sobota, 5 maja 2012

Jak się wlezie w te pieluchy, to już koniec.

"To już koniec!
Koniec wszystkiego!
Koniec życia! Swobody! Wolności!
Teraz to już tylko pieluchy, kupy, uwiązanie i obowiązek do końca życia!"

Pamiętam jak dziś te myśli szalejące po mojej głowie, na drugi dzień po tym, jak dowiedziałam się, że jestem w ciąży. W upragnionej, zaplanowanej ciąży.

Opętała mnie wówczas panika i ogólne przerażenie. Jakieś idiotyczne wyobrażenie zaburzyło pierwotną radość z rychłego macierzyństwa. Dziś aż trudno mi w to uwierzyć.

Gdy powraca do mnie to wspomnienie, chce mi się śmiać z samej siebie. A powróciło również na minionej majówce, kiedy było mi taaaaaaaaaak dobrze, miło, wesoło. Kiedy śmialiśmy się ze znajomymi, kiedy wygłupialiśmy się na pikniku przed kamerką, kiedy sapaliśmy drałując pod górę, śmiejąc się z wyrazów naszych twarzy, kiedy człapaliśmy po śniegu, podziwiając fantastyczne widoki i monumentalność gór, ubrani jedynie w krótkie rękawki, kiedy piliśmy moją ukochaną poranną kawkę na tarasie z widokiem na zaśnieżone szczyty, kiedy po całym dniu wędrowania moczyłam obolałe stopy w wodzie z solą, kiedy z radochą ubierałam dopasowany tiszert, bez stresu, że fałd brzuszny wisi i odstaje...

Bożesz! Jaka ja głupia wówczas byłam, gdy nasz ukochany krasnalek kiełkował dopiero w mym brzuchu. Czego koniec to miał być?! Przecież odkąd mój ukochany malec zjawił się na świecie, to dopiero wszystko się zaczęło! A na pewno nic się nie skończyło. Na pewno!

Skąd zatem takie wyobrażenie? Sądzę, że po prostu od ludzi. Tu wpadły w ucho narzekania jakiejś przemęczonej, samotnej w gruncie mamy, tam opowieści jakiegoś taty, który chyba tatą być nie lubi, gdzie indziej mity, że jak już się wlezie w te pieluchy, to już koniec, że mając malutkie dziecko, to już się nie da, i tak dalej...

Nie rozumiem. Jak to się nie da?! Wszystko się da! Wszystko można! W zasadzie nie ma rzeczy, której nie mogłabym teraz zrobić. Jeśli tylko chcę - wszystko mogę! Jeśli tylko chcę... Momentami jest może ciut trudniej. Jednak przecież wszystko można sobie mądrze i wygodnie zaplanować, przewidzieć i się przygotować, zabezpieczyć. Wówczas nie ma rzeczy niemożliwych.

Powiem więcej, odkąd jestem mamą, odkąd w mojej drodze zaczął towarzyszyć mi mój uśmiechnięty przecudny mały chłopczyk, wszystko co rzekomo mogłoby dać radość, być przyjemne, jest cudowne podwójnie. Odbiór rzeczywistość, życia, doznań stał się jakiś ostrzejszy, a w tak wyborowym towarzystwie każda boska chwila, dopiero daje prawdziwą radość.

Żal mi tylko, że tyle czasu straciłam. Że tyle życia upłynęło mi w postaci tak przykro bezpłciowej, szarej, byle jakiej. Bo prawdziwa jakość rozpoczęła się w momencie, kiedy poczułam, że w moim brzuchu rośnie moje największe SZCZĘŚCIE.









25 komentarzy:

  1. O jak pozytywnie i fajnie :-) Lubię To! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Pieknie napisane :)
    Nasze pociechy zmieniaja nasz swiat...ale tylko na lepsze!
    Pozdrawiam cieplo

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak fajnie"ubralas" MOJE mysli w slowa. MOJE, bo tez tak mam. Dokladnie to samo czuje i tez tak mysle, bo jakze inaczej!:)

    OdpowiedzUsuń
  4. ja tam wiedziałam że się "wypady nocne" skończą :P ale odkąd mała jest ze mną , to szczerze nawet mi za nimi nie tęskno :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A u mnie wcale się nie skończyły. Gdybym chciała, to nic nie stoi na przeszkodzie. Tylko kurcze jakoś nie bardzo się chce...

      Usuń
  5. Święta prawda. To właśnie jest szczęście. Pewnie, że niektóre rzeczy się skończyły, ale zaczęło się tyle nowych, lepszych, że nie ma czego żałować. Zaplanować, zorganizować, zrobić można wszystko bez dziecka, ale odkąd jest dziecko, po prostu się chce to wszystko robić z nim :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ale ja właśnie chciałam powiedzieć, że nic się nie skończyło! Może pewne szaleństwa były zawieszone przez czas niemowlęctwa, ale z czasem ograniczenia znikają do zera.

      Usuń
  6. No no. To się można uskrzydlić czytając takie cudowności :)

    Wyglądasz Pięknie jak i Twój Synuś :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nigdy nie myślałam, że po urodzeniu dziecka coś się skończy. Wiedziałam za to, że moje życie się zmieni. I zmieniło! Na lepsze! Dużo lepsze i dużo bardziej świadome :))) Ps. No pięknie wyglądasz fit-kobieto!

    OdpowiedzUsuń
  8. Mając dzieci na nowo poznajemy świat, na nowo odszukujemy radość w świętach i rzeczach, które od dawna nie sprawiały nam radości :) Gdy ma się dziecko to patrzy się już inaczej na wszystko co nas otacza :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Pięknie napisane:)
    Ja i tak myślę, że z momentem pojawienia się Dziecka wiele rzeczy się kończy, ale też o wiele więcej się zaczyna, zmienia;) No właśnie- zamiast panikować i płakać nad tym wszystkim, przyszli rodzice powinni bardziej optymistycznie spojrzeć w przyszłość;) No bo przecież co chwilę w naszym życiu zachodzą jakieś zmiany, co chwilę coś się kończy itd;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaczynam sądzić, że chyba jakoś strasznie mi się sfarciło, że mi się nic nie skończyło;-)

      Usuń
  10. Jaka piękna optymistyczna MAMUŚKA :-)
    Jasne że dziecko to ciut wyrzeczeń ale nie zamieniłabym mego życia na inne :-)

    pozazdrościć figury :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciut wyrzeczeń-fajnie nazwane, bo taka jest prawda.I ja też bym nie zmieniła. Dzięki za miłe słowa...

      Usuń
  11. Super! Masz w 100% rację:)
    P.S. Ślicznie wyglądasz!

    OdpowiedzUsuń
  12. Bo bycie mamą to poznawanie świata na nowo i we dwoje:)) A cóż może być lepszego???

    OdpowiedzUsuń
  13. Zgadzam się z Tobą!!! A Ty świetnie wyglądasz :)

    OdpowiedzUsuń

Ten blog jest moją własnością i to ja decyduję, co chcę na nim zamieszczać, dlatego Twój komentarz zostanie opublikowany, jeśli nie zawiera obraźliwych treści.