czwartek, 22 października 2015

Męka pańska czyli rzecz o karmieniu piersią.

- Czy mogę w czymś pomóc? - zapytała ekspedientka w sklepie odzieżowym.
- Szukam czegoś... Sama nie wiem. Może jakaś sukienka, która rozpina się z przodu. - odpowiedziała ciemnowłosa dziewczyna.
Ekspedientka zaczęła przeglądać wieszaki.
- No, niestety mamy karmiące mają pewne ograniczenia. - kontynuowała z uśmiechem mama - klientka.
- No tak, ale jakie to ważne dla maluszka. To dobrze, że pani karmi piersią. To samo dobro.
- Właśnie! Szczerze mówiąc, bardzo dziwię się mamom, które z tego rezygnują. Ja sobie tego nie wyobrażam. Jak można nie chcieć karmić piersią. Przecież karmienie piersią to TAKA WYGODA. - odpowiedziała z entuzjazmem.

Takiej oto rozmowy byłam świadkiem cztery miesiące po narodzinach mojego młodszego synka, gdy z sińcami pod oczami przeglądałam wieszaki w sklepie.
Wyrwałam się na dwie godziny z kołchozu. Uciekłam, bo bliska byłam już obłędu. Miałam godzinę na znalezienie jakiegoś łacha, który poprawi mi nastrój. Pół godziny na drogę do i pół godziny na powrót.
Od czterech miesięcy karmiłam mojego synka co dwie godziny. Czasami nawet częściej. Były noce, gdy budził się co godzinę.
Miałam wrażenie, że moje wyssane do granic możliwości piersi sięgają pasa. Brodawki czerwone jak maliny, wysmarowane były lanoliną, bo tak zostały poranione od niespokojnego ssana.

Miałam dość. Mój synek od czterech miesięcy nie schodził z rąk. Ręce - cycuś, ręce - cycuś. I tak w kółko.
Nie mogłam w domu zrobić nic, bo bez kołysania spał po piętnaście minut.
Mój starszy synek stał się dla mnie bardzo przykry i całkowicie mnie odrzucił, bo nie miałam dla niego w ogóle czasu. Ciągle słyszał "musisz poczekać". A mnie bezradność codziennie rozrywała na kawałki. Cierpiałam fizycznie i psychicznie. Fizycznie bo zaczęłam kolejno odstawiać produkty, które podejrzewałam o to, że uczulają Frycusia. Przestałam jeść nabiał, owoce, większość warzyw. Przez tamte dwa miesiące, a właściwie do dziś jem kilka stałych produktów, dzięki którym udaje mi się ogarnąć brzuszek mojego maluszka. Chyba nie muszę mówić, co czułam na każdej, rodzinnej imprezie, na urlopie nad morzem, na grillach. Cierpiałam męki i katusze, gdy wygłodniała ( nie głodna) patrzyłam jak inni jedzą lody, serniki, szarlotki, torty, gofry, truskawki, czereśnie, karkówki, pizzę i milion innych rzeczy, na których widok język uciekał mi do tyłka. Piją drinki... Czerwone wino... Czy macie świadomość, że mleko, jajka i gluten są praktycznie we wszystkim?
Odmawiałam sobie wszystkiego, a i tak często mały jęczał całymi dniami, zupełnie jakbym zeżarła tonę pomarańczy.
Płakał, ciągle ulewał. Wiecznie byłam gdzieś ohaftowana niemowlęcym pawiem. Ja ohaftowana, on ohaftowany. Albo kupa wylewająca się z pieluszki. Zawsze, gdy akurat byliśmy poza domem. A na polikach ogień. I na pupci. Cierpiał. A razem z nim my wszyscy. Ja wiecznie wku....iona. Sycząca na męża i Nacia. A w duchu nienawidząca siebie samej, za tę nerwowość i brak cierpliwości. A najgorsze było to, że... Ja przestałam Go lubić. Kochałam go, kocham nad życie. Z całych sił. Ale On doprowadzał mnie do obłędu.
Cierpiał, więc okropnie marudził.
CAŁY CZAS!
Huśtawki, chusty, szumisie i otulacze w d...ę mogłam sobie wsadzić. Nic! Nic nie pomagało.
Miałam GO dość.
Zadręczał mnie.
Ciągła, niekończąca się tortura.
Byłam jak zwierzę miotające się w klatce.
Bliska obłędu...
Modląca się, aby dotrwać do wieczora...
Kto tego nie doświadczył, nie jest w stanie sobie wyobrazić.

Wielokrotnie bliskie mi osoby radziły mi, abym odstawiła go od piersi. Prawdopodobnie to byłaby wielka ulga.
Ale wizja testowania mieszanek, w celu odnalezienia tej, która akurat nie będzie go uczulać, skutecznie mnie odstraszała. A do tego On nie cierpi gumy w buzi. Smoczek powoduje u niego wymioty. Wodą z buteleczki się dławi...
Kocha za to cycusia. Mam wrażenie, że gdybym nie przerywała karmienia po kilkudziesięciu minutach, mógłby memłać cycunia całą dobę. Jak mogłabym mu odebrać to ukojenie.
Szkoda mi też było tej całej męki, którą przeszliśmy. Mojej i Jego. Pewnie to głupie, ale szkoda mi było tego poświęcenia, gdy zaciskałam zęby, aby tylko dotrwać do trzeciego miesiąca, bo wtedy układ pokarmowy niemowląt się normuje. Podobno.
Dotrwałam.
Nic się nie zmieniło.
Potem był czwarty...
Dalej bez zmian.

I właśnie wtedy znalazłam się w tym sklepie, będąc świadkiem przytoczonej rozmowy.
- WTF?! - pomyślałam. - Dla kogo to niby jest wygoda?!Jaka ku...a wygoda?! Chyba dla matek trzylatków, którym szkoda jest w końcu przeciąć tę pępowinę.
Ja nie cierpię tego karmienia w miejscach publicznych. Nie cierpię szukania odpowiedniego miejsca, żeby nikogo "nie raziło". Ze względu na nietolerancję laktozy przed każdym karmieniem musiałam upuścić dwie łyżki pierwszego mleka. Wyobraźcie sobie to od strony technicznej. Do tego zawsze musiałam pamiętać o delicolu i czystej łyżeczce. Musiałam zapomnieć o sukienkach, które nie posiadały rozpięcia z przodu. A spróbujcie znaleźć w sklepach takie, które się rozpinają...
Ale wiem, wiem... Są matki, dla których karmienie cycem to rutyna. Cyk - wyjmują cyca - nakarmią - odbekną i po temacie. Dla nich karmienie piersią to wygoda.
Podobno...
Tak jak ciąża to nie choroba, a matka z dziećmi w domu SIEDZI.

Gdy Frycuś miał trzy miesiące wybraliśmy się nad jeziorko. Usiadłam w cieniu, na ławce, żeby go nakarmić. Lato. Ja upocona, on upocony, cycuś wydojony, delicol w paszczę, karmię.
Patrzę, a dwadzieścia metrów przede mną,  na plaży - dziewczyna. Dźwiga w ramionach dzidziola.
Oooolbrzymi, a jednak dzidziol. Usypia go lulając.
Patrzę, a to moja kumpela - Kasia z fitnessu. Macham. Odmachuje.
- I jak? - wołam szeptem.
- Co? - odpowiada.
- I jak jest? - pytam znowu śmiejąc się.
- Prze - j... - ...- ne! - wyczytuję z ruchu jej uśmiechniętych ust. Zrozumiałam ją od razu. Oj i to jak bardzo.
Przeszła to samo, co my. Alergia, a do tego refluks w gratisie. Mały wiecznie wisiał na cycu. No, to teraz ma - słonika...

Tydzień temu pojechaliśmy do naszej pani doktor. Weszłam i powiedziałam, żeby nas ratowała, bo chyba za chwilę strzelę sobie w łeb... Widziała, że nie żartuję.
Aktualnie odtruwamy małego z alergenów i odbudowujemy mu jelitka, bo ma strasznie podrażniony cały przewód. Homeopatia plus probiotyki. Jutro testy alergiczne u innej pani doktor, która robi to w jakiś niekonwencjonalny, aczkolwiek miarodajny sposób. Mam nadzieję, że  wreszcie przestaniemy błądzić jak dzieci we mgle.
Już teraz jest od kilku dni lepiej...
Przedwczoraj Fryderyk skończył pięć miesięcy.
Pięć miesięcy MĘKI.
No, ale przynajmniej nie muszę nikomu się tłumaczyć dlaczego nie karmię piersią.
Bo jak karmić piersią kocham...


9 komentarzy:

  1. Doskonale to również rozumiem z pierwszym dzieckiem miałam taką samą gehennę;/ i szczerze mówiąc wcale nie miałam do siebie żalu gdy zrezygnowałam z piersi po 4 miesiącach wolałam wstawać wypoczęta i uśmiechnięta niż nerwowa wrogo nastawiona do całego świata;) przy drugim dziecku byłu sto procent inaczej jadł i spał żadnego płaczu szmeru nawet jadł i spał ale czy to była wygoda nie właśnie dla mnie nie ale cieszę się że chociaż przy jednym i drugim dziecku podjełam próbę karmienia piersią:)pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam na imię Marta, 1listopada miną 3lata jak karmię moją drugą córcię piersią, karmienie nadal nie jest dla mnie rutyną (no może w nocy- wtedy wszystko dzieje się machinalnie :)) i serio- uważam, że mamy przeciętą pępowinę. NIGDY nie sądziłam, że JA będę tak długo karmić swoje dziecko. Nie miałam co prawda założonej jakiejś górnej granicy- byłam nastawiona raczej na podążanie ze dzieckiem. Z tego podążania wyszło... właśnie te 3lata :) Pewnie, że Lila nie "korzysta" z piersi jak klasyczny noworodek, czy niemowlę. Cycuś musi być do usypiania, nad ranem i wtedy, kiedy emocje Ją przerastają.

    A co do Was- współczuję trudności i gratuluję wytrwałości i samozaparcia. Łatwo jest karmić, kiedy wszystko idzie dobrze. Dużo trudniej, kiedy zaczynają się problemy... Trzeba naprawdę dużo determinacji i przekonania, że to co robimy, to najlepszy wybór dla Maleństwa, żeby się nie poddać. I nie uważam, że te mamy, które jednak odpuściły są gorsze. Czasem zwyczajnie braknie sił, pomocy, dobrego słowa...
    Mam nadzieję, że kroki jakie podjęliście przyniosą oczekiwane rezultaty i będziecie mogli się już spokojnie karmić.
    Ja odciągałam to pierwsze mleczko przed każdym karmieniem przez blisko rok- znam to aż za dobrze. U nas problemem nie była laktoza, ale fakt, że Mała krótko ssała. Pani doktor powiedziała nam, że te pierwsze łyki są mało kaloryczne, raczej po to, żeby dziecko zaspokoiło pragnienie, także żeby Lila dostawała treściwsze mleko odciągałam jakieś 20-30ml. Czy to miało u nas sens, to sama nie wiem.
    Trzymajcie się!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 3 lata karmisz??to juz nie jest zdrowe.niesmacznie wygladaja takie duze dzieci ssace sutki matki.
      Pozd.Marta

      Usuń
    2. Niezdrowe? W jakim sensie? Bo może Cię zaskoczę, ale w tym zdrowotnym (choć wiem, że nie to miałaś na myśli pisząc "niezdrowe") to akurat bardzo zdrowe- odsyłam do jakże słynnego bloga Hafiji :) Natomiast w kontekście tego, o co Ci chodziło zapewne, napiszę to, co zawsze miałam ochotę napisać każdemu, kto był oburzony widokiem mamy karmiącej w miejscu publicznym- jeśli to jest dla Ciebie niesmaczny widok to po prostu nie patrz :) Od siebie tylko dodam, że ja mojej 3latki poza domem nie karmię, także nikogo na ten "niesmaczny" widok nie narażam. No poza mężem, ale zważywszy na to, że mamy zdrowy, normalny seks, a ja z niezdrowym podnieceniem nie przeglądam stron z fotkami mam karmiącymi piersią, Jego najmniej ten widok oburza :)
      A to, że szeroko rozumiane społeczeństwo (czyli inne mamy/kobiety) narzuca normy jak długo powinnyśmy karmić, to już chyba temat na osobny post :) Mnie może oburzać, że ktoś sobie założył karmić 3miesiące, a potem przychodzi na butelkę, albo, że inna mama nie karmiła wcale ale... Czy to jest moje dziecko? Czy to jest moja sprawa? Czy ja mam komuś pisać, że to jest niezdrowe? :) Gdybym miała tak uzdrawiać i uświadamiać ludzi według przyjętych przeze mnie norm, to czasu by mi zabrakło dla własnych dzieci, i to by dopiero było niezdrowe.
      Pozdrawiam

      Usuń
    3. Martuś ja nie miałam na celu nikogo urazić. Nie rozumiem karmienia tak dużych dzieci cycusiem, ale nie oceniam tego. Pewnie zrozumiałabym, gdyby mi się tak przytrafiło. Za to pępowiny z moimi dzieciaczkami nie mamy przerwanej do dziś 😉

      Usuń
  3. Tak bywa...i tak dziwię się, że w tej sytuacji nie odpuściłaś wcześniej. Jesteś mega terminatorem, wiesz? :)
    Nie zawsze to karmienie piersią wychodzi tak, jak sobie wymarzyłyśmy. I chyba niestety trzeba to mieć z tyłu głowy, że nie ma reguły i nie musi być z tym różowo. Wytchnienia Ci życzę... Wam wszystkim. Ściskam!

    OdpowiedzUsuń
  4. bidocek.... niefart miałaś z tym karmieniem ale czasami tak jest. nie zawsze się da nie zawsze jest wygodnie i obogju ( i mamie i dziecku) pasuje.

    od zawsze będzie spór kto lepszy czy ten co karmi czy ten co nie.....a to sumie nieważne jest. czasami ise nie da. nie msi musowo być ten cyc kiedy się i jedno i drugie tak męczy. i tak dałaś radę tyle ile się dało najwięcej.

    ja swoje karmienia wspominam dobrze. przy pierwszym tylko z braku doświadczenia błedem była dieta - położne naciskały a dieta dla karmiących nie pasowała mojemu dziecku po zmianie diety na normlaną ( wszystko prócz alkoholu i kapusty) było od razu lepiej drugie karmienie też wspominam dobrze błędu z dieta nie powtórzyłam. ale akurat tak sie złożyło...a nie zawsze tak się stanie że karmienie bywa małoproblemowe.

    jesteś świetną matką;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej:)
    Ja karmie dopiero miesiąc i pewnie będę przez jakieś następne 5 . Na więcej chyba nie będę miała siły i czasu. I też jestem wygłodniała, bolą mnie sutki i nie mam czasu dla starszej córeczki.. Jem jak koń ,wiecznie to samo :) Ale coś jest w tym karmieniu piersią,że jak człowiek zacznie to nie może skończyć :)
    A ciebie podziwiam,że tak długo wytrzymałaś :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Martuś, Paula od urodzenia, bo już na sali porodowej miała problem z przyssaniem się do piersi, a potem to już było tylko gorzej. Samo przystawianie Małej do piersi potrafiło trwać 15 minut, a jak już się przyssała to była tak zmęczona, że ssała mniej niż 5 minut i zasypiała. Przystawianie wymagało dwóch osób, ja trzymałam pierś a Mąż główkę Córci, i odbywało się na leżąco. O żadnej wygodzie i oksytocynie nie było mowy. Wiesz, ja wtedy dowiedziałam się, że potrafię być tak prawdziwie zazdrosna. Rety, jak ja zazdrościłam ty, wszystkim kobietom, które "Cyk - wyjmują cyca - nakarmią - odbekną i po temacie". Z domu to wychodziliśmy tylko na spacer lub do bliskich, którzy posiadali osobny pokój w którym mogłabym się położyć na kanapie i nakarmić Dziecko. Żadne dalekie spacery czy kawiarnie i restauracje nie wchodziły w grę. Lanolina była wtedy moją najlepszą przyjaciółką :-) Ale mimo tych wszystkich przeszkód walczyłam jak lwica, walczyłam o to co najlepsze dla mojego Dziecka - ja się nie liczyłam. Po 3 miesiącach takiej walki przyszła następna - walka o laktację, która zaczęła zanikać. Trwała ona miesiąc, więcej nie dałam rady! Ta godzinna, po karmieniu, "zabawa" laktatorem wykańczała mnie totalnie. Spędzałam całe dnie z cyckami na wierzchu, bo najpierw prawie półgodzinne przystawianie, potem spanie Dziecka przy piersi, bo może coś jeszcze pociumka, a później odciąganie laktatorem (10 minut prawa, 10 minut lewa, 7 minut prawa, 7 minut lewa, 5 minut prawa, 5 minut lewa), aby pobudzić piersi do produkcji. Po tych wszystkich czynnościach chwila przerwy i znowu nadchodził czas karmienia!!! Naprawdę się starałam, ale poległam. Po 4 miesiącach od porodu przestałam karmić piersią. I wtedy obiecałam sobie, że już nigdy więcej nie stoczę takiej bitwy. Postanowiłam, że przy następnym dziecku nie będę walczyła. Zbyt dużo nerwów i stresu! Jak już zaszłam w drugą ciążę to zaczęłam mieć wątpliwości co do braku tej walki. No bo w czym to Drugie jest gorsze od Pierwszego, że mam się dla Niego nie starać?! Rozważania w mojej głowie toczyły się całą ciążę. No bo czy takie karmienie w stresie jest naprawdę dobre? Przecież Dziecko będzie to czuło, więc po co je narażać. No ale z drugiej strony przecież to takie zdrowe i dobre dla Dziecka. No ale, przecież jest już Starszak, więc nie będzie możliwości takiego poświęcenia się laktacji. Oj co ja się nabiłam z myślami! No i się okazało, że zupełnie niepotrzebnie! Mały od urodzenia (już na sali porodowej :-) ) okazał się wielkim żarłokiem, a "bar mleczny" wystarczy Mu tylko otworzyć, a On już sam sobie poradzi z całą resztą :-) Taka sielanka trwa od 1,5 miesiąca. Nie wiem co będzie dalej i jak długo dane mi będzie karmić tym razem, ale gdyby się okazało, że krótko to, tak jak poprzednim razem, nie zamierzam się obwiniać, katować i dręczyć tym, że jestem złą matką i, że mogłam zrobić i znieść więcej. Gdybym mogła to bym zrobiła i zniosła, a widocznie nie mogłam! I tak samo jest z Tobą! Zrobiłaś ile mogłaś i to jest piękne!!!
    PS Sorki za taki wywód - poniosło mnie :-)

    OdpowiedzUsuń

Ten blog jest moją własnością i to ja decyduję, co chcę na nim zamieszczać, dlatego Twój komentarz zostanie opublikowany, jeśli nie zawiera obraźliwych treści.