środa, 17 lutego 2016

Syn.

- Syn to nie to samo co córka. Choćby najlepszy.
Usłyszałam ostatnio od mamy trzech dorosłych w zasadzie synów.
Wystraszyłam się. Bo przecież ja trzech synów mam przepowiedziane właśnie. Z obrączki.
Po chwili dopiero wrócił rozum i pocieszenie, że chyba nie do końca tak musi być.


Opowiem Wam bowiem pewną historię.
Miałam sąsiadkę. Starsza pani mieszkała samotnie w kawalerce. Zawsze serdecznie rozmawiałyśmy na klatce. Raz zeszła do nas, gdy zasłabła. Wzywaliśmy pogotowie.
Od tamtego dnia coraz rzadziej ją widywałam. W zasadzie wcale.
Przyuważyłam za to pewnych nowych lokatorów. Chudy pan po pięćdziesiątce i dziewczyna przed trzydziestką.
Jako, że mieszkamy na parterze, trudno było mi zorientować się, do którego mieszkania się wprowadzili.
W każdym razie oboje byli jacyś tacy strasznie smutni. A chudy pan to wieczorami wsiadał na rower i gdzieś jechał. Codziennie.
Pewnego dnia zobaczyłam go na balkonie. Wieszał pranie. W mieszkaniu starszej pani.
Aaacha! Mam was!-pomyślałam i za sekundę zdałam sobie sprawę, że może oznaczać to...
Następnego dnia mijaliśmy się na klatce schodowej. Przeprosiłam za wścibstwo i zapytałam o zdrowie starszej pani.
- Mama? Mama proszę pani to tak nam daje do wiwatu, że sam nie wiem ile jeszcze jestem w stanie znieść!-wycedził przez zęby chudy pan. W oczach miał najprawdziwsze łzy.
No i dowiedziałam się, że starsza pani bardzo osłabła.Cały czas leży. Trzeba ją przewijać. Podmywać...Obsługiwać jak dziecko. Dlatego chudy pan zrezygnował z pracy i codziennie przyjeżdża na całe dnie do swej mamy. Pomaga mu jego córka.
-Ale to nie jest najgorsze proszę pani. Ja mogę mamę podmywać, gotować, karmić. To nie jest najgorsze.Najgorsze jest to, jak strasznie przykra ona jest dla nas. Jak na nas bluzga.Krzyczy. Mówię pani. Tyle przykrych słów to ja przez całe życie od niej nie usłyszałem.- gdy mówił dostrzegłam jak bardzo jest do niej podobny...
- Moja siostra to wcale już tu nie przyjeżdża. Nie może znieść matki. Z resztą one nigdy się nie dogadywały.Bo siostra wykształcona i swoje zdanie ma, mama tak samo. A ja to tak, wie pani zawsze jednym uchem wpuszczałem, drugim wypuszczałem...


Pewnego dnia starsza pani zeszła do nas z policją. Na boso.Pod pachą miała jakieś ubrania w foliówce i buty. Chciała, żebyśmy jej schowali, bo dzieci ją maltretują.
Dlatego wezwała policję. Wyglądała jak śmierć...
A syn nadal codziennie przyjeżdżał. Robił zakupy. Wieszał pranie.Raz mi się pochwalił, że udało mu się trochę postawić mamę na nogi.




- Moja mamusia umarła trzy dni temu.- powiedział jednego dnia, gdy przywitaliśmy się na klatce.
Nie wiedziałam co odpowiedzieć...
Płakał.


I w dalszym ciągu codziennie przyjeżdżał rano.
Odjeżdżał wieczorem.
Na rowerze.
Miałam wrażenie, że codziennie jest coraz chudszy.
Każdego dnia koło śmietnika pojawiały się "nowe" sprzęty po starszej pani.
Trwało to dobry tydzień.
Potem natomiast zaczął przesiadywać w piwnicy i bardzo hałasować. Młotek. Piła. Tego typu dźwięki.
Wreszcie po dwóch tygodniach spotkałam go na klatce schodowej.
Oczy zapadnięte. Na twarzy skóra i kości.
- Jak się pan miewa? Strasznie pan wychudł. Chyba zapomina pan o jedzeniu, hmm?
- Musiałem wysprzątać mieszkanie. - powiedział patrząc w ścianę.- Wie pani, została mi szafa. Musiałem ją porąbać. - zamilkł.
- A jak ją rąbałem... Czułem się, jakbym mordował człowieka...- dodał po chwili ze łzami w oczach.


Od tamtego dnia nie widziałam go już nigdy.
Ale tak bardzo zapadł mi w pamięć, że nie raz o nim rozmyślam.
Taki dzielny.
I oddany jak pies.
Syn.

11 komentarzy:

  1. No to kolejny raz się spłakałam - mama syna.najwierniejsza.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja nie potrzebuję historii, mam swoją własną w rodzinie - teściów oboje bardzo schorowanych, mama właśnie praktycznie jak owa sąsiadka, jeszcze na chodzie i myje się sama ale Alzheimer postępuje .Mąż dzwoni do rodziców codziennie, mieszkają w innym miescie,daleko,a jednak gdy jeździmy niemal co weekend (by posprzątać, zrobić zakupy na cały tydzień, pomóc się umyć itp., a przede wszystkim żeby POBYĆ z nimi,porozmawiac,porobić coś razem by czuli się jeszcze potrzebni)jedziemy całą 4, mimo wlasnych spraw zostajemy 2 dni, nocujemy, poswiecamy swoj czas na odpoczynek.Żeby było weselej,żeby dziadki widziały wnuki.Mąż czyta z oczu mamy każde jej życzenie, wystarczy że tylko coś wspomni,juz to ma zrobione,przytula ją, całuje w czoło, dba w zasadzie lepiej niż o żonę;-) Tymczasem siostra męża -córka zatem- wpada z obowiązku 1x na miesiac, i to tylko by przywieźć matce ugotowany wcześniej w domu obiad, szybkie zaopatrzenie lodówki i wraca do domu.Zawsze tłumaczy, że nie ma czasu, bo to i tamto. 3x z rzędu nie było jej z dziećmi i mężem na Wigilii bo w tym czasie jeździli w góry na narty. Mama to dla niej przykry obowiązek, dodatkowe zajęcie do odbebnienia,eh dużo by opowiadac i porównywać. A wniosek jest jeden - płeć nie ma tu najmniejszego znaczenia.Liczy się wychowanie, charakter i wiele innych.Nie daj sobie wmówić, że jako mama chłopców coś tracisz. Tak twierdzą tylko zazdrosnicy ;-)
    Ania - mama 2 absolutnie wspaniałych synów ( których nie zamienilabym na tuzin corek) i żona najwspanialszego, znanego mi syna

    OdpowiedzUsuń
  3. ... i chociaż w mojej rodzinie faktycznie- stereotypowo do bólu, to ja jestem blisko z mamą, a brat? Kusi, żeby napisać- jak to syn, ale tego nie zrobię. No brat tak blisko nie jest. W każdym razie, sama uważam, że nie ma reguły. Naprawdę. Relacje w rodzinie bywają tak pogmatwane, zawiłe, czasem trudne, że w tej materii, kto nam poda szklankę wody na starość, potrzyma za rękę, reguły nie ma. Znam dorosłych synów, którzy "wpadają" do rodziców, kiedy muszą, albo... potrzebują, i takich, którzy mimo kilku dziesiątek w metryce, wciąż przed Wigilią lepią z mamą pierogi.

    OdpowiedzUsuń
  4. Taka..dziwna i zapadająca w pamięć historia..

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie ma reguły. Ale dziwnie wszystkie dziewczyny, które znam i które mają synów, ciągle mówią, że chciałyby córkę. A te które mają córkę lub córki nie mówią, że chciałyby syna....:)Ja mam córkę i nie chciałabym syna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To też chyba nie jest standard- ja mam 2 chłopców, marzy mi się 3 dziecko i mówię otwarcie, że trzeci syn. Córka nie jest i nigdy nie była moim marzeniem. W drugiej ciąży głośno mówiłam że chcę dla pierworodnego brata . szczęśliwie się udalo i uwielbiam mówić o swoich dzieciach "moje synki".:-)

      Usuń
    2. Asta_79. Ja mam dokładnie tak samo. Mam dwóch synków z 2 letnią różnicą wieku. I bardzo pragnęłam drugiego synka dla pierwszego,by miał bratnią duszę. I też jeśli miałabym mieć 3 dziecko choć już mie planuję może być chłopcem. Najlepsze w tym wszystkim jest właśnie to czcze i głupie bezsensowne gadanie innych ludzi. O córkach. Ile to ja się nasłuchałam przy okazji drugiej ciąży. O parkach srarkach. I np.od bratowej meza'zobacz ile cie ominie. Zabawy lalkami,przebieranki.' haha moje myślenie nie obejmuje tego. Pozdrawiam wszystkie mamusie.Magda

      Usuń
  6. Czytałam tę historię ze ściśniętym sercem....przeszło rok temu dokładnie to samo przechodziliśmy z moim Dziadkiem. Niestety i u niego demencja sprawiła,że nie był sobą, że mówił przykre rzeczy. Mimo to, codziennie dyżurowałyśmy z mamą przy nim na zmianę.
    No i tutaj właśnie podobieństwa się nieco rozjeżdżają. Dyżurowała moja mama, czyli córka dziadka i ja, czyli wnuczka. A dziadek miał jeszcze Syna. Syna, który przyjechał jeden raz, przez cały kilkumiesięczny okres pogarszania stanu zdrowia. A kilometrów do przejechania miał całe 60. W dodatku zrobił to właściwie już pod naszym przymusem. Później już żadne telefony, smsy nie działały.
    Dzisiaj nawet nie wie, gdzie pochowaliśmy dziadków...
    I dodam, że nigdy nie byli skłóceni.
    Kiedyś odpisał nam, gdy usiłowałyśmy go nakłonić do jakiegoś działania, że dla niego rodzina to jest żona.
    I tyle.
    Dziadek swoją ostatnią wolę przekazał mojemu tacie, który chyba był mu bliższy niż własny syn, a na pewno więcej dla niego zrobił, bardziej się troszczył, dbał i przejmował.
    Mój Tato również całe lata,do końca, opiekował się swoją chorą mamą, z którą dzieliło go 120km.

    Jedna rodzina, dwie zupełnie inne historie, różne charaktery i różni ludzie.
    Ja myślę, że w momencie, o którym tu napisałaś, po prostu zbierzemy ostatni plon z tego, co teraz siejemy.
    I w tym momencie nie będzie różnicy, czy mamy synów, czy córki.
    Ja może za 50 lat dam Ci znać, jak to u mnie wyszło - będę miała porównanie ;)

    No i oczywiście pięknie opowiedziane, Martuś.
    Ściskam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak Magda, właśnie o te bratnia duszę mi chodzilo.Sama mam brata i nie raz czułam że z siostrą byłoby mi raźniej. Dlatego w drugiej ciąży tak bardzo chvialam drugiego chlopca, żeby chlopaki się dogadywaly, mieli wspólne męskie sprawy. U nas roznica 3 lat, teraz razem się bawią, starszy uczy Wszystkiego młodszego, mają te same zainteresowania, śpią w jednym pokoju razem mimo ze mamy duży dom ale nie musze ivh rozdzielac ze względu na płeć a takie wspolne zasypianie wzmacnia ich więź. Slowem jest idealnie i nie trzeba mi do szczęścia zadnych lalek.Poza tym jako jedna baba w domu czuję się jak królowa; -) A czy na starosc chlopcy mi pomogą? Nie wiem ale choćby przez pomaganie teraz tesciom dajemy im przyklad, może to jakoś zaowocuje.

    OdpowiedzUsuń
  8. Jako mama dwóch przecudownych synów (która skrycie marzyła o córce) często spotykałam się z krzywdzącymi opiniami że z synów na starość nie będę miała takich korzyści jak z córki. Życie piszę różne scenariusze i niestety nie daje żadnych gwarancji. Wierzę w to, że bez względu na płeć to wychowanie wpływa na relacje z naszymi dziećmi w przyszłości. Znam wielu cudownych synów i córek, którzy troszczą się o swoje matki na starość i mam nadzieję, że dzięki mojej postawie i miłości moi synowie wyrosną na cudownych, mądrych , dorosłych mężczyzn, którzy z potrzeby serca będą się zajmować i opiekować swoimi rodzicami na starość.
    Swoją drogą zastanawiam się jak matki posiadające już dzieci, które same poznały ogrom matczynej miłości mogą wyrażać opinie na temat wyższości jednej płci nad drugą i sugerować, że córki są "lepsze" niż synowie lub odwrotnie...

    OdpowiedzUsuń
  9. Relacje matek z córkami bywają trudne, bo często tak jest, że matki od córek wymagają więcej niż od synów. Latami słyszałam: "jesteś dziewczynką, więc musisz sprzątać, gotować prać (...)" i cała litania oczekiwań, kiedy brat w tym samym czasie grał na komputerze. Przyznam, że mój brat jest bliżej z mamą niż ja. Nie mogłam mieć z nią tajemnic, bo potem wszystkie ciotki zaraz o tym wiedziały i mamy moich koleżanek. Matki dla córek są chyba mniej wyrozumiałe i chyba jest coś na rzeczy skoro jest "synek mamusi" i "córeczka tatusia" ;) Mój brat z kolei z tatą bardzo się kłóci, mają zbyt podobne paskudne charakterki ;) Z domu się wyprowadziłam i relacje z mamą się poprawiły ;)

    OdpowiedzUsuń

Ten blog jest moją własnością i to ja decyduję, co chcę na nim zamieszczać, dlatego Twój komentarz zostanie opublikowany, jeśli nie zawiera obraźliwych treści.