o sobie i nie dać się zwariować :)
    Ja zwiewam z domu, kiedy tylko się da :) Choć na chwilkę, czy to z psem, czy to po waciki
    Nie z egoizmu jakiegoś strasznego, ale dla zdrowia psychicznego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, wiem kochana. Ale ciężko cały czas się uśmiechać i tulić swego bobasa, kiedy on taaaaki krzycząco-jęczący przez dłuższy czas.
      Stąd bardziej me wyrzuty sumienia, że brak mi nerwów ze stali.

      Usuń
  8. Ach... mi też ludzi trzeba. Przez te mrozy to zupełnie się od świata odcięłam... Zazdroszczę sauny! Kiedyś chodziłam regularnie z "przyjaciółkami", które od momentu pojawienia się Synka mego na świecie nie odezwały się ani razu... Nie żałuję, teraz przynajmniej wiem, że rodzina jest najważniejsza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie...Blisko - pseudoprzyjacele. Prawdziwi - daleko. Pech jakiś, czy co?

      Usuń
  9. Matce się należy wypoczynek i już, nie powinnaś mieć wyrzutów,
    Ja pracuję i dla bobasa mam jeszcze mniej czasu a też ruszyłam na aerobik

    OdpowiedzUsuń
  10. No i bardzo dobrze!
    Marto, kaftany nietwarzowe, strzelanie tym bardziej nietwarzowe:D Lepiej do twarzowego spa się wybrać:D

    OdpowiedzUsuń

Ten blog jest moją własnością i to ja decyduję, co chcę na nim zamieszczać, dlatego Twój komentarz zostanie opublikowany, jeśli nie zawiera obraźliwych treści.